I

3 0 0
                                    

  Odkąd pamiętał w jego życiukrólowały maski. Nie były to jednak te skrzące się brokatem ozdóbki, którymi tak chętnie zasłaniano twarze na wystawnych balach. Takimi zresztą gardził, tak jak marnowaniem czasu nazabawach i tańcach. Maski, które on sam przywdziewał stanowiły integralną część jego osoby, żaden postronny obserwator nie śmiałby go nawet podejrzewać o przebranie. Jego kamuflaże były doskonałe, w połączeniu ze snutymi nieustannie intrygami stanowiły przepustkę do lepszego życia, otwierały przed młodym człowiekiem złote wrota kariery.Tak, Tom Riddle był genialnym aktorem,do tego brał udział w przedstawieniu, o którym nikt,oprócz niego,nie miał pojęcia. Jednak teraz, misternie utkana z manipulacji siećmogła zostać brutalnie rozerwana. Tom pochylał się nad talerzem parującej zupy, starając się ignorować błahe rozmowy swoich kolegów z domu, myślał o czekającym go dzisiaj spotkaniu. Chociaż nie wykluczał takiego przebiegu wydarzeń, to wiadomość, którąrano przekazał mu Cygnus popsuła jego humor na resztę dnia.Pieprzony Dumbledore- pomyślał, niecierpliwie odgarniając opadające na czoło włosy. Od zawsze wiedział, że starzec, w przeciwieństwie do innych nauczycieli, nie darzy go bezgranicznym zaufaniem, niekiedy graniczącym z głupotą. Zdawał sobie takżesprawę, że pod wpływem spojrzenia zza okularów połówek robi sięnieco zbyt gadatliwy. Przejechał zimną dłonią po twarzy, drugą sięgając po kieszonkowy zegarek. Spojrzał na połyskującą złotem tarczę i z niemiłym zaskoczeniem uświadomił sobie, że jest już spóźniony. Zerwał się od stołu zahaczając ramieniem o wystającą z talerza łyżkę, która z brzękiem upadła na podłogę. Jeden z siedzących obok ślizgonów momentalnie schylił się żeby ją podnieść. Tom obrzucił go tylko zniesmaczonym spojrzeniem, zbyt krótkim by tamten mógł je dostrzec i skierował się w stronę wyjścia z wielkiej sali.
   Stojąc przed gabinetem Dumbledore'a  czuł, powoli ogarniającą, panikę. Dawno nie był tak niezdecydowany, kompletnie nie wiedział jaką maskę przybrać na tę okazję. Pocierał o siebie koniuszki palców i rozmyślał. Ma być zaskoczony, skruszony czy może oburzony oskarżeniami, ponieważ byłpewny, że prędzej czy później takowe padną. Z rozważań wyrwałgo skowyt otwieranych drzwi.

-Dobry wieczór Tom, wejdź proszę.

Za każdym razem kiedy było mu dane odwiedzać gabinet nauczyciela transmutacji chłopak odczuwał pewien dyskomfort. Dzisiaj to uczucie było spotęgowane perspektywą czekającej go, z pewnością niezbyt przyjemnej, rozmowy.

-Dobry wieczór Panie profesorze, chciał mnie Pan widzieć- powiedział Tom i zajął miejsce naprzeciw Dumbledore'a

-Tak Tom, w rzeczy samej, jako że jesteś prefektem naczelnym, chciałem z tobą porozmawiać na temat ataków, które ostatnio mają miejsce w szkole.

-Obawiam się, Panie profesorze, że w niczym nie pomogę. Wszystko co o tym wiem zostało już powiedziane, a reszta to jedynie moje domysły.

-Bardzo chętnie posłucham o twoich przemyśleniach, jeśli oczywiście zechcesz się nimi podzielić. Może chcesz też porozmawiać o czymś, co cię dręczy. Wiesz, kilku nauczycieli zwróciło mi uwagę, że jesteś ostatnio jakiś nieswój.

-U mnie wszystko w porządku, a moje domysły wolałbym pozostawić dla siebie – Tom był coraz bardziej zdenerwowany, wspomnienie innych nauczycieli wyprowadziło go z równowagi. To był czysty blef, żaden z tych dobrodusznych półgłówków nie zauważyłby zmiany w zachowaniu chłopaka.

-W porządku Tom. Jest już późno, dlatego powiem wprost. Mam co do ciebie pewne podejrzenia związane z atakami na uczniów mugolskiego pochodzenia. Muszę je przekazać dyrektorowi ale najpierw chciałem skonsultować je z tobą.

-Pan sugeruje, że miałbym mieć z tym coś wspólnego? Z całym szacunkiem ale to śmieszne.-wycedził Tom pogardliwym tonem, przybierając maskę oburzenia.                                       Gdy tylko słowa opuściły jego usta dał się słyszeć przeraźliwy skowyt. Do gabinetu, przez otwarte okno, majestatycznie wleciał feniks trzymający w dziobie skrawek papieru. Dumbledore zerwał się z miejsca, podszedł do zwierzęcia i przeciągłym ruchem pogładził je po ognistoczerwonych piórach, delikatnie wyszarpując bladą  karteczkę. Podniósł wiadomość do oczu i szybko omiótł ją wzrokiem a następnie cisnął na obszerny blat biurka. Nie oglądając się za siebie, rzucił roztargnione ''zaraz wracam" i w pośpiechu wyszedł z gabinetu, zostawiając Toma sam na sam z ognistym ptakiem.


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 16, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Wszyscy jesteśmy szarzyWhere stories live. Discover now