- To jest jakiś żart. Venom, powiedz, że to głupi kawał i nie jesteś w ciąży.
Po informacji, którą sprzedał mu Venom w niedzielny poranek, Eddie długo nie mógł dojść do siebie. Zadowolony ze swojego dzieła pasożyt już od jakiegoś czasu doprowadzał go do szału, ale dzisiaj zdecydowanie przeszedł do historii mistrza pranksterowania. Z puszką gazowanego napoju w dłoni chodził po kuchni i próbował upić chociaż łyka, jednak z uwagi na to, że wredny symbiot skakał sobie po nim i zachowywał się jakby wypił gumisiowy sok... było to zwyczajnie niemożliwe. Wrócił myślami do wiadomości sprzed kilku chwil i w końcu opadł na krzesło przy stole, odstawiając z hukiem opakowanie z pepsi na blat.
"Gniewasz się na mnie, kochanie?"
Eddie podrapał się wyraźnie zawahany po karku i wbił wzrok w wiekowe drewno. Palcami sunął po zimnej puszce, wreszcie odzywając się zdławionym, pełnym rozpaczy głosem; Venom przestał biegać po nim, jak pies spuszczony ze smyczy w lesie i przytulił się do cieplutkiej wątroby swojego pana.
- Przecież się zabezpieczaliśmy, jak do tego doszło... - wymamrotał bezradny Brock, nie zwracając uwagi na to, że jego maziowaty przyjaciel jednak zmienia zdanie i znów zaczyna baraszkować w jego wnętrzu. - Zaraz się porzygam i wtedy to dopiero odechce ci się wariować. - ostrzegł Eddie, zaciskając zęby, gdy symbiot zaczął łaskotać go po żołądku i najwyraźniej miał z tego niezły ubaw.
"Ktoś musiał maczać w tym pazury"
- Palce, edukacja się kłania. A tak w ogóle to żądam testów na ojcostwo. - Eddie zgiął się nagle w pół, prawie lądując pod stołem. Symbiot najwidoczniej nie podzielał jego zdania, wymierzając mu kilka solidnych uderzeń w pęcherz i w ten sposób popychając Brocka prosto do toalety, gdzie oddał się (nie) przyjemności i osiągnął stan totalnej ulgi. Długo się nie cieszył, ponieważ ból obolałych narządów wrócił i tak i tak, zmuszając go, by po załatwieniu potrzeb fizjologicznych udał się do sypialni. Jego symbiot miał zgoła inne plany, nie dając mu żyć i rozpychając się w nim, niczym bernardyn w legowisku dla pinczera. Eddie warczał z bólu, ale zły i urażony Venom zdawał się dopiero rozkręcać na swojej prywatnej imprezie, przestając dopiero, kiedy Host nie wytrzymał i zwymiotował na podłogę. Usatysfakcjonowany symbiot aż zatarł ręce z uciechy, osiadając, mimo wszystko urażony i zły, tuż przy rozszalałym z emocji sercu Eddiego.
Brock w tym czasie, nadal zgięty w pół i zwisający głową z łóżka, patrzył na plamę na pięknych, nowych panelach, zastanawiając się kogo on sobie do cholery wziął do domu? Za Netflixa nie płacił, codziennie domagał się nudli i jeszcze teraz śmiał wkręcić go w dziecko. Boże, za co...
"Trzeba było wyciągać w porę, a nie teraz mi tu narzekać. Bądź mężczyzna, zadbaj o przyszłe pokolenie, tatusiu"
Żadne przyszłe pokolenie, w mordę jeża.
"A właśnie, że tak. Jeśli nie, to oczekuje alkomatów z sądu"
- Alimentów, do cholery. Alimenty, nie żadne alkomaty... - mruknął dziennikarz.
Cudem się podniósł, z powrotem kierując się do łazienki. Wciąż nie posprzątał po awanturze, kiedy to Venom w zazdrości zaczął rzucać nim po całej łazience, na koniec grożąc, że wystawi mu szmaty za drzwi. I tak: lustro rozbite, piękna wanna popękana, podłoga w dziurach i zadrapaniach.
"Nie tak gwałtownie, dziecko będzie się denerwować."
- Muszę się przez ciebie umyć. Wyglądam, jakbym psu z gardła wyszedł. I żadnych sztuczek, nawet nie próbuj się do mnie dobierać.
Venom podskoczył w środku i zaczął wirować, jak szalony. Tym razem nie trwało to długo i tym razem Eddie zdołał powstrzymać kolejną falę wymiotów. Zdjął z siebie ubrania, po czym nieco osłabiony, wszedł do kabiny prysznicowej. Venom milczał jak grób, mrucząc tylko, przez co Eddie miał wrażenie, że robi się głodny i burczy mu okrutnie w brzuchu.
"Będziesz płacił mi alkomaty do końca życia, zobaczysz ty, Brock. Znajdę sobie nowego hosta i dopiero ci wjadę na ambicję"
- Pogadaj sobie. Lepiej zastanów się, jak dasz temu naszemu trutniowi na imię i przestań mnie obłapiać od środka, ok. Wiesz, jak to na mnie działa po dłuższym czasie... - mruknął, rumieniąc się mocno, Eddie.
Przeklęty symbiot, wiedział dobrze, jak się poruszyć, żeby doprowadzić go do szaleństwa i sprawić, żeby Brock na chwilę zapomniał o wszelkich problemach. Opierający się dłońmi o mokrą ścianę Eddie warknął na swojego pasożyta. Ten w odwecie sięgnął macką do krocza i natychmiast oplótł nią mocno penisa mężczyzny, czerpiąc radość z tego, że udało mu się złapać w potrzask swojego hosta. Dziennikarz zacisnął wargi i przylgnął czołem do zimnego kamienia, nie mogąc opanować drżenia całego ciała, gdy Venom zaczynał go pieścić. Wtedy po prostu przepadał kompletnie i pozwalał mu na wszystko.
"Teraz też się gniewasz"?
To było złośliwe, ale Eddie nie miał sposobności się odgryźć. Oddychając ciężko, wypiął się wbrew własnej woli i tym samym dał Venomowi przyzwolenie do dalszych działań. Zdębiał jednak, czując jak jedna z Venomowych macek wsuwa się w niego i celuje się dokładnie na prostatę, muskając ją zaczepnie. Zazwyczaj symbiot stosował inne, bardziej wyszukane kary na swoim hoście - nigdy takich. No, bywało, że zapewniał Eddiemu rozrywkę, wykorzystując fakt, że mógł zmieniać się w co chciał i było to bezsprzecznie podniecające dla Brocka, ale nie za karę. Raczej, by umilić im obojgu życie.
Eddie o mało nie upadł na kolana. Venom nie przebierał w środkach, po pewnym czasie dokładając trzecią mackę do pieszczot i całkiem rozkładając swojego właściciela na łopatki. Venom dokładał wszelkich starań, by na swój sposób sprawić, żeby Eddie już nigdy nie powiedział mu "nie". Biedny dziennikarz nie był w stanie wytrzymać długo przy tak mocnych wiatrach i w końcu wytrysnął na kafelki, łapiąc głośno oddech. Błagał w myślach, żeby Venom dał mu spokój.
"Żeby mi to było ostatni raz, Eddie."
Zdecydowanie, nigdy więcej nie miał zamiaru więcej kłócić się z Venomem.
***