190413/0724

11 1 0
                                    

Wczesny ranek, słońce dopiero co wychylało się zza horyzontu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wczesny ranek, słońce dopiero co wychylało się zza horyzontu. Wiatr, który nam towarzyszył, powodował dodatkowe dreszcze. Przeczesałem swoje ciemne włosy, które nijak się układały. Przełknąłem gule, jaka ciążyła mi w gardle. Byłem roztrzęsiony, buzowały we mnie różne emocje. Negatywne, jak i te pozytywne mieszały się między sobą, tworząc ogromny chaos w mojej głowie.

"Więc tak skończę?" usłyszałem dość nerwowy głos przed sobą.

Zdenerwowany spojrzałem się na niego. Ścisnąłem mocniej pistolet, który trzymałem w lewej dłoni. Wyglądał okropnie! Jego łzy spływające po twarzy pokazywały tylko, jak kruchym człowiekiem był. Słabość. Bezradność. Łatwowierność. Przerażenie. Był niczym dziecko, dziecko niedostające kolejnej zabawki, albo słodyczy. On wyglądał obrzydliwie.

"Jesteś moim bratem." kontynuował swoje marudzenie. "Mama-"

"Nic o niej nie mów. Nie wspominaj mi o rodzicach." wykrzyczałem, tym samym przerywając mu. "Nie zasługują na to. I ty powinieneś skończyć jak oni."

"Skąd o tym wiesz? Skąd wiesz, że oni zostali zamordowani?" nastała chwila ciszy. Chłopak przede mną opuścił głowę, wyraźnie nad czymś rozmyślając. "Nie było cię w tym czasie w mieście, taką wersję usłyszałem od twojego szefa, ale to nie prawda, mam racje? Dzwoniłem do ciebie." nie czekając na moją odpowiedź, kontynuował. "Nie odebrałeś oni jednego połączenia ode mnie. Powiedz mi, czy ty-" ucichł, jakby bał się kolejnych słów.

"Tak, to ja ich zabiłem! Nie bójmy się mówić o tym głośno." zaśmiałem się z wyraźnym szaleństwem w oczach. Mężczyzna czym prędzej cofnął się kilka kroków wstecz,a jego ciało zaczęło drżeć. Zatrzymał się trzy kroki przed krańcem dachu wieżowca. Uśmiechnąłem się drwiąco, za to moja twarz wykrzywiła się w grymasie złości.

"Dlaczego to zrobiłeś?"

"Jest wiele powodów, ale ciebie nie powinno to interesować. Ty nigdy nie okazywałeś zainteresowania moją osobą, zawsze naśmiewałeś się czy dokuczałeś mi." powiedziałem nad wyraz spokojnie.

"Dobrze wiesz, że było to dla zabawy. Jesteśmy braćmi, pomógłbym ci, gdybyś mnie tylko poprosił."

"Zabawa?! Przez tę cholerną 'zabawę' nabawiłem się dość sporo lęków czy kompleksów. Wraz z rodzicami świetnie zniszczyliście mnie psychicznie." prychnąłem. "Byłem dla was popychadłem, chłopcem na posyłki, do usługiwania wam, bez żadnych chęci do zemsty. Zmieniło się to jednak pod koniec gimnazjum. Pamiętasz to? Kojarzysz tą bliznę?" podniosłem skrawek bluzy oraz koszulki, by odsłonić prawy bok brzucha. Jego oczom ukazała się długa, paskudna blizna, która ciągnęła się od pępka aż do prawego przedramienia. "Ja wciąż pamiętam tą sytuacje bardzo dobrze. I gdy widzę ją, napawa mnie takim obrzydzeniem oraz gniewem, że sobie tego nie wyobrażasz."

"Słuchaj, to był wypadek. My wte-"

"Trafiłem wtedy do szpitala. Gdyby nie jakiś starszy mężczyzna, który wtedy tamtędy przechodził, wykrwawiłbym się na ulicy.*"

agoniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz