Prolog

74 10 17
                                    

28 grudnia 2011

Cisza powoli była wypierana przez uporczywy szum w głowie, zupełnie niepodobny do tej błogości sprzed kilku minut.

Wszystko zdawało się wirować, te bordowe ściany z dziwacznym wzorkiem w kształcie kiści winogron u sufitu i te meble – stare, monumentalne, stateczne – poważne jak cały dom – i stały każde z osobna, jakby nigdy się nie spotkały. Ani to krzesło przy biurku, gdzie zawadiacko wisiały jedną nogawką męskie dżinsy, ani ta szafa ogromna z zawieszoną o uchwyt białą sukienką na wieszaku.

Lustro – najbardziej szkaradne zwierciadło, jakie tylko można wyśnić – w czarnej metalowej grubej oprawie z wymyślnymi zdobieniami – ni to ornamenty, ni to owoce, ni liście i kwiaty. Gdzieniegdzie jakby muszla na pierwszy rzut oka. Nie, po wnikliwszym spojrzeniu widzimy, że to najzwyklejsza płytka metalu bez żadnego wyrazu. A u samej góry, jako zwieńczenie owalnego szkła – kochająca się para w tak paradoksalnej pozycji, że nawet najbardziej kontrowersyjna Kamasutra nie przewidywała takowej. Ten splot rąk, nienaturalnie pokraczny, nogi właściwie pięciokrotnie zgięte i jeszcze jeden członek, zupełnie niepodobny do czegokolwiek – chyba najbardziej domyślny w sferze erotyzmu człowiek nie zgadłby, z czym ma tutaj do czynienia. Piersi kobiety cudacznie uwypuklone, każdą doprowadziłyby do kompleksów, a tors mężczyzny dawał wiele do myślenia tym prawdziwym chłopcom. Figurki te nie miały twarzy, co sprawiało, że owa sytuacja była nie do zniesienia, bo jak ludzie mogą nie mieć oblicza? Nic – tylko chropowata powierzchnia żelaza, nawet oczodołów, czy nosa nie zarysowano.

Lustro było stare i całkiem możliwe, że do tej pory nikt w nim nie wymieniał nawet szkła. Wielokrotnie, gdy Laura się w nim przeglądała, przeszkadzały jej liczne rysy i czarne skazy, dlatego też częściej sięgała po własne małe lustereczko z Avonu – posrebrzane, pokryte malutkimi cekinami. Na pewno ładniejsze od tego czegoś, co wisiało w Rafałowej sypialni.

Kobieta przetarła oczy, palcami przejechała przez brązowe loki, w tej chwili nieposłusznie rozwichrzone w każdą stronę. Stopy ospale zsuwały się na podłogę, aż wreszcie dotknęły zimnego parkietu. Poprawiła jeszcze zjechane na ramię ramiączko koszuli i podniosła się z łóżka. Delikatnie, na palcach podeszła do szafy, starała się ją otworzyć jak najciszej. „A niech to szlag" pomyślała, gdy mahoniowe skrzydło drzwiczek skrzypnęło ze starości. Spojrzała na mężczyznę.

Na szczęście spał tak mocno, że i to go nie zbudziło.

Za to Filip – dachowe kocisko – wylazł spod łóżka, patrząc na nią tak wrednym spojrzeniem, pełnym pretensji, że aż przez chwilę, nie była pewna, czy faktycznie chce zrobić, to nad czym zastanawiała się prawie całą noc. Wróciła do szafy. Z samego szczytu wyjęła dużą torbę, rozłożyła ją na podłodze, rozpięła i pospiesznie zaczęła wrzucać do niej swoje ubrania, buty i wszystko, co przyniosła tutaj zaledwie miesiąc temu. Nie było tego dużo i tak częściej bywała u mamy.

Coś zachrobotało.

Z przerażeniem odwróciła głowę i już wymyślając wymówkę, gdy z ulgą zauważyła, że to tylko kot wdrapuje się na wysokie biurko. Przecież nikt mu nigdy nie obcinał pazurków i miał je tak ostre, że wbijały się w meble, gdy na nie wchodził. Zbliżyła się do zwierzaka i czule pogłaskała, jednak nie odważyła się, by go wziąć na ręce. Nigdy tego nie robiła z obawy, że ją podrapie.

I znów zaczęła się krzątać cichaczem po pokoju, a Filip obserwował swoją panią tym znanym wszystkim domownikom spojrzeniem, łagodnie obijając biurko puszystym czarnym ogonem.

Uważnie śledził swoimi ślepiami Laurę, jak zabiera swoje rzeczy z półek i chwyta wiszącą sukienkę. Chciał nawet za nią podążyć do łazienki, ale chyba dobrze wiedział, że i tak zostanie wypędzony. Czekał więc, nie odrywając wzroku od drzwi, nie zwracając uwagi na Rafała, który całym ciałem obrócił się na drugą stronę pod kołdrą i któremu chyba pasowało, że nikt już obok niego nie leży – w końcu miał więcej miejsca. Laura wróciła dopiero po kilkunastu minutach, już ubrana, włosy były spięte klamrą. Pogłaskała ostatni raz kota, zabrała, choć z trudem torbę i wyszła z pokoju, zostawiając drzwi uchylone. Kocisko wdrapało się na parapet, który miał swoje miejsce za łóżkiem i wypatrywało przez okno za swoją właścicielką.

W stronę słońca (zawieszone)Where stories live. Discover now