201 22 4
                                    

Rudowłosa kobieta spojrzała w lustro i słabo się uśmiechnęła. Wreszcie, po długich błaganiach została sama w pokoju. Nie mogła uwierzyć, że za kilkadziesiąt minut stanie na ślubnym kobiercu i powie te wielce ważne tak mężczyźnie, którego kocha na zabój. Była szczęśliwa. I przerażona, cholernie przerażona.

Wyjrzała przez okno obserwując przez krótką chwilę ludzi chodzących wokół wielkiego białego namiotu rozstawionego w ogrodzie. Jeszcze raz spojrzała w lustro i wygładziła swoją biała sukienkę. Była prosta jak na suknie w tak ważnym dniu. Gdyby nie to, że miała koronkową górę i krótki tren nie powiedziałaby, że stoi w sukni ślubnej. Niestety to, że ich zaślubiny odbywały się w czasie wojny i konfliktów Lily nie mogła zaplanować uroczystości tak jak wymarzyła.

Może nie pragnęła hucznego i wystawnego wesela, jednak zawsze myślała, że jej suknia będzie wyjątkowa, a każdy gość będzie cieszył się widząc ją szczęśliwą. Tak jednak nie było. Bo chociaż rodzice jej i Jamesa wciągnęli się w przygotowania do ślubu cały czas subtelnie odsuwali od nich ten pomyśl. Państwo Potter twierdzili, że okres, który panował w świecie czarodziei nie jest odpowiednim na takie wydarzenie, a w szczególności nie w tak ważnej rodzinie. Z kolei państwo Evans stali przy tym, że ich mała Lily jest zdecydowanie na takie coś za młoda. Jej siostra z mężem oświadczyli nawet, że nie pojawią się na ślubie. Gryfonce było z tego powodu przykro, przez długi czas prosiła matkę, żeby porozmawiała z Petunią i postarała się ją przekonać do zmiany decyzji, jednak za nic nie udało się przekonać jej starszej siostry. Nigdy nie miała z nią dobrych kontaktów, ale skrycie uważała, że to Vernon wywiera na nią tak wielką presję.

Wzięła do ręki mieniące się kolczyki i włożyła jeden z nich do ucha. Przy nakładaniu na drugie, drzwi lekko się otworzyły, a widok mężczyzny w lustrze sparaliżował pannę młodą. Kolczyk wypadł jej z ręki, a wzrokiem zaczęła szukać różdżki, którą jeszcze przed chwilą gdzieś widziała, nie mogła tylko sobie przypomnieć gdzie dokładnie.

Przez ułamek sekundy świat się zatrzymał. Ścisk w sercu, brzuchu, może wszędzie jaki poczuli oboje gdy siebie zobaczyli był tak ogromny, że w jednym momencie nabrali powietrza w swoje płuca z nadzieją, że to złagodzi te dziwne uczucie.

Przybysz widząc jej przerażenie zamknął drzwi i podniósł otwarte dłonie przed swoją twarz. Kobieta odwróciła się gwałtownie twarzą w jego stronę i lekko rozwarła usta. Nie miała pojęcia jak Severus Snape dostał się do posiadłości Potterów i jak zdołał zostać niezauważonym. W przeciwnym razie rozegrałaby się w domu walka, jakiej nie widział świat.

- Co ty tu robisz? - spytała drżącym głosem.

Ostatni raz widziała go kilka miesięcy temu na zakończeniu roku szkolnego i miała dziwną świadomość, że chłopak stojący przed nią nie przypominał siebie. Wyglądał na silniejszego i większego, ale przybitego. Jego jasna twarz była bledsza bardziej niż zwykle, co tylko uwydatniło mocne sińce pod oczami. Skarciła w myślach za to, że było jej go szkoda.

- Jesteście głupi - skwitował robiąc dwa kroki w stronę rudowłosej. - Nie macie założonych żadnych mocniejszych zaklęć zabezpieczających.

Ścisnęła zęby kipiąc ze złości. Jakim prawem wtargnął na jej wesele i śmie nazywać ją głupią. Jeszcze miał czelność zignorować jej pytanie. Szczyt wszystkiego.

- Nie przyszedłem cię porwać, zabić czy co tam teraz się w tej twojej rudej głowie rodzi. - Rozejrzał się po pokoju i kolejny raz głośno nabrał powietrza w płuca. - Sam nie wiem czemu właściwie tu przyszedłem.

Bał się, że kobieta zaraz zacznie krzyczeć, a do pokoju zbiegną się wszyscy. Nie wiedział czy w takim stanie jakim się teraz znajdował da rade w walce z Huncwotami, nawet z pomocą czarnej magii.

Bądź szczęśliwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz