Rozdział 1

5 0 0
                                    

Wszystko na początku wydawało się piękne i wspaniałe, jednak nic tak naprawdę nie było tym, czym się zdawało. Wiedziałem, że jest to nienormalne. Skąd miałem wiedzieć, że istnieją istoty, które zechcą mnie znaleźć i wykorzystać do własnych celów?

Dlaczego życie musiało mnie tak nienawidzić? 

Będąc w tym niemającym końca koszmarze,najbardziej tęskniłem za najbliższymi oraz zastanawiałem się nad tym, jak mogę się stąd wydostać.  

Z każdym oddechem, jaki udało mi się zaczerpnąć, wszystkie części mojego ciała płonęły żywcem. Nie wiedziałem, ile czasu minęło,odkąd te same potworności stały się codziennością. 

Przychodziła każdego dnia,prawdopodobnie w południe, jeśli dobrze oceniam czas. Zwykle trzymała w ręku bicz, usta wykrzywiając w krzywym uśmiechu. Gdy szła przez smugę światła widoczną przez drzwi, wszystko zachodziło mgłą. Ręce miałem skrępowane łańcuchami,a tors obłożony czarnym pancerzem, który ściskał mi płuca, utrudniając oddychanie. Rany zadawane przez jej bicz stawały się szarymi wypustkami,z których wydobywał się szary dym. Nie mogłem powstrzymać krwotoku z oczu. Wiedziałem, że nie dam rady i będę musiał się w końcu poddać. 

Gdy udało mi się zacisnąć powieki, przemykały mi pod nimi obrazy z przeszłości, która powoli znikała z mojej pamięci. Mimo to  jedno słowo zapętlało się w mojej głowie. Wolność. .

Nie chciałem być tu zamknięty na zawsze, choć nie miałem żadnej możliwej drogi ucieczki. Gdy słyszałem kapanie krwi z oczu na podłogę, moim uszom wydawało się, że jest to jakaś konkretna melodia. Zastanowiłem się chwilę, gdy drzwi otworzyły się, witając moje zbolałe oczy jasnym kolorem, który objął całość pomieszczenia. Zauważyłem kształt, który przez zaplamiony czerwienią wzrok wyglądał na bardzo upiorny. Cień poruszył się. Usłyszałem echo głuchych kroków. Poczułem dotyk delikatnych palców na policzku, ale nie sądziłem, że tym razem nie będę czuć bólu. 

Piętnaście lat wcześniej

-Azem!- krzyknęła z całych siła moja siostra, trzymając w ręku pluszowego misia.

Uśmiechnąłem się, siedząc na wysokim niebieskim drzewie. Machałem nogami, nie martwiąc się wysokością, która w warunkach bez mocy  mogłaby mnie zabić. Spojrzałem na babeczki stojące szeregiem obok mnie i cieszyłem się, że udało mi się je zwędzić z kuchni. Wziąłem jedną do ręki, gdy pojawiła się przede mną twarz mojej siostry. O mało co się nie zakrztusiłem, próbując uspokoić głośno bijące serce.

– Nie rób tak! Przecież ci o tym mówiłem, Koani!

Wisząca na wysokości mojego wzroku głowa śmiała się wniebogłosy. Spojrzałem kilka metrów w dół, na resztę ciała Koani. Dalej obejmowała przytulankę, a z jej szyi wydobywała się ciemnoczerwona mgiełka.

– Braciszku, mogłabym cię tak nie straszyć jeśli byś mnie posłuchał i odpowiedział na moje wołanie- mój wzrok mógł cisnąć pioruny, gdyby nie fakt, że sam naraziłem się na zawał serca. Odetchnąwszy chwilę, odepchnąłem się od zimnego drewna i podleciałem do mojej malutkiej siostrzyczki, której głowa wróciła już do siebie. Modliłem się pod nosem do Al (zwanej u nas Świętą Kroplą), aby tym razem nie było to związane z lekcjami naszej matki. Afora Tortendt uwielbiała pokazywać nam najlepsze sposoby na torturowanie. Cieszyłem się, że dom zawsze zmieniał swoje położenie tak, że komnata w której dzieją się tortury była w najdalszej części kostki. Nie zastanawiając się już nad tym podszedłem do siostry. 

Co było takiego ważnego, że musiałaś użyć swojej mocy, która jak wiesz za każdym razem powoduje u mnie ciarki- dziewczynka zakręciła się w miejscu i z szerokim uśmiechem stwierdziła

KoggirceecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz