Rozdział I

91 4 2
                                    

Abigail z trudem wciągnęła walizkę do obskurnego autobusu. Zajęła miejsce na skrzypiącym fotelu i przyglądała się widokom za obszernym oknem.

Pustkowie. Kompletna dziura. Tylko te określenia nasuwały się na myśl dziewczynie. Była rozdrażniona zachowaniem przyjaciółki. Gdyby nie to,że kazała jej złożyć tu wizytę, pewnie rozkoszowałaby się samotnym siedzeniem na tarasie i obserwowaniem kropel deszczu, spadających z zachmurzonego nieba. To każdego dnia poprawiało jej humor. Ale naturalnie ktoś musiał zakłócić jej monotonne życie. Od dziecka, była złą, niesforną brunetką o zielonych oczach, odbierająca zabawki rówieśnikom. I o dziwo, wcale nie miała ochoty tego zmieniać, ale wszyscy na siłę próbowali wpoić jej zasady.Czuła się jak dziki mustang hulający po polanie. Nic i nikt nie było w stanie powstrzymać jej od tego, co uważała za stosowne. Sama kierowała swoimi decyzjami, nie pytając innych o zdanie. Spoglądając po raz pierwszy, Abigail wydawała być się dziewczyną z kawałem lodu, zamiast serca. Trzeba było ją bardziej poznać, aby dostrzec jej wewnętrzne piękno. Ocenianie ludzi po pozorach doprowadzało ją do szaleństwa. Jednak na nerwy najbardziej działało jej to, że łaskawie nie została poinformowana o co chodzi w tym wszystkim. Właśnie jedzie do jakiegoś obcego człowieka, nie wie w jakiej sprawie. Kochana siostrzyczka dziewczyny, najbardziej się do tego przyczyniła. Zamieniła swoje życie w ogromna imprezę, nie patrząc na konsekwencje, które musi teraz ponosić Abbie. Nie chce widzieć jej na oczy. To ona sprawiła,że musi uciekać z dala od domu. Naraziła dziewczynę na niebezpieczeństwo. Była pewna była, że Latifa - jej przyjaciółka, nie bez powodu kazała opuścić jej Mullingar w ciągu paru godzin. Tylko ją jeszcze darzyła zaufaniem. Jednak w żaden sposób nie może jej pomóc, jest bezradna.

* * *

Z dalszego rozmyślania wyrwał ją przeraźliwy płacz. Rozejrzała się wokoło. Mały, pulchny chłopiec był cały czerwony, a po jego policzkach spływał strumień łez. Jego matka bez skutku próbowała go uspokoić. Nie chodzi o to,że nie przepadała za dziećmi. Zwyczajnie nie lubiła krzyku, pisków i hałasu. Dziecko popadło w histerię, rzucając się na wszystkie strony. Abigail włożyła rękę do torby w poszukiwaniu słuchawek. Była jeszcze bardziej wściekła, kiedy odkryła,że ich nie spakowała. Przekręciła się na siedzeniu, starając nie dotknąć przylepionej do oparcia gumy. Pragnie jedynie, aby autobus zatrzymał się w środku tej drogi do piekła. Wtedy, jak gdyby nigdy nic opuściłaby go i skierowała się przed siebie w nieznane. Tak właśnie się stało. Środek komunikacji, stanął na zabitym deskami przystanku, wydając z siebie dźwięk, jakby momentalnie miał runąć w dół. Wykaraskała się z pojazdu, a na jej twarzy malował się uśmiech. Jak smakuje wolność? Zdaje się,że jak spaliny i stado bydła. Jeszcze bardziej się pogrążyła. Jest teraz na jakimś ogromnym polu, a nad jej głową górują burzowe chmury. Stawiała powolne kroki, kierując się przed siebie. Wysoki, farbowany blondyn z promiennym uśmiechem o szmaragdowych oczach. Szukała dokładnie kogoś, pasującego do tego opisu. Szaleństwo. Pewnie w tym malutkim miasteczku,żyje takich chłopaków na pęczki. Kolejna zasada, której musi zacząć przestrzegać, mianowicie najpierw myślimy, później robimy. Stado much latało wokół niej, wydając irytujące bzyczenie. Na marne próbowała odganiać je ręką, gdyż cały czas powracały. Kiedy z nieba za zaczęły spadać pojedyncze krople deszczu, przyspieszyła krok, który stopniowo przerodził się w bieg. Kałuże rozchlapywały się we wszystkie strony pod stopami dziewczyny. Zapierało dech w piersiach, nie mogła nabrać powietrza do płuc. Wykończona przystanęła na chwilę, rozglądając się po okolicy. Czuła jak woda strumieniami przelewa się w jej butach. Bluzka była cała przemoczona, a wilgotne włosy opadały na ramiona. Jej usta drżały, a ciało przepełniało zimno. Jedynie księżyc oświecał jej drogę. Brunetka przetarła oczy ze zadziwienia. Domy, ewidentnie domy! Jednak jej orientacja w terenie nie jest taka zła, jak przypuszczała. Abigail pociągnęła nosem i żwawo ruszyła w drogę. Stanęła przed najbliższym budynkiem. Dość mały, ale zadbany. Ogród utrzymywany był w porządku, ktoś regularnie musiał pielęgnować rośliny. Kamienna ścieżka prowadziła na obszerny ganek, oświecony latarniami. Drobnej postury dwudziestolatka stanęła przed drzwiami i nacisnęła na niewielki guzik. Rozległ się irytujący dźwięk i już po chwili ktoś pociągnął za klamkę.

- Abigail Loreen McDoyle? - zapytał niebieskooki chłopak, na co skinęła głową - witaj w Holmes Chapel!

Dość duży brunet, wręcz wciągnął dziewczynę do swojego mieszkania.

- Ym... chyba jednak źle trafiłam. - wydukała, opuszczając posiadłość.

Chłopak szybko wbiegł po krętych schodach, wbiegając do pokoju przyjaciela.

- Do cholery, Niall zrób coś! - syknął poirytowany.

- Co? - zapytał zszokowany irlandczyk, cały czas wpatrując się w ekran laptopa.

- Ona tam jest. - wysapał zrezygnowany, opadając na sofę - ona.

Zielonooki poderwał się na równe nogi. Od paru dni oczekiwał jej przyjazdu.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 06, 2014 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

SlaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz