....

128 19 7
                                    

Siedziałem na szerokim parapecie mojego pokoju i wpatrywałem się w światło na horyzoncie. Pudrowa poświata rozjaśniła wieczorne niebo sprawiając, że nostalgia chwili wydawała się niemalże namacalna.

Otwarte okno umożliwiało napływ świeżego powietrza. Czułem jak chłodne podmuchy rozwiewają pojedyncze kosmyki moich włosów, opadających mi na czoło.

Zrelaksowany przymknąłem oczy.

Nie musiałem długo czekać.

Wkrótce potem usłyszałem echo zbliżających się kroków. Wszedł do pokoju i nie śpiesząc się przemierzył całą jego długość.

Jego blada skóra kontrastowała z czernią ubrań sprawiając, że chłopak wyglądał jeszcze atrakcyjniej niż zwykle. Odniosłem wrażenie, że bije od niego niewyjaśniony mrok, który potęgowany był poprzez niepokorny uśmiech.

Zwróciłem głowę w jego kierunku.

Chłopak pretensjonalnie oparł się jedną ręką o ścianę obok. Nerwowo odwróciłem wzrok nie bardzo wiedząc, co w tej sytuacji zrobić.

Poczułem jego gorący oddech nad uchem. Był zdecydowanie zbyt blisko.

- Wiesz od pierwszego momentu gdy cie poznałem, zastanawiałem się jak ta błękitna krew wyglądałaby na twoich dłoniach. Gdy sam rozdrapiesz swoje własne serce, nie mogąc znieść tego, jak bardzo ono boli - jego szept wydawał się donośniejszy niż największy krzyk. - Przekonać się na własne oczy, jak wygląda roztrzaskane na miliony kawałków nieskazitelne serce - dodał uważnie obserwując moją reakcję.

Drgnąłem na jego słowa starając się uspokoić nierówny oddech.

Nastał koniec niedomówień i niewerbalnej wojny ukrytych znaczeń.

Nastał koniec gry pozorów i ja byłem tym, który przegrywał ostatnią rundę.

Mimowolnie przesunąłem się bliżej szyby, chcąc chociaż minimalnie zwiększyć dystans między nami.

- Boisz się? - zapytał przechylając głowę.

- Nie - odpowiedziałem prawdopodobnie zbyt szybko, na co chłopak tylko zaśmiał się perliście.

Mimo wszelkich okoliczności ten dźwięk brzmiał tak szczerze. Okazał się zupełnym przeciwieństwem wszystkiego, czym od początku był jego właściciel.

- Popatrz na mnie - rozkazał lapidarnie.

Nienawidziłem tego tonu.

- Nie waż się tak do mnie mówić - odwróciłem gwałtownie głowę natrafiając wzrokiem na jego oczy, które kolorem przypominały mi kamienie onyksu. Mimo ciemnej barwy od zawsze przywodziły mi na myśl ocean. Jego gładką i przejrzystą powierzchnię odbijającą się wewnątrz. Ich głębia sprawiała, że łatwo można było w nich utonąć.

- Jak mogłem nie zauważyć jak bardzo wszystko w tobie było destrukcyjne? - zbyt późno zdałem sobie sprawę, że wypowiedziałem te słowa na głos.

Minho ustawił się zmuszając mnie do zmiany pozycji. Teraz moje nogi zwisały bezwładnie z parapetu, a on stał opierając się o nie.

- Więc? - zapytałem uświadamiając sobie jak słabo zabrzmiał mój głos. - Czego ode mnie chcesz? Mam ci pogratulować?

Spojrzałem na własne dłonie, łącząc je razem.

Minho nachylił się, zrównując się ze mną poziomem. Chwycił delikatnie moją brodę i uniósł ją do góry.

- Nie potrzebuję twoich gratulacji. Ten widok nigdy nie był bardziej satysfakcjonujący. - jego głos był jak trucizna, miałem wrażenie, że słabnę z każdą chwilą. - Kiedyś tak nieustraszony i pewny siebie. Co się stało Jisung? - zapytał prześmiewczo. - Tym razem nie ma ramion, w które mógłbyś uciec? Miejsca, w którym mógłbyś się schować? Skryć swój ból? - poczułem uścisk w gardle.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 18, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

wdywfm; h.js & l.mhOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz