Konferencja - RusPol

240 17 9
                                    

Feliks nienawidził konferencji. Jak pierwszą godzinę był jeszcze w stanie wytrwać bez narzekania, to każda kolejna była męką. Pokładał się na stole, układał paluszki w wymyślne figury, a osobom, które miały nieszczęście siedzieć obok niego, kazał zgadywać co ułożył. Czasami starał się przysnąć, ale donośny głos Alfreda przypominający, o czymś zupełnie zepchniętym na margines, skutecznie mu to utrudniał. Na ciągłe gadanie o normach unijnych ze strony Francisa, Ludwika i Arthura reagował zatykaniem uszu i śpiewaniem piosenek o krakowiakach.

Czwarta godzina była torturą dla Łukasiewicza. Kładł się na stole rysując coś na "super important kartkach" i mrucząc pod nosem, że gdyby mógł, to drugi raz zastanowiłby się nad posłaniem Kościuszki do okularnika. Siorbał kawę Woseba irytując innych ze słowiańskiej rodzinki, którzy jak zwykle dostali miejsca razem z blondynem. Po chwili obrócił głowę w stronę Ivana, przestając dręczyć monologiem Radmile.

Rosjanin wypełniał jakieś dokumenty staranną cyrylicą. Beżowe włosy spadły mu na czoło, a kożuch porzucił na oparciu krzesła. Bo w Teksasie, gdzie w tamtym momencie się odbywała się konferencja, było dość gorąco. Nawet jeśli działała klimatyzacja. Szalik za to pozostał na swoim miejscu i przypięty do niego słonecznik. Fioletowe oczy zatrzymały się na jednym z fragmentów, po czym Braginski zaczął przerzucać kartki, by znaleźć jakąś informacje.

Feliks podniósł prawą rękę i złapał dłoń Rosyjki. Został obdarzony pytającym spojrzeniem. Nie zważając na nie, Polak zaczął bawić się mocnymi palcami. Kontrastowały one bardzo ze szczupłymi blondyna. Łukasiewicz ze zdumieniem zauważył, że ręce Ivana są niezwykle zadbane. Paznokcie pomalowane odżywką, a skórki elegancko przycięte. Mężczyzna przez lata pracował ze swoim narodem, a nawet, jak głosiła plotka, był w łagrze, ale jednak zgrubienia nie były mocno wyczuwalne. Przez chwilę młodszy zachwycał się dłońmi drugiego po czym powiedział.

- Jakie ty masz ładne ręce Ivan!

- Spasiba Feliks.

- Braginski, Łukasiewicz! - krzyk Ameryki im przerwał. - Macie może jakieś uwagi co do problemu niżu demograficznego w krajach wysokorozwiniętych lub uchodźctwa z powodu wojny?

- Zabić ludzi, którzy są uchodźcami, a nie będzie problemu? - Rosja rzucił swoim delikatnym i miłym głosem. Ale Jones już go nie słuchał.

Do końca spotkania Rosyjka miał wyłączoną jedną rękę z użytku. Feliks non stop się nią bawił lub kazał się głaskać po głowie. Nie żeby wyższemu to przeszkadzało, zawsze lubił Polaka. Nawet bardzo. W końcu blondyn zasnął, ale nie puścił maltretowanej dłoni, wręcz przeciwnie, przytulił ją jak pluszaka i ani myślał przestać. Całe znudzenie, zdegustowanie czy zmęczenie uciekło z jego twarzy, a został spokój i błoga radość.

Nawet w momencie, kiedy Alfred zamilkł, wszystkie dokumenty zostały zebrane (znaczy te, które były w stanie do odebrania), Polak nie wstał. A nie mógł zostać na sali. Więc go Ivan wziął na ręce. Nic nie robił sobie ze wścibskich spojrzeń rzucanych mu przez inne kraje. Nie był to ich interes, a nawet jeśli myślały, że jest inaczej, to mróz bijący od Rosji skutecznie ich odstraszał.

Ostatecznie Feliks został położony w swoim łóżku, a Bragniewski delikatnie zabrał swoją dłoń. Wtedy chłopak się przebudził i popatrzył sennym wzrokiem. Został tylko pogłaskany po głowie i usłyszał.

- Son, skończyli już - po czym Ivan pocałował go w czoło. 

***

Sprawdzone do połowy. Mam wenę więc jest. Poza tym zostałam przykuta do domu, więc będzie mnie więcej. Nie jestem szczególną shiperką RusPola, ale czasami coś człowiek naskrobie. 

Jeśli ktoś jest fanem bsd, haikyuu czy wolfstara to na profilu coś tam mam. 

Do następnego!

[SZELEST KARTEK] hetalia one-shotsWhere stories live. Discover now