Anatomia Dragonkina [Willem V. Rembrandt x Alice Hart]

28 3 5
                                    

[Ze specjalną dedykacją dla Nocty, która dzielnie znosiła moje relacje na żywo z gry, zachęcała mnie do napisania tego shota i odgrywała rolę konsultantki ♥]


Po miesiącu wzmożonej, intensywnej nauki oraz nadrabiania wszelkich szkolnych zaległości, jakie uzbierały się mnie i moim przyjaciołom podczas misji ratowania świata przed Dragonkinami*, wreszcie nadszedł wielki dzień. Czyli początek upragnionych, kilkudniowych wakacji.

Odetchnęłam głęboko świeżym powietrzem, wciągając w płuca unoszący się w nim cudowny zapach wolności. Następnie poprawiłam torbę przewieszoną przez ramię i ruszyłam w kierunku kilku zabudowań znajdujących się na końcu ścieżki.

Nadchodzące dni miałam spędzić w gronie najbliższych mi osób, a nasze plany były proste. Zapomnieć na ten czas o wszystkich obowiązkach, wypocząć, najeść się pysznego jedzenia, może wybrać się na jakąś małą, spontaniczną wycieczkę. Po prostu miło spędzić te chwile. Byłam tak podekscytowana tą wizją, że skupienie się na nauce pod koniec tygodnia przychodziło mi z niemałym trudem. Ale było warto. Przynajmniej taką miałam nadzieję.

Przez chwilę zastanawiałam się, czy najpierw nie udać się do swojego domku, ale ostatecznie zmieniłam zdanie, zamiast tego kierując swe kroki w stronę najbardziej okazałego budynku. A im bliżej podchodziłam, tym bardziej nerwowe stawały się motylki w moim brzuchu. Kiedy wyciągnęłam dłoń ku ozdobnej kołatce, miałam wrażenie, że trzepot ich skrzydełek byłby zdolny wzniecić prawdziwy huragan.

— Willem, to ja! Już jestem! — zawołałam, zastukawszy uprzednio w drewno.

Jakby w odpowiedzi gdzieś wewnątrz domu rozległ się trzask. Drgnęłam, zdezorientowana, ale nim zdążyłam cokolwiek zrobić, drzwi otworzyły się na całą szerokość, a ja zostałam wciągnięta w prawdziwie niedźwiedzi uścisk.

— Willem... Wszystko w porządku? — wykrztusiłam, zaskoczona nieco tym niezwykle entuzjastycznym powitaniem.

— Tęskniłem — wyszeptał mężczyzna wprost do mojego ucha.

— Widzieliśmy się wczoraj.

— To nie ma znaczenia.

Z uśmiechem odwzajemniłam uścisk. Dobrze rozumiałam, o co mu chodziło.

— Ja też tęskniłam.

Jeszcze ciaśniej oplótł mnie ramionami, a ja oparłam głowę o jego tors i przez chwilę po prostu rozkoszowaliśmy się tym uściskiem. W końcu Willem odsunął się delikatnie i obdarzył mnie jednym z najpiękniejszych uśmiechów. Ściągnięta z powrotem na ziemię, o czymś sobie przypomniałam...

— Co to był za hałas? Ten przed chwilą?

Mięśnie jego twarzy nawet nie drgnęły.

— Och, to nic takiego — jakby na podkreślenie swoich słów zamachał niedbale dłonią w powietrzu. I to był błąd. Dzięki temu ruchowi zauważyłam bowiem, że rękaw jego koszuli był ubrudzony.

— Czy to mąka?

Willem spojrzał w to samo miejsce, co ja i nagle schował obie ręce za plecami. Podejrzane.

— Rozgość się — powiedział, zupełnie ignorując moje pytanie. — A ja zaraz do ciebie dołączę, dobrze?

Nie dając mi czasu na odpowiedź, zniknął za najbliższymi drzwiami.

— Dziwne — mruknęłam do samej siebie. Willem rzadko kiedy coś ukrywał, a teraz najwyraźniej to robił. Ale nie chciałam na niego naciskać. Byłam przekonana, że prędzej czy później miałam dowiedzieć się, o co chodziło.

AruenaristyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz