Spowiedź Boga

316 38 9
                                    

Wszystko zaczęło się właśnie wtedy. W dzień gdy znudzony zajęciami wyjrzał przez okno. To wtedy go zobaczył. Początkowo nie wydawał się on być jakiś szczególny. Nic z tych rzeczy. Jednak teraz szatyn zastanawiał się czy gdyby tamtego dnia skupił swój wzrok na czymś co znajdowało się w sali, również skończyłby w tym miejscu – umierając na zawał w jakimś starym magazynie podczas ucieczki przed półgłówkami z policji. Chociaż sam tego chciał. Co jak co, ale zawał jest znacznie lepszą opcją niż krzesło elektryczne.

Gdyby tylko tamtego feralnego dnia oparł się ciekawości i nie podniósł notatnika. Gdyby nie zainteresowałby się nim. Nie. Te myśli były egoistyczne. Gdyby tego nie zrobił ludzie dalej popełnialiby przestępstwa, ciesząc się, że nie ponieśli żadnych poważnych konsekwencji. To właśnie on pokazał im, że zawsze dostaną to na co zasłużyli. Ostatecznie za każdy grzech należy oczekiwać kary.

Podnosząc czarny notatnik, rozpoczął wielką orkiestrę śmierci. Przestępców z dnia na dzień ubywało. Ci co mieli zamiar popełnić zbrodnię zmieniali zdanie, a nieszczęśnicy, którzy zrobili to nie w porę czekali na wyrok. A wyrok był jeden: śmierć.

Miał stworzyć nowy, wspaniały świat. Świat, w którym ludzie żyjąc w strachu przed śmiercią przestaliby popełniać takie zbrodnie jak morderstwa. W końcu ci z czystym sumieniem zawsze go popierali, grzesznicy chowali się w cieniu, chcąc pozostać nie zauważeni. Tak, miał zostać bogiem nowego świata. Jednak wtedy pojawił się ON. Uzależniony od cukru detektyw, twierdzący, że go powstrzyma. Niedoczekanie. Od razu znalazł sposób by go wykiwać. Może nie było to proste i wymagało wiele trudu oraz poświęceń, ale udało się. Rzekomo najlepszy i najsłynniejszy detektyw świata umarł. Zginął z jego ręki. No prawie, bo nie zadał ciosu osobiście. Jednak doprowadził to tego, że Shinigami niejako nie miała wyboru i wpisał go do swojego notesu. Tak oto pozbył się irytującego detektywa i natrętnej bogini śmierci za jednym razem.

Powili zaczął popadać w szaleństwo. Krok za krokiem. Oddech za oddechem. Myśl za myślą. Czuł jak oddaje się w objęcia mroku. A jego orkiestra wciąż grała. Śmierć za śmiercią. Oddech za oddechem. Myśl za myślą. Stopniowo otwierał drzwi zapraszając to do środka. Szaleństwo. Krok za krokiem. Słowo za słowem. Oddech za oddechem. Z niemal uwielbieniem oddawał się szaleństwu, ciągle pozostając przy zdrowych zmysłach. Minuta za minutą. Gadzina za godziną. Dzień za dniem.

Sześć lat spokoju. Przez ten czas nieśpiesznie tworzył swoją utopię. Ale potem pojawił się następca L' a. Białowłosy dzieciak, który nie wyrósł nawet z zabawek! Zlekceważył go. Przecież było oczywiste, że pycha jest i była przyczyną upadku każdego wielkiego imperium. Podobnie było z nim. Zatapiając się w swym szaleństwie i dyrygując orkiestrą śmierci nie rozpatrzył wszystkich możliwości. Nie przewidział, że detektyw mógł zostawić małolatowi jakieś wskazówki. A przecież było to takie oczywiste!

I teraz jest tutaj. Umiera na zawał na zakurzonej klatce schodowej. Sam. Choć nie. Nie jest sam. Jest z nim jego szaleństwo. Zostało mu kilka sekund życia, ale nie boi się śmierci. Bo śmierć nie zawsze oznacza koniec. Chociaż w jego przypadku można by się kłócić. W końcu nie może trafić ani do piekła ani do nieba. Gdyby mógł pewnie parsknął by szyderczym lekko histerycznym śmiechem. Wszystko jak na ironię było winną jednego zeszytu. Tak, zeszytu. Jednego zeszytu z czarną jak smoła okładką!

Niczego nie żałował.

Spowiedź Boga || Death Note one shotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz