Słodkie, łaciate i humorystyczne. Bez kontynuacji, ot jeden tako One-Shot na rozluźnienie w ten wrześniowy dzień.
Krótko o postaciach, na potrzeby tego opowiadania:
- Alec i Izzy są bliźniętami.
- Jace nigdy nie został adoptowany.
- Rodzice Clary się nie rozwiedli.
- Raphael jest kuzynem Simona.
- Magnus ma „normalnego" ojca.
- Mogą, ale nie muszą, pojawić się postacie z innych fandomów. (Kto znajdzie je wszystkie dostanie prezent!)
- I ten... Jeszcze jedna sprawa... wszyscy............ są w przedszkolu.
*łóżko jest prezentem*
Kiedy dwa tygodnie temu złożono mu ofertę pracy w przedszkolu, Hodge nie spodziewał się, że będzie w życiu żałować czegoś równie mocno co w tamtej chwili. A żałował. Że w ogóle wstał tego dnia z łóżka. A mógł przecież zostać w swoim małym, lecz ciepłym mieszkanku w błogiej samotności. Z dala od ludzi i całego świata. W ciszy.
Zamiast tego stał teraz pośrodku sali załamując ręce nad dziecięcymi łzami.
Praca jako przedszkolanka była satysfakcjonująca dla mężczyzny. W poprzednim, publicznym przedszkolu całkiem nieźle zarabiał, a i opieka nad maluchami nie sprawiała mu problemów. Możliwość pracowania w prywatnym ośrodku zwiększała jego zarobki. Nie spodziewał się jednak, że wraz z jego pensją wzrośnie poziom trudności w niańczeniu młodego pokolenia. Dziecko to dziecko, a te konkretne nie wymagały jakiejś specjalnej troski z racji niepełnosprawności tudzież innych chorób.
A jednak...
- Błagam cię... To tylko pluszak...
W całej swojej karierze Hodge nigdy nie był równie zdesperowany co teraz. Przykląkł obok chłopca i wyciągnął do niego ręce, lecz on jedynie odwrócił się chlipiąc jeszcze głośniej. Łzy spływały po dziecięcej buźce by spaść na coś, co kiedyś było łaciatą, pluszową krówką. Strzępki biało-czarnego materiału pokrywały flaki maskotki w postaci wełny, tudzież jakiegoś innego, wełnopodobnego tworu. Po całej podłodze walały się pojedyncze groszki, które niegdyś obciążały łapki (kopytka) pluszowej krowy.
W zasadzie, sytuacja ta mogłaby się wydawać całkiem logiczna. Zniszczona zabawka i rozpaczający nad jej losem dzieciak to widok, jaki zastać można w każdym miejscu gromadzącym wokół siebie małych ludzi. Szkoła, plac zabaw, wesołe miasteczko... I przedszkole. Budynek, w którym tych tworów było najwięcej. A jednak, kiedy płacz chłopca trwał nieprzerwanie od dobrych dwóch godzin, to nawet najbardziej wytrwały opiekun może stracić cierpliwość.
Hodge powoli ją tracił. O godzinie trzynastej był już na tyle zdesperowany, że postanowił poprosić o pomoc koleżankę z sali obok.
Diana Wrayburn opiekowała się grupą dzieci o nazwie Słoneczka. Dzieciaki w niej się znajdujące były jak wyjęte z pięknego obrazka. Zawsze wesołe, zawsze uśmiechnięte i zawsze grzeczne. Jakby jednorożec przebiegł nad nimi obsypując tęczowym brokatem. Niektórych wręcz dosłownie.
Mężczyzna nie ukrywał, że czasem spoglądał na kobietę z zazdrością. Na nią i jej grupę. Kiedy ona zabierała maluchy na plac zabaw w ogródku, on starał się powstrzymać dziwnie mordercze zapędy swoich podopiecznych. Ciągłe rozrywanie szmacianych lalek i zakopywanie ich w doniczkach było na porządku dziennym. Na parapetach wiecznie znajdywał rozsypaną dokoła sól mającą (i są to autentyczne słowa czteroletniego blondyna) nie dopuścić złych duchów do przedszkola. W całym tym chaosie oraz depresyjnym, jego zdaniem, otoczeniu, jeden tylko chłopiec wydawał się być w miarę w porządku. Castiel (Hodge wciąż nie rozumiał kto mógł wpaść na równie dziwne imię dla dziecka) był zazwyczaj spokojny i cichy. Czasem wręcz przerażająco cichy. Zawsze nosił przy sobie beżowy płaszczyk i zawsze chodził jak cień za tym chłopcem co to tak maniakalnie wręcz rozsypywał wszędzie tą (cholerną!) sól. Mało mówił, mało się bawił i często wyglądał jakby widział coś po raz pierwszy w życiu. Przykładowo taki telewizor, kiedy jednego popołudnia połączyli ich z grupą starszych dzieci i włączono im krótką bajkę. Cas długo jeszcze po wyłączeniu sprzętu wpatrywał się w ekran.
CZYTASZ
Ja. Chcę. Krowę. - One-Shot
FanfictionSłodkie, łaciate i humorystyczne. Bez kontynuacji, ot jeden tako One-Shot na rozluźnienie w ten wrześniowy dzień. Krótko o postaciach, na potrzeby tego opowiadania: - Alec i Izzy są bliźniętami. - Jace nigdy nie został adoptowany. - Rodzice Clary...