Samotny ja, samotna ona. Na ślubnym kobiercu. Razem, a i tak osobno. Pewnie się zastanawia czy dobrze robi, a ja modlitwę odmawiam by zrezygnowała. Ślub. Za szybko. Za wolno. Zbyt dużo emocji.
Sam już nie wiem czy mi doskwiera samotność, czy raczej robi to ogrom uwagi. Uwagi. To mój ślub i moje prawa! Nie, to nasz ślub. Jestem pewny, że mój ojciec będzie wściekły o to co zrobię za jakieś piętnaście minut.
- Czy przysiegasz kochać ją w zdrowiu i szczęściu, w nieszczęściu, chorobie, aż po kres swych dni? - moje myśli krążyły wokół dwóch wyrazów.
- Nie
Mój ślub będzie z samotnością.