"Lafiryndy precz"
Albo Eddiemu się zdawało albo w dotąd groźnym głosie Venoma zabrzmiała nutka zazdrości. Nie, to uczucie, dotąd obce symbiotowi, denerwowało go, wkurwiało i sprawiało, że miał ochotę skorzystać z macek, udusić delikwentki kręcące się koło Brocka i pourywać im głowy.
- To tylko jedna randka, nie przesadzaj - skwitował spokojnie Eddie, przeglądając się w lustrze i zapinając ostatnie guziki w nowej, białej koszuli. - Choć to w sumie nawet nie randka, zwykła kolacja tylko.
"Precz, powiedziałem coś. Spotykasz się z takimi, a potem robi ci się jakiś kisiel w mózgu. Jak możesz?"
- Dostanie kwiatka, pogadamy i będzie miło. - uśmiechnął się Eddie.
"Kwiatkiem w doniczce. Potem ją zabiję i dopiero będzie miło."
Mimo próśb, gróźb i niezadowoleniu Venoma, Eddie zdecydował, że jednak nie odpuści sobie randki. Dziewczyna mieszkająca dwa mieszkania od niego, ruda i uroczo niska, długo nie dawała wyciągnąć się na miasto. Wykręcała się pracą, obowiązkami w domu i innymi duperelami, jednak w końcu uległa, czego efekty mieli poznać już za kilka chwil.
Eddie zarzucił marynarkę na plecy, poprawił krawat i wziąwszy bukiet kwiatów z blatu w kuchni, opuścił mieszkanie, czując jak Venom rozpycha się w nim, niczym kot w kuwecie.
"Żadna. Nie zajmie. Mojego. MIEJSCA."
- Oh, oczywiście. A jak wezmę ślub i urodzi mi się dziecko, to co zrobisz? - mruknął Brock zamykając drzwi na klucz i kierując się ku numerowi dwadzieścia, gdzie mieszkała urokliwa panienka.
"Urokliwa panienka, też mi coś... Nie zesraj się, Brock."
- Możesz na jeden wieczór być cicho i nie robić mi na złość? - zapytał host. - Ładnie proszę. Potem dostaniesz tyle wątróbek, ile zechcesz.
To na chwilę uspokoiło niepokornego symbiota, który zapobiegliwie owinął się wokół żołądka Eddiego, wywołując nieprzyjemne, podobne do mdłości, uczucie. Brock przełknął kilka razy ślinę, po czym uśmiechnął się szeroko i stuknąwszy w drzwi schował kwiaty za plecami. Rudowłosa piękność, która ukazała mu się w drzwiach mogła ze spokojem pretendować do miana modelki Victoria's Secret i podbijać serca ludzi na całym świecie. Orzechowe oczy popatrzyły na niego z rozbawieniem, a ładne dłonie przygładziły nerwowo materiał białej sukienki jaką miała na sobie.
"Ty się chyba zapomniałeś, Eddie. No bez jaj."
Eddie zignorował Venoma i wyciągnął bukiet, mając nadzieję, że się nie wygłupił tymi różami.
"Róże? Mówiłem, żebyś wziął chryzantemy, a nie. Źle to o tobie świadczy."
Host zdusił przekleństwo i wyszczerzył zęby do sąsiadki, kiedy ta przejęła od niego pachnące kwiaty. Wszystko co robiła przy okazji działało na nerwy Venoma, który zaczął skakać po wnętrznościach Brocka. Tego było trochę za wiele.
- Poczekasz moment? Zapomniałem portfela z domu - westchnął ciężko Eddie cofając się w kierunku mieszkania, do którego wpadł pod czujnym wzrokiem kobiety.
Oddychając ciężko trzasnął drzwiami od toalety i nachylił się nad muszlą klozetową, czekając aż mdłości ustaną, a Venom przestanie drążyć w nim dziury. Nie chciał wymiotować w takiej chwili, nie chciał w ogóle takich sytuacji!
"Won z lafiryndami."
- To tylko jedno spotkanie! - wymamrotał Eddie siadając niezdarnie na wannie i trzymając się mocno za żołądek. - Potem zrobię co chcesz! I na wszystko ci pozwolę!
"Wszystko wszystko?"
- Absolutnie wszystko. - potwierdził host.
Skoro więc wszystko, to czemu by się nie poświęcić? Venom przemilczał słowa Eddiego i wtulił się mocno w jego serce, zaś mężczyzna ogarnął nieco spoconą twarz wracając do swojej wybranki. I choć Venoma bardzo korciło, żeby coś powiedzieć to twardo trzymał się tego, że Brock potem będzie jego małym, słodkim niewolnikiem.
Eddie odetchnął jeszcze przynajmniej parę razy i uśmiechnął się widząc na korytarzu swoją partnerkę.
"Zabije partnerkę za nerkę…"
- Gotowa? - zapytał śmiało Eddie ujmując kobietę pod ramię.
To miała być noc jego życia i szansa na wyrwanie kogoś naprawdę fajnego, nie chciał tego zmarnować, tylko dlatego, że Venom był zazdrosny.
- Jak zawsze - potwierdziła, ukazując dwa rzędy białych jak małe perełki zębów.
Restauracja do jakiej Eddie zabrał rudowłosą może nie była jakoś super droga i wykwintna, zresztą nie wyglądało też na to, by dziewczynę to jakoś raziło. Usiedli przy zarezerwowanym stoliku i oboje skupili się na kartach dań, szukając czegoś dla siebie.
"Ona jest pusta i brzydka, nie widzisz tego czy jak? Zaraz jej kark skręcę jak nie przestanie być taka miła."
- Ładnie tu - przyznał Eddie starając się jakoś utrzymać rozmowę i nie wystraszyć rudzielca.
- Nie zaprzeczę - zgodziła się ze zmieszanym wyrazem twarzy.
Rozmowa nie do końca przebiegała tak jak to sobie planował wcześniej Eddie. Przez większość czasu Venom skakał po nim jak szalony, co odbijało się na tym, że zamiast rozmawiać z dziewczyną co chwila musiał uciekać do toalety i uspokajać wściekłego symbiota.
- Mam cię powyżej uszu, pasożycie. Miałeś być grzeczny, prawda? - warczał Brock nie zwracając uwagi na ludzi, którzy wchodząc do łazienki gapili się na niego jak na totalnego, chorego psychicznie idiotę. - Daj mi się pobawić albo cię sprzedam na jakiejś aukcji.
Venoma nie było w stanie przestraszyć nic, toteż kontynuując swój plan skakał dalej po Eddiem, ciesząc się jak małe dziecko. W tym stanie więc Brock nie mógł wyjść z łazienki i chował się po kabinie, czując jak żołądek podchodzi mu do gardła.
"Przecież ostrzegałem, nie?"
A sądził, że jednak zdołają się porozumieć...
- Jesteś chory, nie można ci ufać, robaku.
"Jeszcze słowo…"
Tym razem to Eddie się zamknął, nie chciał doprowadzać Venoma do szału bardziej niż to potrzebne. Oparł dłonie na drzwiach kabiny i stęknął głośno, starając się unormować oddech. Zamiast randki miał bliskie spotkanie trzeciego stopnia w toalecie z własnym symbiotem.
W końcu o własnych siłach wyszedł na salę, rozglądając się za kobietą, która powinna siedzieć przy stoliku, a po której nie został nawet ślad.
To była kolejna z rzędu randka, którą zepsuł mu Venom i Eddiemu nawet nie chciało się już tego zapisywać. Miejsca by nie starczyło w zeszycie.
- Zostanę gejem, przysięgam. - Eddie wywrócił oczyma i udał się w samotną podróż ku wyjściu, z ciążącym mu na sercu żalem za tak obcesowe potraktowanie tej dziewczyny.
"Masz mnie i nikt inny nie jest ci potrzebny, Eddie. A teraz wracajmy do domu, trzeba uczcić mój kolejny sukces".
😃