1.

35 5 0
                                    

Różowo włosy chłopiec siedział na ławce przed szpitalem, obserwując kolejnych odwiedzających to miejsce ludzi.
Zawsze zastanawiało go z czym przychodzą Ci ludzie.
Może coś złamali, może muszą wrócić na kolejne badania, alb odwiedzają kogoś z bliskich.
Szpital wielu kojarzył się z czymś złym, jednak on zdążył już do niego przywyknąć. Spędzał tu więcej czasu niż we własnym domu, a od pół roku, opuścił to miejsce tylko raz, na kilku dniową przepustkę.
Z rozmyślań wyrwał go dźwięk sygnału, zbliżającej się karetki.
Jaemin wstał z ławki na której aktualnie siedział, obserwując jak ratownicy na zabierają młodego chłopaka na noszach. Chłopiec o różowych włosach nie mógł dokładnie stwierdzić ile mógł mieć lat. Jego twarz była pokryta dużą ilością krwi. Jednak Jaemin był pewny, że chłopak nie może być dużo starszy od niego.
Od zawsze należał do osób bardzo ciekawskich i w szpitalu wszyscy znali go z tego, że zawsze zadawał bardzo dużo pytań.
Czasem i tych niewygodnych czy nie na miejscu, jednak taki już był Jaemin.
Był bardzo ciekawski i nie zawsze mógł wyczuć odpowiednią sytuację do zadawania pytań.
Bez zbędnego czekania, podszedł do ratowników którzy pozostali przy karetce.

-Przepraszam Pana. - Zaczepił jednego z nich, uśmiechając się delikatnie.

-Co tu robisz, mały? Nie powinieneś być na swoim oddziale? Zaraz będzie podawany obiad. - Ratownik patrzał na niego podejrzliwie.

Wiele osób znało tu Jaemina, był znany z tego, że często bez pozwolenia opuszczał swój oddział.
Lub urządzał sobie spacery po terenie szpitala bez opieki.

-Właśnie miałem wracać, ale chciałem najpierw o coś zapytać. Kim był ten chłopak i co mu się stało?

-Dobrze wiesz, że nie możemy udzielić Ci informacji na temat tego chłopaka. Jedyne co możesz wiedzieć to, to, że właśnie przywieźliśmy go z wypadku samochodowego. A teraz uciekaj, bo będę musiał wezwać ordynatora.

-Już idę, dziękuję Panu! - Jaemin pomachał ratownikowi i spokojnym krokiem udał się w stronę głównego wejścia do szpitala.

Chłopak rzadko kiedy korzystał z tego wejścia.
Najczęściej szedł po prostu od skrzydła swojego oddziału.
Tym razem jednak miał ochotę przywitać się z Paniami pracującymi w recepcji.
Jak zawsze kobiety ciepło go przywitały.
Chwile z nim porozmawiały, zaproponowały kawę, której Jaemin zawsze odmawiał, mimo tego za każdym razem dostawał tę samą propozycję.
Po pół godzinnej dyskusji na temat tego czy w świetlicy powinny znaleźć się nowe tapety, chłopak musiał wracać do swojej sali, na popołudniowy obchód, aby następnie udać się na stołówkę, gdzie podany będzie obiad.
Siedząc już grzecznie w swojej sali, Jaemin czekał na przyjście lekarza.
Bawił się w dłoniach swoim telefonem, co chwilę podrzucając go do góry.
Jego wzrok na chwilę przeniósł się na jedyny plakat jaki miał w swoim ,,pokoju". Był to plakat Bayernu, ulubionego klubu piłkarskiego chłopaka.
Jaemin był wielkim fanem piłki nożnej, kiedyś marzył o tym by zostać piłkarzem, chodził na treningi, jeździł na turnieje, jednak wszystko zabrała mu choroba, która przyszła tak niespodziewanie i zaczęła zabierać życie z ciała młodego chłopca.
Od przyglądania się dłużej plakatowi, oderwał go dźwięk otwieranych drzwi i ciepły głos lekarza, który powitał go już na wejściu.

-Dzień dobry, Jaemin. Jak się dziś czujesz? Są jakieś zmiany? - Zapytał mężczyzna po pięćdziesiątce, trzymając przed sobą informacje dotyczące pacjenta.

-Czuję się tak jak od dłuższego czasu, nadal boli.

-Rozumiem, zwiększymy Ci dawkę leków przeciwbólowych. Muszę jeszcze sprawdzić poziom tlenu w aparacie. - Jaemin pokiwał jedynie głową na słowa lekarza. Codziennie mówił i robił to samo.
Stan chłopaka nie zmieniał się, nie pogarszał, ani nie polepszał. Jaemin miał już dość tej monotonii, chciał wrócić do domu.

-Kiedyś jeszcze uda Ci się pograć w piłkę. - Uśmiechnął się do niego mężczyzna.

-Narazie rak gra w moich płucach i mi to uniemożliwia. - Mruknął smutno różowo włosy.

-Jesteś bardzo silnym chłopcem, Jaemin. - Tylko tyle odpowiedział mu starszy mężczyzna, zanim wypełnił kilka papierów i żegnając się z chłopakiem, opuścił jego salę.

Jaemin westchnął głośno, kładąc głowę na poduszce. Kilka minut gapił się w sufit, zanim postanowił się podnieść by w końcu udać się na obiad.
Złapał rączkę od swojego przenośnego aparatu tlenowego, ciągnąc go za sobą na dół, gdzie znajdowała się duża stołówka.
Przy jego ulubionym stoliku, już czekał jego przyjaciel Mark, który uśmiechał się do niego szeroko.
Obok siedział chłopak Marka, Donghyuck, który jak codziennie, przychodził spędzać czas ze starszym od siebie o rok chłopakiem.
Z Markiem, Jaemin poznał się już rok temu, kiedy obaj zostali zaproszeni na obóz dla dzieci zmagających się z nowotworem. Mieli wtedy po 17 lat, więc byli jednymi z najstarszych uczestników. U Marka na niedługo przed obozem zdiagnozowano białaczkę, chłopak nie chciał jechać, jednak po namowach jego chłopaka postanowił poznać ludzi takich jak on i w tym właśnie Jaemina.
Od razu złapali wspólne tematy. Okazało się, że mają ze sobą naprawdę dużo wspólnego.
Od pół roku leżą na jednym oddziale, a nawet dzielą ze sobą jedną salę.
Udało im się to po ponad miesięcznym błaganiu ordynatora o przeniesienie Marka do sali Jaemina.
Od tamtej pory, Jae widywał się codziennie również z Donghyuckiem, był z Markiem już przed tym jak zdiagnozowano u niego nowotwór, od tamtej pory nie opuścił go w żadnej sytuacji.
Codziennie po szkole odwiedzał chłopaka w szpitalu i zostawał do późnego wieczora.
Często również pielęgniarki litowały się nad zmęczonym chłopakiem i pozwalały mu spać w sali chłopców.
Jaemin bardzo polubił Hyucka, imponował mu tym jak bardzo troszczył się o Marka, od razu było widać, że kocha go najmocniej na świecie i to ze wzajemnością.
Różowo włosy bardzo liczył na to, że Mark wyzdrowieje i razem z Hyuckiem wylecą do Kanady, tak jak bardzo chciał tego starszy.

Stojąc już przed stolikiem, Jaemin uśmiechnął się szeroko, przytulając po kolei swoich przyjaciół na powitanie.

-Hej, Nana! Jesteś głodny? Wzięliśmy Ci kurczaka z pieczonymi ziemniakami. - Odezwał się Hyuck, uśmiechając się szeroko.

Jaemin od razu pokiwał twierdząco głową, zajmując miejsce przy stoliku. Między nimi nigdy nie padały pytania typu: ,, Jak się czujesz? ",, Wszystko w porządku?". Wszyscy wiedzieli, że nie czują się dobrze, a i nic nie jest w porządku.
Po prostu unikali tych tematów, przecież było dużo przyjemniejszych rzeczy o których mogli rozmawiać, rak nie koniecznie do nich należał.

-Wiecie, przywieźli dzisiaj do szpitala takiego chłopaka. Ratownik powiedział, że brał udział w wypadku samochodowym. Chciałbym się dowiedzieć co się z nim stało. - zaczął temat Jaemin, który odkąd zobaczył wspomnianego chłopaka, nie mógł przestać o nim myśleć.

-Oh, Nana... Ty jak się na coś uprzesz, to nie ma przebacz. Masz jakiś plan? - Zaśmiał się cicho Mark.

-Właściwe to nie, pewnie będę męczyć wszystkich tak długo, aż w końcu mi powiedzą.

-To dla Ciebie typowe. - Szturchnął go lekko Hyuck.

Więcej już nie poruszali sprawy chłopca z wypadku. Wszyscy zajęli się swoim jedzeniem i tym jak bardzo Mark jest głupi gdy wrzuca sztuczne gluty do torebek pielęgniarek.
Żaden z nich nie miał pojęcia, że chłopiec o którym tak dużo myślał Jaemin, właśnie walczył o życie kilka ścian dalej, gdzie lekarze nie dawali mu już praktycznie żadnych szans.

one step for life (𝓡𝓮𝓷𝓶𝓲𝓷) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz