Happy Larry-versary!
Ilość słów: 8000
Harry nie potrzebował wakacji.
To zupełnie niedorzeczne, że został do nich zmuszony. Tak, jego kariera tekściarza była nieco wymagająca, ale to nie oznaczało, że potrzebował od niej przerwy, nieważne jak często mama i siostra zwracały mu uwagę, że potrzebuje odpoczynku.
Wyszedł z samolotu prosto na płytę najmniejszego lotniska, jakie kiedykolwiek widział. Pas startowy biegł dokładnie wzdłuż stromego klifu, co było przerażające. Z przyzwyczajenia sięgnął na plecy, by sprawdzić, czy ma przy sobie futerał z gitarą, ale przypomniał sobie, że siostra zabroniła mu jej brać. Nasunąwszy okulary na nos zaczął przeszukiwać tłumek w poszukiwaniu kogoś, kto miał się po niego zjawić. Już po krótkiej przechadzce po lotnisku poczuł, że koszula lepi mu się do skóry. Ulgę odczuł dopiero wewnątrz klimatyzowanego vana oklejonego logiem hotelu.
Oparł głowę o szybę, zamykając oczy, by odrobinę odpocząć. Nie był zbytnio przyzwyczajony do życia w dzień. Jego życie krążyło wokół planów gwiazd popu, które nie miały sesji pisania i nagrań rankami. Dziś musiał wstać o nieludzkiej godzinie, bo aż siódmej rano, by zdążyć na lot na Karaiby.
Jego odpoczynek przerwało wjechanie na niezbyt równą drogę. Właśnie zjechali z jedynej w miarę nowoczesnej autostrady i wyglądało na to, że reszta ulic przedstawia się dokładnie tak samo, jak ta, którą jechali. Odchylił się zatem na siedzeniu i przez przymykające się oczy obserwował zielony krajobraz za oknem. Przynajmniej kierowca nie był rozmowny. Wynikało to jednak prawdopodobnie z tego, że nie znał angielskiego.
Podskakując na nierównościach skręcili do wielkiej bramy, gdzieś pomiędzy leśnymi drzewami, a gdy ją minęli kierując się dalej krętą drogą, Harry zdał sobie sprawę, że jadą w kierunku morza. Nagle ukazał się przed nim niesamowity, idylliczny obraz rozciągającego się resortu, który przyciągał wzrok plażą i błękitem morza.
Był pod wielkim wrażeniem, ale w tamtym momencie i tak najbardziej marzył o chwili, gdy w końcu zobaczy łóżko. Nie miał pojęcia, gdzie podział się jego bagaż, ale gdy tylko wszedł do recepcji i podano mu drinka, został poinformowany, że jest już w drodze do kompleksu.
- Witamy w St. Lucia! Zapraszamy na obiad w naszej restauracji.
- Kolego, chciałbym po prostu pójść do swojego pokoju, jeśli to nie problem.
- Oczywiście. Oczywiście. Tędy, panie Styles.
Został poprowadzony na zewnątrz, gdzie czekał już wózek golfowy, który miał zawieźć go na miejsce. Przechodząc ten krótki odcinek kątem oka dostrzegł iskierkę błękitu. Zmęczonymi oczyma podążył za rozbłyskiem, który zwrócił jego uwagę, ale kiedy się odwrócił, niebieskooka osoba zniknęła już w grupie ludzi słuchających o udogodnieniach znajdujących się w resorcie.
Odwrócił się z powrotem i wspiął do wózka, który zawiózł go nie do pokoju, lecz bardziej prywatnego domku. Troszkę dalej od głównej części i z osobistym basenem, więc widać było, że standard jest znacznie wyższy.
Wchodząc po schodkach, zauważył ruch jakiegoś osobliwego stworzenia ze szczypcami, kryjącego się w szczelinie w ścianie domku. Krab? Był zbyt zmęczony na dalsze dociekania.
- Jeśli zechcesz odwiedzić główną część albo restauracje, naciśnij proszę niebieski przycisk na telefonie, a ktoś po ciebie przyjedzie.
Brunet ze znużeniem kiwnął głową, nie mogąc doczekać się odpoczynku. Kiedy tylko mężczyzna sobie poszedł, rozebrał się i rzucił na łóżko. Zasnął niemal od razu.
CZYTASZ
The Way You Smile PL (Larry)
FanfictionHarry nie potrzebował urlopu. Niestety jego matka i siostra nie zgadzały się z nim przez co wylądował na samotnych wakacjach na Karaibach. Na szczęście, niedługo był sam, bo już wkrótce znalazło się towarzystwo. Okładka: Darrrow Oryginał: @allwaswel...