01

846 87 61
                                    

┊ ┊ ┊ ┊ ┊ ┊
┊ ┊ ┊ ┊ ˚✩ ⋆。˚ ✩
┊ ┊ ┊ ✫
┊ ┊ ⋆☪︎                          chapter one;
┊ ⊹
✯ ⋆ ┊ . ˚
˚✩


DZIEŃ WCZEŚNIEJ

Variet

— Jestem! — donośny głos nastolatki wraz z jej wejściem, rozniósł się echem po domu. Zamknęła za sobą drzwi, a zaraz po tym cisnęła pękiem kluczy w komodę, stojącą nieopodal. Z drobnych stóp zsunęła jednym susem białe conversy, by kolejno skierować się do nowocześnie urządzonej kuchni, w głąb nieruchomości.

— Czuję męskie perfumy, Variet. Jest późno. Z kim i gdzie byłaś, młoda damo. — chlapnęła blond włosa kobieta, opatulona w czarny, milusieńki szlafrok.

— Mamo, ja...

— Nie mamuj mi tutaj, tylko opowiadaj jak było, zanim ojciec wróci. Poznałaś jakiegoś chłopca? — zagadnęła Lucy, popijając parującą jeszcze kawę, z pokaźnego kubka. Variet odetchnęła z ulgą, zasiadając przy stole naprzeciwko matki.

— Nie uważasz, że trochę za późno na kawę? — nagabnęła nieco zmieszana.

— A co ty tak zmieniasz temat, Varietta? Coś było ten - teges, widzę to w twoich oczach. Masz siedemnaście lat, dziewczyno. Możesz kłamać jak z nut, ale własnej matki nie oszukasz. — bębniła czerwonymi paznokciami o porcelanę. — Żebyś tylko wiedziała, jak ja bawiłam się w twoim wieku... — zielonooka na moment oddała się marzeniom.

— Mamo przestań, Boże. — przewróciła oczami, jak to miała w zwyczaju.

A jej matka w zwyczaju miała częste, nonsensowne i tendencyjne biadolenie o perypetiach z młodości, czy problemie globalnego ocieplenia. Było to frustrujące, nurzące i zdecydowanie działające na nerwy, ale hej! To właśnie ta kobieta skomponowała plik powieści, które w ich najlepszych czasach podbijały New York Timesa. Ta kobieta była osobowścią, na widok której większość szanowanych pisarzy zdecydowanie poczułaby onieśmielenie. Na widok której fani z całego świata krzyczeliby po autografy.

Variet tylko chwyciła jabłko i odmaszerowała ignorancko w stronę schodów.

— Ciebie też miło widzieć, córuniu kochana, pierworodna! — wykrzyczała za nią matka.

Wskoczyła na drewniane stopnie, chyżo je pokonując.

Ubóstwiała tę część domu. Przeszklona ściana dająca widok na basen, a dalej, ich prywatną część urokliwego lasu. Oddzielała poczucie satysfakcji, której w tamtym momencie i tak nie odczuwała.

Miała ten widok na co dzień, codziennie miliony wirowały na koncie, standardowo ktoś pragnął, aby odpowiedziała na jego komentarz w mediach społecznościowych. Było tego tak dużo, że w pewnym momencie wszystko stało się niczym.

Niecodziennie jednak, młodsza siostra okupowała JEJ własną toaletkę w JEJ własnym pokoju.

— Marceline! — wrzasnęła, przez co drobna dziewczynka podskoczyła przestraszona na taborecie, upuszczając flakonik perfum. — Marceline!!

Fanatycznie wbiegła do pomieszczenia, wyrywając z jej rąk kosmetyki i furiacko wrzucając je z powrotem do szuflad. W międzyczasie sprawczyni czmychnęła na korytarz.

— Ty grzybie. — syknęła, rzucając się na drzwi.

Fun fact : nie powiedziałaby "debilko" czy "idiotko", bo po pierwsze, była na to zbyt artystyczna, a po drugie to ona była tą osobowością w grupie, która nazywała wszystkich pełnym imieniem i słynęła z nadawania dziwnych przydomków. Uwielbiała również ślimaki. I szybko się wkurzała.

The Perfect StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz