3. „Urlop"

19 1 0
                                    

Spojrzałam na torbę. Bluzki ułożone w małe ruloniki, spodnie złożone w kostkę, ręcznik, skarpetki i trochę bielizny. Kosmetyki spakowałam do plecaka, który wezmę na tyły samochodu. Kot już dzielnie czekał ubrany w szelki. Włożyłam futrzaka do transportera, plecak założyłam na plecy, a torbę przewiesiłam przez ramię. Westchnęłam spoglądając na mieszkanie niechętnie je opuszczając, ale głębi duszy czułam, że taki wyjazd prawdopodobnie wyjdzie mi na dobre, nie dla duszy, ale może dla psychiki ? Taką przynajmniej miałam nadzieję. Zakluczyłam drzwi i szybko udałam się do windy. Gdy drzwi się otwarły, a w środku stała już najbardziej nie lubiana w budynku sąsiadka. Spojrzała na mnie z wyższością bacznie przyglądając sie całej mojej osobie i torbom.

- Wyprowadzka ?
- Nie, tylko mały odpoczynek na wsi - mruknęła  pod nosem niezrozumiale kilka słów i uśmiechnęła się sztucznie.
- To mieszkanie jest za duże dla ciebie. Czemu go nie sprzedasz ? Kupiłabyś sobie kawalerkę, a jak ci mówiłam mój wnuk chętnie by odkupił je, jego żona jest teraz w ciąży, a wasze ... ehh znaczy twoje mieszkanie idealnie by dla nich pasowało.
- Pani Everglott niestety nie mam najmniejszego zamiaru sprzedawać mieszkania. Mówiłam już to pani nawet przed pogrzebem.
- Dziewczyno nie musisz sie tak od razu unosić, ja tylko stwierdzam fakty bo mieszkanie drogo cię wynosi, nie chodzisz do pracy, a Douglasa już nie ma żeby ci połowe rachunków płacił wiec ja wiem swoje. Prędzej czy później i tak je sprzedasz - fuknęła obrażona nawet nie przejmując sie tym jak jej słowa mogły mnie zranić i stała w tej windzie jak wielka pani patrząc na swoje odbicie w metalowych drzwiach.
- Mimo, że jest pani starsza to i tak nie ma pani ani współczucia, ani za grosz taktu. Pani uwagi są w tej sytuacji naprawde zbędne. Do widzenia - wyszłam szybkim krokiem z windy mocno akcentując ostatnie słowa i starając sie nie rozpłakać weszłam szybko do samochodu moich niedoszłych teściów.
- Dzień do... skarbie co się stało ? - pani Mellisa spojrzała na mnie wyrozumiale, a ja zaciągnęłam się powietrzem starając nie rozpłakać.
- Stara znowu zaczeła namawiać mnie na sprzedaż mieszkania nie szczędząc słów, że teraz sama w nim zostałam.
- Spokojnie nie przejmuj się, ludzie tacy jak ona nie widzą niczego poza końcem swojego nosa. Kiedys karma do niej wróci - widziałam, że ją też to boli jednak starała się nie pokazywać tego po sobie. Droga w większości była przepełniona ciszą i muzyką z radia. Czasem kilka zdań jednak wszystkim odpowiadała ta cisza. Czasami nawet gadatliwa pani Portwood lubi ciszę i swoje myśli.
Z każdą minutą świat zmieniał swój krajobraz na coraz mniej zaludniony. Wieżowce zmieniały sie w domki, a domki z czasem w pola i łąki. Powoli coraz bardziej rozpoznawałam widok za oknem, aż finalnie znalazłam się pod niedużych rozmiarów domkiem, wokół którego można było zauważyć tylko stodołe, kilka koni, drewniane ogrodzenia i las oddalony o niecały kilometr. Gdy wyszliśmy z auta wszechobecna cisza powodowała niekontrolowany spokój. Pies śpiący na werandzie podbiegł do nas, witając tysiącoma szczeknięciami. Kucnęłam by pogłaskać starszawego Collie. Usłyszałam skrzypnięcie otwierających się drzwi i kroki po drewnianej podłodze.
-Mellisa ! Thomas ! Och i ty skarbie - babcia Portwood podeszła i wyściskała wszystkich pokolei szczególnie mocniej przytulając mnie. Po chwili gorących powitań weszliśmy do środka. Każdy doskonale wiedzial gdzie będzie spać. Każdy miał swój pokój. Bez zbędnych ceregieli każdy wolał pierw się ogarnąć, przemyć lub przespać. Szybko wtachałam torbę na piętro, powoli podeszłam do pokoju, po czym powoli otwarłam drzwi. Rozejrzałam się po dobrze znanych mi czterech ścianach przypominając sobie wakacje spędzane co roku wlasnie w tym domu, pokoju. Te ściany słyszały nasze pierwsze wyznania miłosne, zbliżenia. Zamknęłam za sobą drzwi i wypuściłam kota. Czarna kulka wybiegła wprost przed siebie, jednak po chwili zorientowała się, że tu jeszcze nie była i zamarła w bezruchu rozglądając sie na boki.
- To tu się zaczęło mała złośnico - zaśmiałam się cicho i zabrałam się za rozpakowywanie. Chcialam zostać tu na zawsze. Odciąć się od świata. Od życia. Po prostu zniknąć.
- Bethany ! Obiad na stole ! - Nonna krzyknęła z dołu. Mimo, że była w podeszłym wieku to nie miało na nią wpływu, czasem pokazywała swoje pazurki. Kiedyś myślałam, że też taka będę.

Ps. Kocham cię Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz