<To czysty crackfic, błagam, nie bierzcie tego na poważnie>
Uchyliłem ciężkie, napuchnięte od zmęczenia powieki. Nastał kolejny dzień, sobota. Dzisiaj miał odbyć się w naszym mieście ten cały marsz równości. Mdliło mnie na samą myśl o tym, że ci zboczeńcy będą ot tak sobie chodzić po ulicach i gorszyć wszystkich naokoło. Gdybym był rodzicem, zabroniłbym wychodzić dzisiaj mojemu dziecku z domu. Przecież... to obrzydliwe.
Jednak nim marsz się zacznie, my, obrońcy Boga, honoru i ojczyzny, mieliśmy stawić się pod pomnikiem Bohaterów Ziemi Białostockiej i przygotować na odparcie tęczowego ataku. Musieliśmy pokazać prawdziwą klasę. Musieliśmy pokazać, że godnie walczymy o Polskę, że jesteśmy najwyższej klasy patriotami, godnymi ponad wszystkich!
Wyjebałem się o puszkę po piwie, wstając z łóżka.
Wstałem i poszedłem dalej, czując tępy ból głowy. Źle spałem, to pewnie z tych emocji. Potruchtałem do łazienki, by wziąć szybki prysznic. Umyłem się dokładnie, oglądając z dumą moje nacjonalistyczne tatuaże. Są takie piękne. Najbardziej lubię ten z napisem "ARMIA JEZUSA" i "JEBAĆ KONFIDENTÓW".
Przejrzałem się w lustrze. Wyglądam jak w każdy inny dzień, jak sto procent czystego Polaka, tryskającego testosteronem. Nigdy nie ogolę nóg, nigdy nie ubiorę rurek, nigdy nie będę pedałem.
Ubrałem więc dresy i bluzę wiadomej marki odzieżowej. Poszedłem do kuchni i szybko zjadłem jakieś śniadanie, widząc na zegarku w telefonie, że już prawie jestem spóźniony. Wziąłem plecak, do którego wrzuciłem w biegu komórkę, klucze, maczetę i racę, po czym wybiegłem z domu, zakładając kominiarkę z nadrukiem.
Podróż minęła mi szybko, dzięki słuchaniu Gangu Albanii na słuchawkach i przeglądaniu wiadomości od znajomych, którzy już byli na miejscu i ekscytowali się swoimi koszulkami z homofobicznymi napisami oraz wielkimi znakami z tekstami w stylu "Białystok wolny od zboczeńców". Uśmiechnąłem się czytając to wszystko. Zobaczyłem zdjęcie Igora który trzyma przekreśloną homo-flagę w jednej ręce i odpaloną racę w drugiej. Mruknąłem pod nosem podekscytowany, kiedy usłyszałem, że autobus podjechał już pod mój przystanek. Wysiadłem szybko i niemal pobiegłem w stronę znajomych.
Zbiłem piątki z Igorem, Brajanem i Tomkiem, po czym jakiś chłopak o łysej głowie i dużych, niebieskich oczach podał mi napis "To jest Polska, nie Bruksela, tu się zboczeń nie popiera!". Nasze oczy spotkały się dosłownie na sekundę, ale to wystarczyło, bym poczuł dziwne ukłucie w sercu. Szybko pokręciłem głową i wziąłem do rąk napis. Zaczęliśmy krzyczeć z całej siły. Tak, żeby cały świat usłyszał. Precz ze zboczeńcami! Przecz!
— Wypierdalać, pedały! — krzyknąłem, widząc z oddali pierwsze osoby wyposażone w tęczę i zboczenie.
Tajemniczy, bezwłosy chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie, zobaczyłem iskierki w jego oczach. Cały świat jakby stanął w miejscu, nawet dym jakby leciał nieco wolniej. Poczułem, jak się rumienię. Niebieskooki pachniał ciastkami zbożowymi, co było najprzyjemniejszym zapachem jaki kiedykolwiek czułem. Czułem jak tonę w jego niebieskich oczach, jak w prawdziwym oceanie.
— Jebać was, pedały! — krzyknął.
Z czasem napływało coraz więcej babochłopów i tym podobnym, więc przyszła pora na odpalenie racy. Otworzyłem swój plecak i poczułem jak gula staje mi w gardle.
Moja raca... zniknęła!
— Masz jakiś problem, typie? — zapytał tamten łysy głosem niskim i sekso-... nie, stop! O czym ja w ogóle myślę?! Miał zupełnie zwyczajny głos. Głos, jak milion innych głosów. To pewnie przez obecność tych pedałów. Wiedziałem, że to zaraźliwe. Nasunąłem kominiarkę mocniej.
— Moja raca zniknęła. Pewnie jakiś pedał ją podpieprzył — przeklinałem pod nosem i odruchowo sięgnąłem do kieszeni po zapalniczkę i papierosa. — Szluga? — zapytałem swojego towarzysza niedoli. Kiwnął głową.
Odeszliśmy więc kawałek dalej i zaczęliśmy wspólnie palić. Prawdziwe szlugi, a nie to, co te pedały, jakieś mentolowe gówno.
— Seba — mruknął niebieskooki, wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt daleko przed sobą. Wyglądał jak rycerz, który obserwuje bitwę. Jego zbroją był dres a bronią - maczeta. Jeździł na białym koniu, bo walczy o rasowo czystą Europę. W skrócie: był ideałem. — Jestem Sebastian.
— Mariusz — mruknąłem, siląc się na obojętny ton.
— Wiesz, stary... mogę dać ci moją racę. Mogę wziąć cię na ramiona żebyś był wyżej i działał za nas dwóch.
I w tamtym momencie powinienem był powiedzieć, że to pedalskie i nie, i fuj. Ale jak miałbym to powiedzieć, kiedy moje serce robiło fikołki?
— Okej. Ale nie wiem czy uniesiesz moją masę, wiesz, siłownia, bicek, tricek, te sprawy...
Chciałem się popisać. Lata obijania mord lamusom nie mogły pójść na marne, prawda? Poza tym, ubrałem dziś swoją najlepszą czapkę wpierdolkę i wyjściowy dres. Sebastian z kolei prezentował się nienagannie w dresowych spodniach i koszulce do bicia żony.
— Dajesz, stary, spróbujemy.
Następne godziny były jak słodki sen. Razem biliśmy homosiów, zanosząc się śmiechem, Sebastian biegał ze mną na barana, a ja trzymałem wysoko jego racę. Czułem się jakbym dostał w twarz gwiazdką z nieba. Kilka razy widziałem, że Igor przygląda mi się nieco zniesmaczony, więc postanowiłem, że muszę go potem porządnie wyjaśnić.
Parada powoli dobiegała końca, a ja ponownie rozmawiałem z Sebastianem w najlepsze, zamiast nić kolejnych pedałów.
— Właściwie już nudy, prawie wszyscy zwiali — stwierdziłem z nutką niezadowolenia w głosie.
— Moje towarzystwo ci nie styknie, mordo? — zapytał Seba, szturchając mnie ramieniem, po czym uśmiechnąłem się.
— Pewnie, że styknie, stary. Ale zwijajmy się, bo lipa lekko już się tutaj robi, zaraz psy nas wszystkich zgarną przez konfidentów.
I poszliśmy. Przez cały czas przyglądałem się tatuażom łysego chłopaka. Zauważyłem, że ma znak Polska Walcząca i napis "Jebać konfidentów", tak, jak ja! Zrozumiałem, że to nie mógł być przypadek.
Seba zwinął trochę Żubra z monopola, więc teraz zerowaliśmy ten napój bogów na ławce w parku.
— Ten dzień był zajebisty, mordo — rzekł pijacko Sebastian.
Byliśmy już mocno wstawieni, kiedy moja głowa opadła na jego ramię. Nagle niebieskooki odsunął się nieco i nachylił w moją stronę, lustrując mnie wzrokiem.
— Mówiłem ci już, że twoje włosy przypominają kolorem bagno? — szepnął.
Sebastian nachylił się do mnie bardziej i przymknął oczy. Cały zadrżałem, czując, jak się rumienię. Mój oddech przyspieszył. Wtedy Sebastian powiedział coś, co zapamiętam do końca życia.
— To moje bagno.
Po czym musnął moje wargi, a ja utonąłem w jego oczach. On był moim oceanem, a ja jego bagnem.
KONIEC
CZYTASZ
Raca która zmieniła moje życie | narodowcy gay love story
HumorKiedy podczas ataku na paradę równości w Białymstoku, Mariusz gubi gdzieś swoją racę, heroiczny Sebastian postanawia oddać mu swoją. Seba widzi iskierki w jego oczach (choć to może światła innych rac) i nie może wyplenić uczucia, które zrodziło się...