Prolog

278 27 20
                                    

                             Dazai

-Dazai! -usłyszałem czyjeś wołanie. A nie, przepraszam, odjąłem pewien szczegół. To nie było wołanie, tylko wrzask. I nawet wiem, kto tak zdziera sobie gardło i w jakiej sprawie.

-Kunikida~! Coś się stało?

-Oczywiście! Jak zawsze psujesz cały grafik! Leżysz sobie jak gdyby nigdy nic na barku, a wokół czekają klienci do obsłużenia! - po raz kolejny wydarł się mężczyzna. Chyba niedługo będę musiał polecić mu pastylki na gardło i takim dobrym, pomarańczowym smaku. Inaczej całkowicie straci głos! I kto wtedy będzie na mnie krzyczał?

-Dobrze, już idę do roboty. - westchnąłem cierpiętniczo i wstałem z barku, przy którym zaraz stanąłem, gotowy do pracy.

Od razu podchodzi pierwszy klient. Murzyn, pokaźne afro. Zamawia wódkę z sokiem pomarańczowym i lodem.
Zagaduję go, ale on uparcie milczy. Ech, coraz ci ludzie są trudniejsi w obejściu. Po wypiciu napoju od razu wyszedł z lokalu. Jego miejsce zajmowali kolejni ludzie i składali tylko trochę różniące się od siebie zamówienia. Lubiłem tą rutynę.
Do baru podszedł niski rudzielec w kapeluszu.

-Nieletnim alkojolu nie sprzedajemy. - powiedziałem donośnie, chcąc przepędzić młodziana.

-Kretynie, jestem pełnoletni. Mam ci jeszcze dowód pokazać? - zapytał ze względnym spokojem, ale po jego oczach poznałem, że jest wściekły.

-Dobrze, spokojnie. Co podać? - powiedziałem, próbując uspokoić klienta.

-Czerwone wino. Najlepiej cabernet souvignon. - odpowiedział rudowłosy.

-Już podaję. -powiedziałem, nalewając napój do kieliszka.

Po paru naczyniach mężczyzna bękotał pod nosem jakieś bzdury, których nie rozumiałem i chyba nie chciałem rozumieć. Zwykle pijani ludzie wyrzucają z siebie problemy, których nagromadziło się pewnie sporo, ale nie lubię ich słuchać. Wystarczą mi moje.

-Zaraz muszę zamykać. Zamówić taksówkę? - zapytałem, a klient pokiwał głową. Zadzwoniłem i zamówiłem taksówkarza pod bar.

-Chodź karzełku, wychodzimy. - pobełkotał chwilę, ale ostatecznie dał się zaprowadzić pod wyjście.
Zamknąłem lokal, trzymając chwiącego się mężczyznę. Szukanie kluczy trzymqjąc pijanego gościa na pewno nie było przyjemnym doświadczeniem. Ale po chwili przyjechałam taksówka i usadziłem mężczyznę wygodnie na fotelu, nawet się pożegnałem, ale on nie odpowiedział, ponieważ już mówił kierowcy adres i odjechał. Mi zostało tylko pójście na piechotę do nieszkania, które na szczęście było blisko.

                          Chuuya

Miałem dzisiaj ciężki dzień w pracy. Mam dość tego całego biadolenia, krzyków i niedopowiedzeń. Wszystkim się wydaje, że praca prywatnego ochroniarza jest bezproblemowa. Przecież i tak nigdy nic się nie dzieje! Ale definitywnie ro nie jest takie proste. Przede wszystkim dużo stresu - to wpływa na humor.

Po wyjątkowo złym dniu postanowiłem, że pójdę do baru poleconego mi przez mojego przyjaciela, Tachiharę Michizou. Bar ten nazywa się "Magin".

Po krótkim czasie doszedłem. Usiadłem przy barze i zamówiłem moje ulubione wino. Oczywiście nie obyło się bez uszczypliwych uwag na temat mojego wzrostu i to od całkowicie nieznanego mi człowieka! Po paru kieliszkach straciłem przytomność umysłu i nie pamiętam, co się dalej działo.

***********************************
Witam! To moje pierwsze opowiadanie o Bongou stray dogs, mam nadzieję, że się Wam spodoba!ฅ•ﻌ•ฅ

✧. CZAS NIE LECZY RAN II SOUKOKU [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz