Prolog

39 3 2
                                    

Rodzinna posiadłość Wolfów, rok 1969
— Abigail, mogę cię prosić? — rozległ się zimny, surowy głos, nieznoszący sprzeciwu. Bez wątpienia należał do mojego ojca. W salonie zapewne byli Blackowie. Szczerze nienawidziłam przyjmowania gości. Nie chciałam znowu spotkać się z państwem Black, Syriuszem i Regulusem, nie lubiłam ich.
— Jestem zajęta! — zawołałam gniewnym, kapryśnym głosem. Wolałam udawać, że nie wiem iż ktoś jest w salonie niż od razu zejść. Właśnie czytałam książkę, to było zdecydowanie ciekawsze zajęcie.
— Mamy gości, Abigail. Nie przynoś mi wstydu! — męski baryton dobiegł mnie z dołu. Zniecierpliwiona zamknęłam książkę i odłożyłam ją na bogato zdobione biurko.
— Zaraz przyjdę — odpowiedziałam. Przejrzałam się w lustrze i poprawiłam swoje brązowe włosy uplecione w warkocza. Z rozmysłem zapięłam na szyi medalion z literą ,,W". Znudzona opuściłam swój pokój i zeszłam na dół.
W salonie siedzieli moi rodzice, państwo Black, dziewięcioletni Syriusz Black i ośmioletni Regulus Black. Dorośli wydawali się czymś podnieceni, za to dwójka chłopaków znudzona.
— Dzień dobry — powiedziałam grzecznie, po czym zajęłam miejsce na kanapie obok młodych Blacków. Śmiało oparłam się o oparcie kanapy i czekałam na rozwój wydarzeń. Moja twarz wyrażała tylko jedną emocję — duże znudzenie. Nigdy nie przepadałam za podobnymi sytuacjami.
— Abigail, zapewne znasz Regulusa i Syriusza — zaczął mój ojciec. — Razem z Orionem doszliśmy do pewnych wniosków. Mamy dla Ciebie i Regulusa pewne zadanie — kontynuował. Nie rozumiałam jaki cel miała ta rozmowa. Jakie zadanie miał dla mnie? Dla ośmiolatki. Z drugiej strony nie byłam zwykłą ośmiolatką, byłam córką Jaspera Wolfa. Córką szefa biura aurorów. Zawsze powtarzał, że to wielki zaszczyt, znaczy jeżeli w ogóle był w domu.
— O co chodzi, panie Wolf? — zaczął nieśmiało młodszy z Blacków. Minę miał naprawdę zaciekawioną. Cieszyłam się, że to nie ja muszę zadać to pytanie. Wolałam unikać kontaktów z ojcem, zwłaszcza kiedy mogłabym przynieś mu wstyd. To ostatnie czego chciałam, ale co poradzić, że byłam tylko ruchliwą dziewczyną.
— Chcielibyśmy abyście połączyli nasze rody w najszybszym możliwym momencie, może nawet w wieku szesnastu lat. Często młodym osobą waliło się życie przez znajomość tego faktu, więc informujemy was szybciej... — nie dokończył. Patrzył w okno. Pięciu mężczyzn w czarnych pelerynach weszło pewnie do domu.
Potem wszystko działo się bardzo szybko, pamiętam to jak przez mgłę. Nie wiedziałam kim są, ale bardzo się ich bałam. Regulus wydawał się zafascynowany, Syriusz trochę wystraszony, trochę zaciekawiony, a dorośli zdziwieni. Poderwałam się do ucieczki, Syriusz po chwili zawahania powtórzył mój ruch, a Regulus nie poruszył się o ani o minimetr.
— Abigail, Syriuszu, Regulusie, idźcie na górę — powiedział mój ojciec głosem nieznoszącym sprzeciwu. Nie trzeba mi było tego dwa razy powtarzać. Tylko że... straciłam równowagę, nie wiem jak, pamiętam, że młodzi Blackowie próbowali mnie złapać, ale uderzyłam głową o posadzkę, strasznie bolało i ogarnęła mnie ciemność, słyszałam wzburzone, przestraszone głowy, nie wiem co było dalej...



Dom rodzinny Wolfów, rok 1970 / Narracja trzecioosobowa
Rosalie Wolf tępo gapiła się w gazetę. Minął już rok od wypadku jej córeczki, jej małej, ośmioletniej, pięknej córeczki, za to dopiero dwa miesiące temu została porwana, obudziła się tak niedawno... Niestety, ale była plaga porwań ze szpitala świętego Munga, a aurorzy byli bezsilni, nie było żadnych śladów. Och, gdyby nie ten nagły nalot śmierciożerców nic by się nie stało!
— Rose, niczym się nie martw. W końcu znajdziemy Abigail, mała jest bardzo silna i mądra — zapewnił Jasper. Oczywiście, martwił się o swoją jedyną córkę, ale robił wszystko co się dało. Jego córka nie była słaba, wiedział, że mała wytrzyma.
— A co na to wszystko Blackowie? — wychlipała kobieta. Znaczy... miała teraz ważniejsze rzeczy na głowie, ale chciała jakoś odgonić myśli o sprawy swojej córeczki. Chciała zająć się czymkolwiek innym. No, a przecież umowa to umowa, zerwanie jej mogłoby skłócić rodziny.
— Rozumieją naszą sytuację. Ludzie myślą, że może Sama Wiesz Kto miał coś wspólnego z tymi porwaniami, ale już to sprawdziłem, to ktoś inny... Najdroższa, nie ma się czym martwić, jesteśmy silną rodziną — zapewnił pan Wolf, łapiąc swoją żonę za rękę.
— Myślisz, że została sprzedana? Przecież nikt nie zażądał okupu, a minęło już tyle czasu... tyle czasu... no, a ona dopiero co się pozbierała po wypadku i została porwana! Czy żyje? — zastanawiała się Rosalie. Oddałaby wszystko żeby poznać odpowiedź na dręczące ją pytania.
— Starczy już tego użalania się. Abigail nigdy nie była słaba i jeżeli żyje, poradzi sobie. Nikt nie przerwie poszukiwań, ale ty musisz wrócić do życia. Też jesteś silna, płynie w tobie czysta krew dumnych rodów — przerwał Jasper. Rozumiał swoją żonę, ale powinna się czymś zająć, będzie jej łatwiej.
— Nie masz serca, ale niech ci już będzie. Jeżeli tak ci na tym zależy, możemy przyjąć te zaproszenia na kolację do Lenstrengów, naszykuję się. Ale minęły dopiero dwa miesiące — westchnęła kobieta. Nie chciała się kłócić z mężem, nawet jeżeli dosyć szybko dowiedziała się, że wyjdzie za niego, naprawdę się zakochała.
— To nie jest tak, że nie mam serca, martwię się o Ciebie. Pokaż swojej córce i samej sobie, że jesteś silną kobietą. Powinnaś wrócić do normalnego życia, ja się wszystkim zajmę — zapewnił Jasper. Kochał swoją córkę i żonę, ale ileż można było się użalać? Rodzina nauczyła go tłumić emocje. Musiał się jakoś trzymać, musiał jej szukać. Musiał też zrobić wszystko żeby jego żona zaczęła normalnie żyć.



MysteryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz