Wybór

11 0 0
                                    


Noc była wyjątkowo chłodna jak na Krainę Czarów. Zupełnie jakby tajemnicze siły pragnęły zachęcić wielbicieli nocnych wędrówek do pozostania w ciepłych, przytulnych chatach. Silne podmuchy wiatru uginały liczne drzewa i krzewy, łamiąc słabsze gałązki. Nawet księżyc skrył się za chmurami, jakby nie chciał być świadkiem nadchodzących wydarzeń. Nad labiryntem, przez który wiodła droga do zamku, unosiła się gęsta mgła, nadając mu jeszcze bardziej upiorny wygląd. Szaleństwem było w ogóle zbliżać się do królewskich ogrodów, jednak najwidoczniej w Krainie Czarów szaleńców nie brakowało. U wejścia do labiryntu zgromadziła się niewielka grupka, dosyć różnorodna pod względem gatunkowym. Jeden człowiek, kilka różnych zwierząt... Zebrani wpatrywali się w głąb labiryntu, jakby na coś czekali. Gdyby żołnierze królowej ich teraz przyłapali... to by się mogło skończyć dla wszystkich naprawdę bardzo źle. A oni jednak wciąż nie uciekali. Więcej! Młoda dziewczyna co chwilę zbliżała się niepewnie do wejścia., zachęcana cichymi szeptami przez swoich towarzyszy. Obejrzała się za siebie, jakby szukając potwierdzenia, że słusznie postępuje. Pchała się w końcu wprost do paszczy lwa! Od razu jednak przypomniała sobie, po co tam szła. Wyprostowała się i uniosła wysoko brodę, a w jej oczach zalśnił gniew. Pójdzie tam i wróci, sukcesem kończąc swoją wyprawę.

Jeden z jej towarzyszy – Marcowy Zając – podszedł do niej i uścisnął jej dłoń swoją łapką.

— Wierzymy w ciebie — powiedział. — Tylko uważaj, Verity. I... i nie szukaj zemsty za wszelką cenę. Pamiętaj, że Czas wciąż cię szuka.

— Będę uważała — zapewniła dziewczyna, uśmiechając się uspokajająco. — I uwolnię waszego przyjaciela.

Spojrzała jeszcze raz na swoich towarzyszy, odetchnęła głęboko i zanurzyła się w mroku, wypełniającym labirynt. Na początku czuła, jak ogarnia ją strach. Nic nie widziała, więc musiała przystanąć – wolała nie dotykać żywopłotu, który służył za ściany labiryntu. Słyszała wiele historii o nieszczęśnikach, którzy zostali wchłonięci przez żywopłot, gdy przez przypadek się o niego oparli. Sama również była świadkiem kilku takich przypadków, dlatego poczekała chwilę, aż jej oczy przyzwyczają się do otaczającej ją ciemności. Niestety nie mogła wziąć ze sobą pochodni – zbyt duże byłoby prawdopodobieństwo zdradzenia swojej pozycji – bez względu na to, jak bardzo tego chciała.

Postawiła niepewnie pierwszy krok. Wiedziała, że wędrówka tym sposobem zajmie jej wiele czasu, jednak był to konieczny środek ostrożności. Szła pomału do przodu, wysilając wzrok, aby dostrzec zakręt. Dzięki Kotu z Cheshire, który z wysoka mógł obserwować całą krainę, otrzymała mapę labiryntu. Nauczyła się jej na pamięć i nawet po ciemku mogła przedostać się przez labirynt do zamku. Musiała przyznać, że to znacznie ułatwiło wykonanie przynajmniej tej części planu.

Tu, w labiryncie, nie czuć było już porywistego wiatru. Zamiast tego, jej bawełniana koszula zaczęła się lepić do ciała. Powietrze było tak wilgotne, że aż skraplało się na wyziębionej skórze Verity, przemaczając przy okazji cały jej ubiór. Starła krople wody z czoła, krzywiąc się. Zrzuciła z ramion na ziemię pelerynę i odetchnęła niejako z ulgą. Podejrzewała, że gdy tylko wyjdzie z labiryntu, powietrze na powrót zrobi się mroźne, ale nie przejęła się tym. Podekscytowanie wynikające z tego, co zamierzała zrobić, wystarczająco ją rozgrzewało.

Od dawna czekała na tę noc. Nienawiść, jaką czuła od kilku miesięcy wreszcie miała znaleźć ujście. Uratowanie tego całego Jeffersona było jedynie wymówką, dzięki której mogła odzyskać pokój ducha. Niepowtarzalna okazja, zupełnie jakby ktoś chciał jej pomóc w wykonaniu zemsty za to, co ONI zrobili z jej życiem. Za to, jak zabrali jej tych, których kochała najbardziej.

WybórOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz