Przystanek

22 1 1
                                    

Niby był lipiec. Jednak temperatura powietrza na zewnątrz po dwudziestej zaczynała spadać i gdzieś około jedenastej trzeba było się cieplej ubrać, gdy chciało się wyjść na dwór.

Leonard jak zawsze zostawał w pracy do późna, zważywszy na fakt, że było to jedyne miejsce, gdzie obecnie mógł dostać pieniądze wystarczające mu na życie w komforcie.

Nie jeździł do pracy samochodem.
Był jednym z niewielu, którzy dbali o środowisko i dlatego wybierał podróż autobusem. Nie był do końca zadowolony z tego, jednak czego nie robi się dla przyszłych pokoleń?

Dochodziła godzina dwudziesta trzecia dziesięć.
To oznaczało, że ostatni autobus w kierunku jego miejsca zamieszkania odjeżdża za dziesięć minut.
Musiał tylko jeszcze zamknąć sklep, w którym pracował, jako że wychodził ostatni.

Jednak był jedną z tych osób, której nie przeszkadzał bałagan, jaki panował wokół niej. Jednakże problem stanowiły klucze, zagubione wśród paragonów pozostawionych przez klientów na ladzie i papierków po cytrusowych landrynkach. Mógł je wyrzucić od razu. Dlaczego tego nie zrobił?

Po posprzątaniu lady i odnalezieniu kluczy szybko wziął swoją bluzę z kapturem z wieszaka na ubrania pracowników i swój plecak, który zarzucił na jedno ramię.
Było co prawda po jedenastej, a na drzwiach sklepowych napisane jest, że sklep otwarty jest do dziesiątej, ale kto by zwracał na to większą uwagę, biorąc pod uwagę, że rzadkością było, aby szef zaglądał do sklepu w godzinach zamknięcia.

Wreszcie zamknął sklepowe drzwi.

Zaczął iść w stronę przystanku, spojrzał na zegarek na jego prawej ręce - dwudziesta trzecia dwadzieścia.
Zaczął biec.

Przebiegł do końca ulicy i skręcił, by trafić do celu przez skróty, którymi, o dziwo, nie chodził zbyt często.

Dobiegł na przystanek, ale nie widział autobusu.
Usiadł zdyszany i spuścił głowę pomiędzy kolana.
Jego kondycja nie była w najlepszej formie. Może powinien zrezygnować z pracowania do późna i dla odmiany zacząć chodzić do pobliskiej siłowni?

Nagle poczuł, że ktoś siada obok niego na ławce.

Lekko podniósł głowę - była to dziewczyna, ze związanymi włosami w kok i w beżowym płaszczu z vansami na nogach.

Wyprostował się i wciągnął głęboko powietrze, przez co przyciągnął wzrok dziewczyny.

Miała ładne ciemne oczy, w których światła latarni wyglądały jak malutkie świetliki.

- Trochę zimno dzisiaj. Pogoda lubi zaskakiwać - powiedział Leonard, pocierając ręce o siebie, by je ocieplić, nie spuszczając wzroku z dziewczyny.

Jednak ta nic nie odpowiedziała.
Chłopak trochę się zawiódł, bo skoro już siedzą razem na przystanku, to dlaczego by nie zacząć rozmowy? Odwrócił wzrok od towarzyszki, wypatrując autobusu, który nie nadjeżdżał.

Jednak zaraz został lekko dotknięty przez dziewczynę, przez co podskoczył w miejscu ze strachu.
Na co ta zaśmiała się lekko, ale pozostała z wyciągnętą ręką.

Dopiero teraz zauważył, że dziewczyna chciała dać mu kubek z ciepłym, parującym napojem.

- Co to? - zapytał, wskazując kubek. Jednak i tym razem nie dostał odpowiedzi. Więc wziął do ręki kubek i spróbował, co dostał.

Kakao.

Ciepłe kakao.

- Dziękuję - powiedział cicho, patrząc na dziewczynę, która również piła kakao. Jej oczy były zamknięte.
Siedzieli w ciszy.

Minuty mijały, jednak autobus nadal nie pojawiał się na horyzoncie.

- Nie rozumiem, dlaczego jeszcze nie przyjechał...

Znowu poczuł na sobie wzrok dziewczyny.

- Leon jestem - wyciągnął rękę w stronę nieznajomej.

- Li - chwyciła rękę, lekko potrząsając.

- To skrót od...?

- Od Alicji- odpowiedziała z uśmiechem, odstawiając swój kubek do torby, którą musiała wcześniej umieścić pod ławką, bo chłopak jej nie zauważył.

- A Leon to twoje imię czy też skrót od czegoś? - kontynuowała.

- Skrót od Leonard.

- Leonard brzmi ładniej - i zabrała z ręki chłopaka pusty już kubek, ponieważ nadjeżdżał autobus.

Leonard wstał, zarzucając plecak na plecy i podszedł do krawężnika. Poczuł także zaraz obecność Li po swojej prawej stronie.

Gdy pojazd zatrzymał się, a jego drzwi otworzyły się, przepuścił dziewczynę w drzwiach pierwszą.

Zajęła pojedyncze miejsce po prawej stronie pojazdu, a Leon usiadł przed nią.

- Nie jedziesz do domu, prawda? - zapytał, gdy już ruszyli, odkręcając się do Alicji.

Ta w odpowiedzi uśmiechnęła się.

- Ja jadę. W końcu. Może w nowym roku rzucę tę pracę, ale na razie to niezła opcja, biorąc pod uwagę, że mogę zostawać do której chcę i dostaję za to jeszcze pieniądze...

- Lubisz mówić, Leonardzie.

Chłopak lekko speszony spojrzał na dziewczynę, która powiedziawszy to uśmiechnęła się sympatycznie.

- Wiem.

Chciał już odwrócić się i usiąść przodem do kierunku jazdy, jednak zapytał:

- Spotkamy się jeszcze?

Jednak i tym razem w odpowiedzi dostał tylko uśmiech.

~~
6.8.19

PrzystanekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz