Blizny - LietPol

331 20 15
                                    

W wileńskiej łazience wesoło podskakiwał Feliks. W samych bokserkach tańczył przed lustrem podśpiewując piosenkę dla dzieci. Wychodziło mu to średnio, przez szczoteczkę do zębów w ustach. Na szyi wisiał mu ręcznik, na który kapały kropelki wody z wilgotnych jeszcze włosów, po niedawnym prysznicu. Luźna, sielankowa scena, niemal jak ze snu.

Blondyn sięgnął do kosmetyczki, po podkład. Przysunął twarz do lustra, namaczając beauty blendera. Pod zielonymi oczami wykwitły niemal fioletowe wory. Na szczęście, po kąpieli, blizny przestały mieć siny kolor, jaki przybierały na zimnie. Usta, jak zwykle popękane i suche, a pęknięte żyłki na nosie i skroniach były normą. Na szczęście Polak wiedział jak to wszystko sprytnie zamaskować. Gruba warstwa maści na blizny, na to mocno kryjący podkład, który w myślach nazywał zaprawą murarską. Gdyby nie szpetne blizny, które chciał ukryć, to w życiu nie nałożyłby sobie tylu rzeczy, w takich ilościach, na twarz. Później w ruch szedł korektor. Mocne pociągnięcia w każdym newralgicznym miejscu. Praktycznie całe prawe oko, okolice nosa, lewy policzek. To wszystko na końcu przypudrowane. Z ulgą stwierdził, że tego dnia, też udało mu się wszystko zamaskować. Wolał jak ludzie na ulicy wytykali go palcami przez ilość makijażu, niż przez blizny.

Wytarł się jeszcze raz i spiął włosy w koński ogon. Wziął słoiczek z kosmetyczki i dokładnie zaczął smarować wszystkie blizny. Przedramiona - kłótnie z Torisem i dwie, pionowe biegnące przez niemal dwadzieścia centymetrów, te po zerwaniu umów. Ramiona - większość po treningach. Mieczem, szablą, kastetami czy nawet pięściami. Oraz poszarpane, małe blizny robione w ilościach hurtowych, kiedy się stresował. Nawet ostatniej nocy, budząc się z koszmarów, kilka zrobił. Te zdezynfekował i posypał środkiem odkażającym. Uda i łydki - pamiątki po "zabawach" zaborców i różnych eksperymentach dr. Mengele. Na samą myśl o mężczyźnie miał dreszcze, a jeszcze kilka lat temu dostawał ataku paniki. Plecy - dwie poszarpane blizny. Jedna z tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego piątego, z uporem maniaka wycinana przez Ivana, Rodericha i Gilberta. Druga z tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego. Nie umiał ich smarować. Cieszył się tym, że nie oglądał ich prawie nigdy. Czasami zerkał na nie, sprawdzając czy nie jątrzą się. Przez cały czas wojen i zaborów bolały i ciekła z nich ropa, nie pozwalając zapomnieć o bólu swojego narodu. W dużym lustrze, jakiego z oczywistych powodów nie miał w Warszawie, mógł dokładnie zobaczyć bladą skórę pełną zgrubień i różowych blizn. Nienawidził ich. Widząc je za każdym razem czuł, że zawiódł swoich rodaków.

Każde miejsce, które zostało posmarowane, owinął bandażem. Wolał, by inne państwa przez przypadek zobaczyły kawałek charakterystycznego materiału, a nie szpetne ślady. Otworzył łazienkę i ruszył do szafy, gdzie trzymał ubrania. Wyciągnął czarne spodnie z niewielkimi dziurami i różowy sweter. Niemal czuł jak będzie po nim płynąć pot, kiedy chodząc w dwudziestu pięciu stopniach, on będzie chodził w prawie zimowych ubraniach. Ale to było najmniej ważne. Wyjrzał w stronę Uniwersytetu Wileńskiego, jednego z ukochanych miejsc. Tak jak na Jagiellońskim, przechadzał się z Licią pomiędzy studentami, ukrywał na wykładach słuchając o astronomii czy gonili się w imponujących ogrodach. Przez zanurzenie w radosnych wspomnieniach nie usłyszał, że ktoś wszedł do jego apartamentu.

- Feliks? Jesteś tutaj? - Toris zawołał z przedpokoju. Blondyn natychmiast wskoczył na łóżko i zakrył się szczelnie kołdrą.

- Idź stąd - Litwin prawie by wykonał polecenie, gdyby nie głos, który załamał się na ostatniej sylabie.

- Kudikis, co się dzieje - chłopak wszedł do salonu i zobaczył skulonego gościa.

- Powiedziałem żebyś poszedł - niechciane łzy zaczęły płynąć po policzkach zielonookiego. Czuł, że jak jego ukochany Toris zobaczy bandaże i blizny to nawet nie będzie myślał, by wrócić do takiej szpetnej osoby, która nawet nie potrafi zadbać o własny kraj.

- Nie zostawię cię płaczącego - usiadł na łóżku obok Feliksa.

- Zostaw.

- Nie - przechylił głowę, by zobaczyć opuszczoną, zapłakaną buzię. Swoimi długimi rękoma objął ciało niższego i przyciągnął do siebie. Łukasiewicz położył głowę na jego ramieniu i pozwolił łzom płynąć. Terapeuta powtarzał, by nie bał się pokazać słabości najbliższym. A kto był mu bliższy niż ten brunet? Nagle, w przypływie miłości otoczył ramionami Licie i wtulił się jeszcze mocniej. Dopiero, gdy Toris odsunął się, zrozumiał błąd.

- Przepraszam, przepraszam. Wiem jaki jestem. Jestem okropny. Koszmarny. Rozumiem, że nie chcesz mnie widzieć. To jes...

Wyższy tylko położył blondynowi palec na ustach, każąc milczeć. Przesuwał dłońmi po bandażach, jakby były czymś niezwykle ciekawym i absorbującym. Bez jakiegokolwiek podtekstu oglądał brzuch, plecy i nogi Polaka. Czasami wachał się, jakby bał się reakcji drugiego na dotknięcie w tamtym miejscu.

Z oczu Feliksa bez przerwy ciekły łzy. Zawsze myślał o najgorszym. Że widząc blizny Toris nie będzie chciał go znać. A nawet w marzeniach nie myślał o takiej trosce jaką został otoczony. Co jakiś czas przypominał sobie, że to się dzieje naprawdę.

- Czemu nigdy ich nie wiedziałem? - wzrok bruneta przeniósł się na twarz zapłakanego.

- A czemu miałbym je pokazać? Są brzydkie i pokazują jaki jestem słaby - Litwin tylko westchnął.

- Bo mi ufasz. I nie pokazują, że jesteś słaby. Ja też mam kilka. Może nie tyle co ty, ale wojny nikogo nie oszczędzają.

Polak znów przytulił się do bruneta. Poczuł jakąś lekkość po tym jak ktoś zobaczył jego blizny. Oraz lekkość jak zaakceptował go takim. Tak często ktoś mu coś narzucał i zakazywał, w jego historii, że robiąc coś automatycznie to ukrywał i reagował niemal agresją na wzmianki o tym.

- Dziękuję - ale drugi zajął się czymś innym.

- Czy ty chciałeś iść w swetrze dzisiaj? - różowy materiał wisiał w rękach Lici.

- Tak...

- Jest za ciepło. Załóż coś na ramiączkach albo przynajmniej T-shirt. A bandaże musisz zdejmować na noc. Twoja skóra bez tego cierpi - Feliks poczuł się, jakby znów byli razem na Wawelu, a chłopak - jako jego mąż - zalecał całą masę rzeczy i organizował to czego on ze swoim roztrzepaniem nie potrafił.

- Nie chcę pokazywać bandaży.

- Kudikis, nie masz się czego wstydzić. Jesteś wśród przyjaciół, nikt cię nie zostawi, bo miałeś ciężką przeszłość.

- Nie wiem.

- Uwierz mi - złapał go za policzki i zmusił, by na niego patrzył. - Nie pozwolę na to, jeśli to cię upewni.

- Okej - blondyn podszedł do szafy i wyciągnął czarną bluzkę z Husarią.

- Weź też krótkie spodenki - widząc przerażoną minę chłopaka, Toris zmienił zdanie. - Nie dzisiaj, ale jeszcze je założysz.

Po chwili Feliks ubrał się do końca i lekko uśmiechnął widząc radość na twarzy Litwina. Jeśli miałby spędzać więcej czasu z brunetem i wywoływać uśmiech na jego twarzy, za pomocą nie ukrywania blizn, to mógłby nawet w tamtym momencie stanąć tylko w bieliźnie przed Torisem. Ale na to przyjdzie czas. Na razie wystarczały im nieśmiałe uśmiechy. 

***

Witam was w pierwszym oneshocie z hetalii. Mam nadzieję, że podoba się wam. Pomysł jest z headcanonu osoby oznaczonej na górze, więc koniecznie tam wpadajcie. 


A ja już mam coś w planach. Coś czego nie było na tym profilu jeszcze. Mam nadzieję, że przyjmiecie to ciepło. 

Do następnego! 

[SZELEST KARTEK] hetalia one-shotsWhere stories live. Discover now