6

3 1 0
                                    

     Major Karol Lote zasalutował i wyszedł z pokoju. Kiedy tylko zamknął drzwi i wyszedł na dwór w jego głowie pojawiło się mnóstwo myśli. Szedł tak zamyślony, że nawet nie wiedział, kiedy trafił do swojego baraku. Gdy wszedł do środka, kilku jego znajomych oficerów zaczęło go indagować co chcieli od niego Niemcy. Major nie odpowiadał, najpierw wszystko musiał pomyśleć w samotności.

Położył się na łózko i starał się na spokojnie przeanalizować to, co usłyszał. Sprawa była bardzo poważna. Dokumenty wywiadu jak wiedział zostały gdzieś ukryte w Nadolsku. Niemcy chcieli je przejąć, co było o tyle zrozumiałe, bo mogliby przez to przejąc wielu polskich agentów pracujących w Niemczech. Nie można było do tego dopuścić. Ta myśl owładnęła jego umysłem.

Nie wiedział za bardzo co ma zrobić, a właściwie co może zrobić. Nie chciał niczego mówić wywiadowi, ale wyglądało na to, że Abwehra już wiedziała, albo przynajmniej podejrzewała, że skrzynie z dokumentami ukryto właśnie w Nadolsku.

Na pytania swoich kolegów odparł krótko, ze pytano go o ostatnie walki 11 Brygady. Czy uwierzyli nie miał pojęcia, ale szczerze miał to gdzieś. Aż do wieczora nic konkretnego nie przyszło mu do głowy. Kiedy wreszcie zasnął, tak sporo po północy przyśnił mu się sen. Stał w lesie z karabinem w ręku. Kilka metrów dalej nad sporym dołem stał nieznany mu człowiek.

— To zdrajca i za zdradę wyrok jest tylko jeden – usłyszał i wycelował w stronę stojącego niedaleko starszego mężczyzny.

— Pal – po tym rozkazie nacisnął spust. Karabin wystrzelił i postać trafiona pociskiem upadła do rowu. W tym momencie ogarnęła go ciemność. Kiedy odzyskał wzrok zobaczył kilkadziesiąt postaci które stały przed jego oczami.

Nagle usłyszał cichy głos.

— Witaj! — W tej chwili stał w lesie a kilka metrów od niego stał ktoś. Tak dokładnie ktoś, bo na pierwszy rzut oka trudno było wyjaśnić kim jest. Jego ubranie było bardzo dziwne. Miał na sobie szatę wykonaną z zielonej kory, która jakby na niego spadła, ale jednocześnie wydawało się, że to ubranie jest dopasowane do niego idealnie. Na głowie miał snopek zboża, a oczy jego płonęły czerwonym blaskiem. To nie było zwykłe ubranie, a raczej taka staropolska moda rodem z pierwszych piastów. Słowem, taki dziwny staruszek.

— Kim jesteś? — major usłyszał swój głos.

— Kim jestem! Cóż, różnie mnie nazywają. Kiedy radziłem Mieszkowi chrzest nazwał mnie niemieckim sługusem. Jagiełło, gdym mu radził iść na Krzyżaków krzyczał, że w Watykanie uznają go za heretyka, Sobieski któremu się ukazałem nazwał mnie poganinem, bo odradzałem mu iść pod Wiedeń, mówiąc, że to dla Rzeczypospolitej nic nie znaczy, że pomoże obcym, a ci nawet mu nie podziękują. Kiedy ostrzegałem polskich magnatów, że prywata u nich ważniejsza od ojczyzny śmiali się i kpili. Wyspiański któremu się objawiłem nazwał mnie chochołem, czyli nadzieją i końcem. Mickiewicz nazwał mnie smutnym prorokiem, a Słowacki objawieniem polskiej niemocy. Jestem początkiem i końcem, wolnością i zdradą. Jestem sumieniem tego smutnego narodu nazwanego Polską.

Lote stał i patrzył nie do końca rozumiejąc do czego zmierza ta dziwna postać. Po kilku minutach szoku zdobył się na pytanie.

— Co chcesz ode mnie?

Przez długą chwilę panowała cisza. Staruszek jakby westchnął i przemówił.

— Musisz być Wallenrodem swoich czasów. „Tyś niewolnik, jedyną bronią niewolników jest zdrada " „Macie bowiem wiedzieć, że są dwa sposoby walczenia... trzeba być lisem i lwem" – jak mawiał Machiavelli w Księciu. Ty musisz wybrać: cnota, lub zdrada, życie lub, śmierć. Masz wybór. Po tych słowach zniknął nie tylko on ale i las.

Barwy MunduruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz