rocmate woah / ice scream

12 1 1
                                    

— Czy naprawdę chcesz odejść?

Rocma odwraca się w stronę siedzącej w jej kuchni dziewczyny. Jej spojrzenie jest poważne i wręcz nienaturalnie spokojne.

— Każda matka myśli najpierw o swoim dziecku, prawda?

Peraco wierci się na krześle i zerka przez ramię do pokoju, w którym Mafuyu bawi się razem z jej trzema braćmi. Nie rozumie tego czegoś, co zdaje się rozumieć Rocma. Peraco żyje w swoim małym świecie, na swojej małej wyspie, razem ze swoją małą rodziną. Perspektywa czegoś o wiele większego, poza tymi rzeczami, jest dla niej abstrakcyjna. Ale Peraco jest jeszcze dzieckiem i ma prawo do zdawania sobie sprawy jedynie z tego, co istnieje w obrębie jej małego świata. Czuje się więc w obowiązku przypomnieć Rocmie jeden z oczywistych faktów, który musiał jej umknąć, kiedy zajęta była problemami ogromnego świata dorosłych. Obraca kilka razy trzymany w skrzydłach, pusty już kubek i z całą powagą, na jaką ją stać mówi:

— Ale przecież on ci NIE POZWOLI.

Na co Rocma prycha w ten typowy dla siebie sposób i znowu jest naburmuszoną i oschłą, starą sobą.

Idate rzuca się, krzyczy, bezmyślnie ciska obelgami na prawo lewo. Złości się jak małe dziecko i sieje zniszczenie z siłą pancernego czołgu. Rock czujnie obserwuje go spod ściany; spięty, w ludzkiej formie, trzymając w pogotowiu nabitą strzelbę. Żałuje, że pozwolił temu szaleńcowi przekroczyć próg swojego domu. Że kiedykolwiek wpuścił go do swojego świata. Ponieważ wygląda na to, że z tego świata zostanie naprawdę niewiele ponad porozrywaną na strzępy kanapę i futon rozłożony na poddaszu. Towarzystwo Idate nigdy nie jest przyjemne, ale nie ma nic gorszego niż towarzystwo cierpiącego Idate.

W końcu, Rock, nie podnosząc nawet głosu, mówi:

— Jeżeli nie przestaniesz, zastrzelę cię.

Bo to wydaje się być najprostszym rozwiązaniem. Kiedyś uważał, że to wręcz przerażające, jak wiele problemów na raz może załatwić jedna kula przeszywająca czyjąś czaszkę. Teraz ma wrażenie, że już go to nie obchodzi.

Idate jednak cichnie i teraz klęczy na podłodze pośród odłamków szkła, kawałków drewna i wypalonych papierosów; trawiąc problemy swojego wielkiego świata, w którym trzeba brać za wszystko odpowiedzialność. To dziwne uczucie — oglądać Idate na kolanach, załamanego, ze spuszczoną głową, z twarzą i dłońmi poranionymi na potłuczonych butelkach. Tego Idate, który obwołał się zarazem bogiem i diabłem tego swojego wielkiego świata. Zniszczonego jedną decyzją i jednym słowem jednej kobiety. Więc szuka pocieszenia na swój własny sposób.

Przez jedną chwilę dobiega do nich tylko szum wiatru i huk fal uderzających o brzeg. Rozlega się ledwie słyszalny szept.

— Myślisz, że mogę ją zabić?

W następnej Idate leży na śniegu, w jego uszach rozbrzmiewa jeszcze wściekłe „wypierdalaj" jakim został uraczony, a Rock rygluje drzwi.

Jedna kula przeszywająca czyjąś czaszkę, kły rozrywające czyjeś gardło. Tak niewiele potrzeba, by pozbyć się tak wielu problemów. Jednak Rock nie chce mieć z tymi problemami nic wspólnego. Dlatego zamyka się w swoim małym, zgorzkniałym świecie, w którym nie musi za nic brać odpowiedzialności. Strzelbę kładzie na tym, co zostało z kanapy, zamiata wszystko noga pod dywan i zapala papierosa.

I nie obchodzą go dobiegające z zewnątrz szaleńcze wrzaski dwójki najbardziej problematycznych osób.


zebrane / większość tego co tu kiedyś byłoWhere stories live. Discover now