1

30 3 0
                                    

Dom na obrzeżach Liverpool, rok 1977
— Abigail, Yvette, na dół! — głos mojej opiekunki przerwał niemal grobową ciszę. Razem z moją przyszywaną siostrą czytałyśmy książkę. Pani Gray była starszą kobietą, która zdecydowanie straciła siły do zajmowania się naszą czwórką. Czwórką, bo oprócz mnie i Yvette byli tu jeszcze Archie i Doman. Nie wiem jak mieściliśmy się w tym małym domku, ale Mendy i Raphael Gray nie zawsze mieli czas się nami zajmować.
— Już idziemy, proszę pani — odpowiedziała Yvette. Blondynka zamknęła swoją książkę i ruszyła ku wyjściu, a ja jej zawtórowałam. Pokonałyśmy drewniane, skrzypiące schody i weszłyśmy do małej, przytulnej kuchni. Ku naszemu zaskoczeniu w środku stało również państwo Gray.
— Dzień dobry — powiedziałam, badawczo przyglądając się osobą zgromadzonym w pomieszczeniu. Yvette również się przywitała. Archie i Doman siedzieli przy małym stoliku, również zdawali się nie wiedzieć o co chodzi. Mendy była brązowowłosą kobietą z szarymi oczami i lokami, miała przemęczony wyraz twarzy, a Raphael był wysokim, łysiejącym, mosiężnym mężczyzną. Pani Gray była drobną kobietą, której twarz pokrywały zmarszczki. Zaklęciem kroiła warzywa na zupę.
— Mamy dla was złą wiadomość, naprawdę staraliśmy się wami zająć, ale aurorzy się nami interesują, a chyba nie chcecie skończyć w domu dziecka, chcemy dla was tego co najlepsze — zaczęła Mendy. Ten wstęp nie brzmiał najlepiej, zaczynałam się martwić. Nie chciałam się przeprowadzić, nie pamiętałam swojego życia sprzed ósmych urodzin, wiedziałam tylko, że moja biologiczna rodzina nie żyje, to była moja rodzina.
— Najlepszy sposób będzie taki, żebyście rozpoczęli naukę w szkołach magii. Żeby nie budzić podejrzeń, najlepiej będzie jeżeli Archie trafi do Durmstrangu, Yvette do Beauxbattoms, a Doman i Abigail do Hogwartu. Oczywiście wakacje i święta będziemy spędzać razem, a wy dostaniecie fałszywe dokumenty — wyjaśnił Raphael.
Nie wierzyłam w to co słyszę. Przynajmniej nie stracę kontaktu z Domanem, ale będzie mi brakować pani Gray, Yvette, Archiego i moich opiekunów. W końcu przez siedem lat żyłam razem z nimi, kochałam ich. Oczywiście, nie brakowało kłótni, ale przecież żadna rodzina nie jest idealna, a nasza jest bardzo nietypowa.
— Naukę rozpoczniemy pierwszego września, tak? Pozostało jeszcze kilka dni, do tego trzeba zrobić zakupy, a my będziemy musieli nauczyć się nowych życiorysów
— westchnęła Yvette, która zawsze twardo stąpała do ziemi. Cóż, to będzie kilka intensywnych dni.
— Na pewno sobie poradzicie, jesteście bystrzy, a i mama odpocznie, poza tym będziemy do was pisać, niczym się nie martwcie — odpowiedział Raphael. Minę miał zatroskaną, co ciekawie kontrastowało z jego wyglądem mafioza, jednak teraz nie było mi do śmiechu, nie wiem co wyrażała moja mina, ale zawsze znałam zasady savoir vivre, umiałam świetnie udawać.
— Tylko macie się dobrze zachowywać i nie zwracać na siebie większej uwagi, nie o to tu chodzi — przestrzegła pani Gray. Minę miała surową, acz równie zatroskaną co pozostali. Oczywiście, miała rację, gdybyśmy wzbudzili zbyt duże zainteresowanie, aurorzy mogliby namierzyć nasz dom, lub nauczyciele wezwać rodziców, a tego przecież nie chcieliśmy.
— Oczywiście, pani Gray. Ja tam nie mam zamiaru się wychylać i postaram się przypilnować Domana — zapewniłam. Nie od dziś było wiadomo, że chłopak ma zamiłowanie do kawałów. Jednak teraz wszyscy musieliśmy się pilnować, znaczy, chyba że chcieliśmy skończyć w jakimś domu dziecka.
— Macie tu życiorysy i idźcie się uczyć — ponagliła Mendy, a potem rozdała nam cztery kartki papieru. Ja miałam udawać czarownicę pół krwi, która nazywa się Amy White, ,,moja" mama była mugolką i pracowała jako krawcowa, a tata był recepcjonistą w małym czarodziejskim pubie w okolicy Manchesteru.

MysteryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz