[ 𝙩𝙖𝙤 𝙧𝙚𝙣 𝙭 𝙛𝙚𝙢𝙖𝙡𝙚!𝙧𝙚𝙖𝙙𝙚𝙧 ]
︱ 𝙛𝙡𝙪𝙛𝙛 ︱ 𝙝𝙚𝙩 ︱ 𝙫𝙞𝙜𝙣𝙚𝙩𝙩𝙚 ︱
⁎⁎⁎⁎⁎⁎
Próbowałam znaleźć szybko jakieś rozwiązanie. Ręka piekła mnie cholernie, z bólu zaczęłam odruchowo nią wymachiwać. Rozglądałam się dookoła w poszukiwaniu czegoś, co mi chociaż ochłodzi skórę.
— Taka mądra jesteś, że zachciało ci się bawić w kuchni. — pomyślałam. — Boże, ale piecze!
— A ty co, masz Parkinsona? — rzekł ciemnofioletowo-włosy chłopak wchodząc do pomieszczenia. Nie słyszałam jego kroków. Zaskoczona nagłym przyłapaniem schowałam całą rękę za siebie, próbując nie myśleć o syczącym oparzeniu.
— Dzień dobry, Ren-kun. — rzekłam jak gdyby nigdy nic. Musiałam wyglądać żałośnie z głupawym uśmiechem na twarzy, gdyż moje wnętrze umierało z duszącego się krzyku. Nie potrafiłam zachować normalnej mimiki i przez to usta rysowały się w grymas.
Chłopak ubrany w białe kimono do spania zauważył moje dziwne zachowanie. Podszedł do mnie podejrzliwy. Już chciał mnie złapać za rękę, gdy się cofnęłam. Spojrzał na mnie lekko zaskoczony, jednak tym razem nie pozwolił mi uciec i chwycił za moje przedramię. Jego wyraz twarzy mówił wszystko. Ujrzał poparzoną wewnętrzną część dłoni.
— Coś ty zrobiła. — rzekł twardo, oglądając ranę.
— Nic. — Spiorunował mnie wzrokiem. Jego złote tęczówki przewiercały mnie na wylot. Westchnęłam.
— Chciałam zrobić wszystkim herbatę, ale byłam tak podekscytowana dzisiejszym dniem od samego rana, że niechcący zamiast złapać za ucho czajnika, złapałam obok i się poparzyłam. - powiedziałam na jednym wydechu, patrząc na niego smutnymi oczami. Nadal strasznie mnie piekło.
Ren pociągnął mnie za sobą. Odkręcił kran i trzymając nadal moją rękę, dał ją pod chłodną wodę. Po kilku sekundach poczułam ulgę. Na szczęście mniej szczypało. Obracał nią co chwilę, by temperatura była wyrównana. Chyba zerknął na mnie kątem oka, bo zauważyłam u niego lekki uśmiech. Zakręcił kran i dalej mnie ciągnął za sobą. Po chwili poczułam powoli narastający piekący ból. Nie chciałam tego znowu przechodzić. Przed chwilą było dobrze, czemu przestał lać wodę. Zaprowadził mnie do swojego pokoju.
— Zostań tu. Zaraz wrócę. — Ledwo wyszedł, gdy wychylił się zza rogu. — I nie rób niczego znowu głupiego. — Zamknął drzwi przesuwne.
Chyba musiałam mu zaufać, więc usiadłam na środku pomieszczenia. Poprawiłam białe kimono i rozejrzałam się. Jedyne co mi się rzuciło w oczy to leżąca w rogu włócznia chłopaka. Słyszałam dochodzące z korytarza szybkie kroki. Drzwi odsunęły się i wszedł do nich Ren z jakimś pudełkiem. Usiadł obok mnie po turecku. Zdumiał mnie tym, że wiedział co robić w takiej sytuacji, gdyż od razu zabrał się do udzielania pomocy. Owym pudełkiem okazała się być apteczka. Nie widziałam go jeszcze w tej odsłonie.
— Daj mi rękę. — trzymał gazę spryskaną pantenolem. Śmierdziało chemią.
— A-ale Ren-kun, nie trzeba. To nic poważnego. — próbowałam się ratować bezsensownymi argumentami.
— Reader-san. Nie sprzeciwiaj mi się. — rzekł groźnie.
Podałam mu dłoń, wcześniej zawijając rękaw kimona do góry. Chwycił ją delikatnie uważając na ranne miejsce. Dopiero teraz poczułam jego ciepłe ręce. Nie wiem dlaczego, ale zrobiło mi się gorąco na twarzy. Przykładał parę razy gazę, po czym umocował ją dwiema taśmami.
— Nie mów, że jeszcze gorączki dostałaś. — w tej chwili dotknął dłonią mojego czoła. Zaskoczył mnie tym gestem tak, że o mało się nie wywróciłam siedząc. Złapałam jego rękę delikatnie i odsunęłam. Nie mogłam przestać się rumienić.
— Nie mam gorączki. — rzekłam do niego. Cały czas mnie obserwował, co wprawiało mnie w jeszcze większe zakłopotanie. Nie musiał mi pomagać ani poświęcać mi czasu. Jednak to robił. Zanadto.
Usadowił sobie wygodniej moją rękę na swoim udzie i w skupieniu zaczął opatrywać ją naokoło bandażem. Miał nieufny wzrok skierowany w moją dłoń, tak jakbym miała w każdej chwili ją zabrać i uciec. Przez przypadek zerknęłam na odsłoniętą przez jego kimono wyrzeźbioną klatkę piersiową. Poczułam się strasznie zawstydzona, że aż odwróciłam głowę, by mnie nie przyłapał na tym.
— Myślę, że nic ci nie będzie, przynajmniej nie wystąpią blizny. To nie było poważne oparzenie. Mimo to powinnaś być bardziej ostrożna. — powiedział nagle, nie patrząc na mnie. — Baka. — dodał cicho marszcząc brwi. Roześmiałam się na te słowa. Spojrzał na mnie.
— A ty z czego się śmiejesz? To nie jest zabawne. — Nie mógł zrozumieć o co mi chodzi.
— Owszem, to nie jest zabawne. To jest urocze, gdy się denerwujesz. — znowu wybuchłam śmiechem.
— Urusai! — zmarszczył brwi i wrócił do dalszego opatrywania. — Gdybyś nie była taka nieuważna, to nic ci by nie było. — Zauważyłam lekkie rumieńce na jego policzkach. Jest rozkoszny.
Zawiązał mi nad zewnętrzną częścią dłoni niesforną kokardkę i westchnął, odwracając wzrok w stronę okna. Siedzieliśmy tak chwilę w ciszy. W ogrodzie swój koncert śpiewały rozbudzone ptaki. Za oknem rozprzestrzeniała się słoneczna pogoda.
— Skończyłem. — rzekł po dłuższej chwili. Nie ruszył się. Dopiero teraz dotarło do mnie, że nadal moja ręka leżała na jego udzie. Zabrałam ją spokojnie przytulając do siebie. Już miałam coś powiedzieć, gdy odezwał się pierwszy.
— Nie rób więcej czegoś podobnego. — zerknął na mnie. — A wiem, że jesteś do tego zdolna, dlatego będę cię bardziej pilnował od teraz. — Wstał z podłogi, a ja poszłam w jego ślady.
— Arigatogozaimasu, Ren-kun. — lekko się skłoniłam i uśmiechnęłam się szczerze.
— Nie masz za co dziękować. Zrobiłbym to jeszcze nie raz. Tylko wolałbym osobiście, byś była cała i zdrowa. — oświadczył to tak szczerze, że mnie zamurowało przez moment. Chyba speszył się tym, co powiedział, gdyż teraz zrozumiał wagę własnych słów.
— W każdym razie będę szedł zaraz na trening. — odparł zmieniając temat. Jest taki pewny siebie, jednak skrywa w sobie nieśmiałość i zakłopotanie za tą długą, fioletową grzywką. Poza tym traktuje rozwój bardzo poważnie, co widać na jego treningach. Wiedziałam, że musi się przygotować, więc postanowiłam znaleźć sobie jakieś zajęcie, by mu nie przeszkadzać.
— Jasne, nie ma problemu. — przystanęłam w progu. — Jeszcze raz ci dziękuję, Ren-kun.
— No idź już. — rzekł chłodno, po czym dodał cicho. — Naprawdę nie ma za co, Reader-san. — zasłoniłam drzwi i ruszyłam przed siebie. Szczęśliwa przytulałam do siebie opatrzoną rękę przez cudowne, delikatne i męskie dłonie pełne wyczucia. To był przypadek, że się poparzyłam, ale dzięki temu Ren szybko zainterweniował.
Po tygodniu rana prawie zniknęła. Mogłam wykonywać już więcej czynności, jednak Ren osobiście składając mi obietnicę, że będzie mnie pilnował, tak też robił. Nie spodziewałam się, że jej dotrzyma. Jak widać bardzo przywiązuje się do nadanych przez niego słowom i stara się je wypełnić najlepiej jak potrafi. Codziennie pytał mnie po cichu jak się czuję i jak z moją ręką. Dzięki jego ukrytej trosce czułam się lepiej i wyzdrowiałam.
⁎⁎⁎⁎⁎⁎
∼∼∼ A/N ∼∼∼
No to jedziemy z tym koksem! Pierwsze moje ff na świetle dziennym! *puszcza fajerwerki* Cieszę się, że udało mi się napisać cokolwiek uwu
Uff- pisałam go pierwszy raz ok. 2-2,5h. Jednak naniosłam poprawki następnego dnia z kilka razy i myślę, że był gotowy. Liczba słów wynosi 1073!
Jestem ciekawa wszelkiej opinii owo
Dziękuję za przeczytanie (ノ‥)ノ
Pięknego dnia/nocy!
CZYTASZ
𝕤𝕙𝕒𝕞𝕒𝕟 𝕜𝕚𝕟𝕘 〈 𝘰𝘯𝘦 𝘴𝘩𝘰𝘵𝘴' 〉
FanfictionZbiór one shotów dotyczących anime Króla Szamanów; wszystkie niezbędne informacje są zawarte w rozdziale 0. | Canon | Angst | Aged-Up | Fluff | Frenemy | Vignette | {Okładka wykonana przeze mnie; fanart nie należy do mnie!}