Jesienną porą pogoda była na tyle zmienna, że nie wiadomo było czym zaskoczy w następnej nadchodzącej godzinie. Tego dnia nie było inaczej. Gdy tylko miasto zbudziło się z upalnej nocy zawitał ulewny deszcz, który ustał dopiero w godzinach popołudniowych; krzyżując przy tym plany wielu mieszkańców.
Głośny dźwięk deszczu, którego nie dało się w jakikolwiek sposób stłumić, gwałtownie ustał wzbudzając dziwną pustkę wokół i szum w uszach. Zza ciemnych chmur próbowały uwolnić się wesołe promienie słoneczne, zupełnie jakby chciały zwrócić mieszkańcom wszelakie utracone ciepło i chęci do życia. Krople deszczu pozostawiły po sobie ślad, błyszcząc radośnie w coraz większych ilościach pojawiających się promieni. Był to cudowny krajobraz.. a jeszcze cudowniejszy wydawał się w oczach dziecka.
Syn królewskiej rodziny w szarych i ponurych godzinach dnia przesiadywał w swoim wielkim pokoju i spoglądał na świat przez jego ogromne, białe okno. Był innym dzieckiem. Nie lubił zabawek, nie lubił bawić się z innymi, nie lubił gdy ktoś stale się nim opiekował. Lubił za to samotnie spędzać każde dnie.
Ten wieczór zapowiadał się niewinnie. Jak zawsze, gdy tylko ostatnie krople deszczu spadły z czarnej chmury; wychodził z zamku, by kolejny raz ubrudzić swoje czarne adidasy, mokrą od deszczu ziemią. Mimo przylepiającego się do podeszwy butów błota i skrawków trawy; biegał radośnie po wielkim dworze, który zdobiły różnorodne kwiaty w wszystkich kolorach, nawet tych nienazwanych; wielkie drzewa, których korony drzew służyły za cień w upalne dni; posągi ludzi i zwierząt oraz mały staw obłożony zielonymi krzewami. Ogród zachwycał sam w sobie, ale najładniejszym elementem, który od razu przykuwał uwagę; była wielka, stara, biała altana stojąca na rogu dworu. Mimo swoich lat była ona codziennie pielęgnowana przez starego ogrodnika.
Harry miał wiele miejsca do zabawy i organizowania spotkań z rówieśnikami, lecz on wolał biegać z patykiem w dłoni i pokonywać niewidzialne potwory, które pokazywały się w jego małej główce. Był doprawdy uroczym dzieckiem. Zatrudniona służba w swojej pracy najbardziej uwielbiała moment, gdy choć na chwilę mały kruczoczarny loczek był w zasięgu ich wzroku. Był cały czas uśmiechnięty, mimo samotności dającej o sobie znaki.
Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, malec biegał wokół altany wymachując grubym patykiem i wydawał z siebie charakterystyczne odgłosy bawiącego się dziecka. Powoli zabawa w pogoń za strasznymi potworami zaczęła mu się robić nudna. Zwolnił by w końcu zatrzymać się i westchnął próbując szybko wymyślić coś nowego.
Zmęczony padł ciężko na w pół mokrą trawę po czym usiadł i podparł się z tyłu rękami. Uniósł małą główkę i zmrużył oczka próbując spojrzeć na błękitne niebo, na którym wolno płynęły białe, małe chmurki. Jednak nie myślał o nich długo, ponieważ nagle zerwał się wiatr i poruszył liśćmi wysokich drzew. ich szum dostał się do małych uszu chłopczyka natychmiast przykuwając jego całą uwagę. Małymi, zielonymi oczkami ilustrował resztki kolorowych liści, które jeszcze mocno trzymały się na gałęziach drzewa.
Nagle do głowy wpadł mu szalony i niebezpieczny pomysł. Uśmiechnął się sam do siebie i spuścił głowę rozglądając się dokładnie czy przypadkiem nikt nie chodzi po ogrodzie. Na szczęście o tej porze nikt taki się nie zjawił, więc wstał i podszedł do wielkiego konaru najbliższego drzewa.
Nie bojąc się niczego wspinał się po nim, choć na początku nie szło mu to dobrze. Rozglądał się cały czas i uważał na to by przypadkiem nie poślizgnąć się i nie upaść. Harry by mądrym dzieckiem, ale czasem nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Lubił wyzwania, dlatego teraz skakał po grubych gałęziach wysokiego drzewa chcąc wspiąć się na sam szczyt. Po kilkunastu minutach był już na tyle wysoko, że mógł swobodnie usiąść.
Ostrożnie postawił nogę na jednej z gałęzi, która pod wpływem ciężaru zachwiała się lekko. W oczach bruneta pojawił się strach, lecz uspokoił się gdy zauważył, że może już swobodnie usiąść i podziwiać wspaniały świat dookoła, który niewiele różnił się od tego widzianego z okna. Mimo tego, że oglądał go codziennie, to teraz mógł zauważyć o wiele więcej rzeczy i piękna, które prezentował mu jesienny świat.
Wtedy właśnie je zauważył... ciemne góry znajdujące się w oddali, które dla najzwyklejszego człowieka były zupełnie zwyczajne; lecz dla naszego Harry'ego nagle w jednym momencie stały się czymś niesamowitym. Czymś co wywołało szybsze bicie jego małego serduszka. Przyspieszył oddech, który z czasem stał się nierównomierny. Nagle poczuł jakby świat stanął w miejscu, czas się nieodwracalnie zatrzymał; że na świecie jest tylko on i one, góry, które nagle stały się jego celem.
Z jego myśli wyrwał go nagły powiew wiatru, który wraz z szelestem liści, sprawił, że czas znów zaczął płynąć. Chłopiec zamrugał dwa razy i w jednym momencie w jego umyśle pojawiła się tylko jedna myśl, która mimo upływających sekund nie chciała zniknąć. Był mądrym ale nieobliczalnym dzieckiem, które nie bało się ryzyka.
Dlatego właśnie teraz, nie czekając dłużej zeskakuje z gałęzi na mur oddzielający dwór od innego świata. Wstaje z niedowierzaniem, że udało mu się to zrobić bez boleśnie. Rozgląda się dookoła czy straże przypadkiem nie kręcą się gdzieś w pobliżu. W jednym momencie schyla się nisko gdy zauważa kogoś wychodzącego zza rogu szarego, ceglanego zamku. Oddycha ciężko i uspokaja się gdy ten ktoś znika, a on pozostaje niezauważalny. Wzdycha ciężko próbując się uspokoić i wtedy nagle jego nóżka ześlizguje się przypadkiem z nie do końca wyschniętej powierzchni murku. Nie zdołał złapać równowagi, gdy po chwili całe jego drobne ciało spadło z wysokości i runęło ciężko na ziemię. Nie krzyczy, jedynie syknął z bólu i kaszląc próbuje złapać oddech zabrudzony przez pył ziemi. Ciężko wstaje chcąc zapomnieć o nagłym bólu. Gdy udaje mu się to, otrzepuje się z brązowego kurzu i błota.
Podniósł główkę do góry i przed jego oczami pojawił się piękny, złoty mur ciągnący się w nieskończoność. Złociste zborze falowało radonie tańcząc w rytm powiewu wiatru. Na nich błyszczały krople deszczu, mieniąc się na wszystkie kolory tęczy. Podszedł bliżej i spojrzał w górę chcąc cokolwiek zobaczyć i w tym momencie posmutniał zdając sobie sprawę z tego, że zbożowy mur jest tak wysoki, że przysłania mu jego piękne góry do których chciał się dostać.
Zmarszczył brwi krzywiąc się lekko. Zdenerwował się i bez dłuższego namysłu, wpadł pomiędzy łodygi przewracając je i łamiąc. Nie dbał o to, że je krzywdzi; szedł przed siebie próbując złapać oddech, który dodawał mu siły do dalszej drogi. Rozwalał wszystko co napotkał czując się jak bohater z jego ulubionej kreskówki. Robił drogę prowadzącą (jak myślał) wprost pod ciemne ściany gór. Krzyczał dodając sobie sił, lecz w końcu zrozumiał, że to nie wystarczy. Padł na kolana zmęczony i ciężko oddychał, układając w głowie nowy plan.
Słońce zachodziło sprawiając, że dookoła robiło się coraz ciemniej. Harry odwrócił się słysząc podejrzany dźwięk, lecz odetchnął z ulgą gdy usłyszał charakterystyczny odgłos świerszczy. Stwierdził, że to nie ma sensu. Musiał wrócić do domu, dlatego wstał i udał się w drogę powrotną mając nadzieję, że jego zniknięcie nie zostało zauważone. Chciał pobiec, lecz w tym momencie zerwał się zimny wiatr, który uniemożliwił szybką ucieczkę.
Nie zrealizował swojego celu, lecz nie poddał się. Obiecał sobie, że dotrze tam i osiągnie coś niezwykłego. Te ciemne, wysokie góry sprawiały, że jego serce biło szybciej, dlatego musiał się do nich dostać, by doznać spokoju. Codziennie budził się i spoglądał przez okno mając wielką nadzieję, że akurat tego dnia stanie się najszczęśliwszym chłopcem na ziemi.
CZYTASZ
PRINCE HARRY | larry
Fanfiction"Ah, nasz mały loczek" Tylko tyle udało się usłyszeć z ust wszystkich mieszkańców miasteczka, gdy pytano ich o małego księcia. Nikt z nich nie zaprzeczyłby tezy, że nie był on doprawdy uroczy i właśnie w taki sposób Harry był rozpieszczany na każdym...