Kotek Bełkotek

17 0 0
                                    

Część pierwsza,

W której czytelnik poznaje głównego bohatera kota Bełkota, mamę Bełkotkę i całe rodzeństwo Bełkotkowe.

    Kot Bełkot jak co dzień wieczorem otworzył zielone ślepka, gdy tylko księżyc na niebie półkolem zaświecił i ziewając szeroko wyprostował małe łapki. Jedna miała białą skarpetkę natomiast druga była cała w czarne kropki na białym futrze. Wstał ostrożnie, bo wokół były jeszcze inne Bełkotki; jedne starsze inne młodsze; ale wszystkie spały, a że kot Bełkot był bardzo dobrym i miłym kotem to by nie budzić swoich sióstr i braci zaczął powoli wyczłapywać  z legowiska pod piecem. Gdy udało mu się już ominąć wszystkie przeszkody w postaci puchatych różnokolorowych kulek ponownie się przeciągnął szeroko ziewając i wyprężył swój grzbiet, który zalśnił w nikłym świetle księżyca przedzierającego się przez małe piwniczne okienko. Czytelnicy być może jeszcze tego nie wiedzą, jednak kot Bełkot (czy też jak mama go nazywała Kotkiem Bełkotkiem) był kotem wszak bardzo młodym i prawie cały był czarny poza właśnie lewą i prawą łapka, gdzie lewa łapka miała skarpetkę białą aż po koci łokieć, a druga pokrapiana była białą sierścią jakby go ktoś pędzlem z farbą ochlapał. Zawinął długim ogonem stawiając go prosto i jak to w kocim zwyczaju wpierw zaczął od mycia. Mama Bełkotka zawsze uczyła swoje małe pociechy, że kot to kot i ma być czysty. Że kot to zanim zajmie się kocimi sprawami ma się zająć kocim myciem. Więc Bełkot, jako że mamy słuchał myć się zaczął dokładnie i długo. Zanim jeszcze skończył czyścić szorstkim jęzorkiem pierwszą łapkę już usłyszał jak rodzeństwo starsze i młodsze podnosi się ze swojego legowiska. A było to rodzeństwo liczne i wielkie jak na kocią rodzinę przystało. Był Burek, najstarszy z nich wszystkich który wbrew swojemu imieniu nie był bury, a biały. Był i Mruczek, który nazywał się adekwatnie, bo wciąż mruczał, nawet bez okazji. I był też Miluszek- najmłodszy z kociego rodzeństwa- który łasił się i przytulał, gdy tylko znalazł okazje. Zaraz za nimi ;wszak trzeba czytelnikom wiedzieć, że Bełkot może i wstawał najwcześniej, ale inne koty zgodnie z kocimi zwyczajami lubiły drzemać i leżeć pod ciepłym piecem nawet jak trzeba już było wstawać; wychyliła czarny łebek Gusia z nastroszonym futrem, a Gusia z nich wszystkich była najbardziej wredna i najbardziej przekorna. A spomiędzy jej łapek, mimo że nie najmłodsza, ale najmniejsza wyszła dostojnym krokiem Pięknisia, której futerko błyszczące i bialutkie przyprawiało inne kotki o zazdrość. Gdy wszystkie koty wyszły spod pieca, jeszcze ogrzane, tak wszystkie zaczęły kocim zwyczajem wyuczonym przez kotkę Bełkotkę myć się i czyścić bardzo dokładnie i bardzo długo. Bełkot z racji, że zaczął najwcześniej to i skończył najwcześniej więc dostojnym krokiem pokazując, że jego futro jest już czyste ruszył przebierając łapkami w stronę piwnicznego parapetu; gdzie jak wszystkie koty z rodziny Bełkotów wiedziały; stacjonowała mama kotka Bełkotka czujnym okiem sprawdzając czy jej pociechom żadna krzywda z zewnątrz nie grozi. Zwinnie wskoczył na parapet i przystawił nos prosto w szybę by sprawdzić czy już zima przyszła i czy śnieg napadał. Ku niestety rozczarowaniu kota Bełkota śniegu nie było, a tylko błoto i ziemia (a to kotom bardzo nie pasowało, bo po kocim szlaku musiały się po kociemu myć). Ziewnął już ostatni raz i stuknął łapą w okno chcąc pooglądać i popodziwiać wielki świat na zewnątrz. Mama Bełkotka czy też Kotka Bełkotka zjawiła się prawie natychmiast i łapką otworzyła piwniczne okienko chcąc swoją latorośl wypuścić na zewnątrz. Bo może i mama Bełkotka dbała bardzo o swoje dzieci, ale też wiedziała, że koty w kocim zwyczaju nauczyć się muszą na świecie żyć same, a że koty też z natury ciekawskimi są stworzeniami to nikt sprzeciwów nie zgłaszał (może tylko raz na jakiś czas kotka Pięknisia musiała narzekać, że jej piękne futerko od powietrza matowieje). Bełkotek szybko wychylił na zewnątrz swój łebek i stwierdził, że nie jest za zimno na jego kocie futerko więc dostojnie prezentując także swojej mamie wymyte futerko wyszedł na zewnątrz. A na zewnątrz sporo było do zobaczenia, bo i była łąka duża, gdzie na wiosnę i w lato trawa była zielona i soczysta. Niedaleko też od łąki był lasek dębowy gdzie myszki i inne gryzonie często chadzały (a jak wiadomo myszki z kotami w niezgodzie żyją, niezgoda ta zaś ma podstawę w prawie którego każdy kot i każda myszka przestrzegać muszą bo w prawie natury, a zaś przysłowiową kością niezgody były przyzwyczajenia kulinarne gdzie koty zgodnie twierdziły, że myszy są smakowite, zaś myszy próbowały temu zgodnie zresztą zaprzeczyć- spór trwał i trwał, ale skończyć się nie umiał i prawdopodobnie skończyć się nie miał). Nad kocią piwnicą była oczywiście kamienica. Wysoka, nawet jak na kota, który przecież wysokości się nie bał! Bo w jednym rzędzie aż pięć okien miała i w górę się pięła. Jednak na szczęście kamienica nie była zamieszkana przez inne koty, a tylko przez starsze małżeństwo, które z braku zajęcia całą rodziną kotków Bełkotów się opiekowały. A było się czym opiekować i co karmić dlatego też jak co wieczór i bardzo wcześnie rano koty z rodziny Bełkotów wiedziały, że przy drzwiach do kamienicy znaleźć można miseczki z tłustym mlekiem i resztki po obiedzie- kot Bełkot najbardziej lubił czwartki, gdyż wtedy małżeństwo jadło kotlety, a Bełkot bardzo lubił kotlety. Kotka Bełkotka czujnym maminym okiem sprawdziła czy też jej syn nie spieszył się nadto z czyszczeniem futerka i jak to mamy mają w zwyczaju (bo czytelnik powinien wiedzieć, że mamy w maminym zwyczaju bardzo często nie ufają swoim pociechom w sprawach tak poważnych jak czyszczenie futerka!) poprawiła jeszcze tam, gdzie uznała, że Bełkot je przeoczył po czym zawołała swoja gromadę smarkatych kotów by i te się pospieszyły. I jak co wieczór wypełzło z piwnicznego okienka całe rodzeństwo Bełkotkowe, prawie, że od razu dokazując i bawiąc się. Bo może i narzekały, gdy brudne przychodziły i na nowo trzeba było futerko myć, ale podczas brudzenia futerka zabawa była przednia. Więc i bracia Bełkota od najstarszego Burek, Mruczek i Miluszek, a zaraz za nimi Gusia i Pięknisia po inspekcji przeprowadzonej przez mamę Bełkotkę ruszyły brykając, bawiąc się i gryząc nawzajem. Bo musicie czytelnicy drodzy wiedzieć, że zgodnie z kocim zwyczajem zabawa powinna także uczyć młode koty jak mają polować więc koty nie szczędząc na siebie ząbków i pazurków podgryzały się jeden przez drugiego pod czujnym okiem kotki Bełkotki, która sprawdzała czy aby przypadkiem żadne z jej pociech zbytnio się nie rozpędza. Tak tez minęło pół nocy na zabawach i kocich harcach w której oczywiście także nasz główny bohater kot Bełkot brał udział i cieszył się niezmiernie z czasu spędzonego wśród swoich sióstr i braci. Jak też zazwyczaj bywa kotka Gusia musiała być upominana parę razy przez mamę Bełkotkę, a Pięknisia ledwie po rozpoczęciu zabawy stwierdziła: - Dziewczynki z pięknym futerkiem polować nie muszą, bo dziewczynki z pięknym futerkiem będą leżeć na wygodnej podusi blisko ciepłego kominka.

Następne pół nocy rodzina Bełkotów spędziła na nauce, gdzie mama Bełkotka zabrała swoją już wybawioną gromadę do Dębowego Lasku, a musicie też czytelnicy wiedzieć, że koty to stworzenia nocne i ich wzrok w nocy widzi tak jak nasz w dzień, a może nawet i lepiej. Więc, mimo że przez korony drzew światło księżyca się nie przedostawało, a las był bardzo ciemny i bardzo straszny kocięta i kotka wszystko dokładnie widziały. I gdy jakiś straszny dźwięk dobiegł z ciemności, która ludzkim okiem zdawała się być nieprzebyta tak kocie oko łatwo dojrzało sarnę ocierającą się bokiem o drzewo. Kotka Bełkotka poprowadziła swoją gromadkę w równym szeregu prosto do małej rwącej rzeczki, która dzieliła las dębowy na dwie części. W stalowych zasadach kotki Bełkotki jasne było, że przed rzeczką kocięta mogły rozrabiać, ale za rzeczkę przejść już nie mogły. Oczywiście po powtórzeniu zakazu przyszedł czas i na kolejne zabawy, które niosły za sobą naukę jak na przykład wspinanie się po drzewach i ;co chwali się kotce Bełkotce; nauce schodzenia z ów drzew ;jak czytelnicy mogą wiedzieć nie każda kocia mama uczy tego swoje kocięta;. I tak minęła noc, w której rodzina kotów Bełkotów uczyła się i jednocześnie bawiła. Nad samym ranem powróciła cała gromada do kamienicy ruszając prosto pod wejście, gdzie czekały już na każdego kota z osobna miski z tłustym mlekiem i kawalątek pieczonego kurczaka.

                            Część druga,

W której kotki z rodziny Bełkotów zakładają się  kto nie przeskoczy rzeczki, kot Bełkot moczy się w wodzie i poznaje czarownice mieszkające w kurnej chacie.

Jak już czytelnicy mogą wiedzieć, życie kota Bełkota było istną sielanką. Pewnego dnia cała gromada kociąt korzystając z okazji, że kotki Bełkotki nigdzie w pobliżu nie było ruszyło szybko do Dębowego Lasku. Tam zaś wszystkie przystanęły na brzegu i zaczęły się przechwalać: - Jestem najstarszy z Was, a więc jestem najmądrzejszy! - Krzyczał głośno kot Burek - Może i najstarszy, ale na pewno nie tak duży jak ja! - Odkrzyknęła mu wiecznie butna Gusia - Ani nie tak ładna jak ja! - Dodała szybko Pięknisia, co Mruczek skwitował tylko głośnym mruknięciem, a Miluszek otarł się łebkiem o bok kota Bełkota. - A Ty Bełkotku? - Zapytał Miluszek podnosząc na niego swoje ślepka - Ty, poza tym, że wstajesz najwcześniej to jaki jesteś? - A ja...- Zaczął Bełkotek, jednak szybko przerwał mu Burek - A Bełkotek pewnie ani nie jest duży ani najmądrzejszy, ani najładniejszy! - Czemu wszystkie koty zachichotały by przyznać rację Burkowi, prawdopodobnie najmądrzejszemu kotku z rodziny Bełkotów. - Wcale nie! Zaprzeczył szybko Bełkotek i dodał- Ja może nie jestem najstarszy ani może nie jestem najmądrzejszy ani może największy, ale jestem najodważniejszy! - Krzyknął tupiąc łapką o ziemie aż piaseczek wzbił się i opadł na jego białą skarpetkę. - Akurat! - Powiedziała Gusia i parsknęła kocim zwyczajem- Ty byś przed myszką uciekał! - Wcale nie! - Albo i przed muchą! - Szybko dodała Pięknisia chcąc się przypodobać kotce Gusi. - A właśnie, że nie! Mogę się o to założyć! - Znów tupnął, a tym razem tupnięcie to było tak mocne, że ważki, które wisiały niziutko nad rzeczką uciekły w popłochu. - Ah tak? A o co się chcesz zakładać Bełkotku? - Spytał Mruczek zerkając na niego kątem ślepka. - A o przekonanie! I zakładam się, że tylko ja przeskoczę rzeczkę i pójdę w las po drugiej stronie! I na te odważne słowa wszystkie koty z rodziny Bełkotów wzięły wdech, bo i zakład był poważny i treść zakładu także na niejednym kocim grzebiecie włos postawiła. - Więc jak taki jesteś odważny to proszę, skacz! - Powiedział Burek i wypiął dumnie pierś siadając przy brzegu i spoglądając wyzywająco na Bełkota. Wszystkie zaś koty poszły w ślad za Burkiem i usiadły obok niego przyglądając się Bełkotkowi, który zdając sobie sprawę jaki zakład przyjął zaczął poddawać wątpliwości swoją odwagę. Wszak to była rzeka, której żaden kot nie mógł przejść ani przeskoczyć! Po drugiej stronie był wielki las, a tam były złe rzeczy, których koty oglądać nie powinny! A już szczególnie tak małe jak Bełkotek! Ale, zakład to zakład- pomyślał w duchu Bełkot i cofnął się by nabrać rozpędu przed przeskoczeniem rzeczki. Zatupał łapkami, położył uszy po sobie i wziął rozbieg pięknie przeskakując rwącą rzeczkę! Wszystkie koty z rodziny Bełkotów aż zaniemówiły, gdy ich może nie najmłodszy, może nie najstarszy ani może nie najmądrzejszy braciszek znalazł się po drugiej stronie. I wszystkie koty zgodnie stwierdziły, że Bełkotek słów na wiatr nie rzuca i jest odważny. - A więc Bełkotek Odważny, tak się będziesz teraz nazywał! - Krzyknął Miluszek do Bełkotka po drugiej stronie, a kotka Pięknisia dodała- I prawdomówny, bo powiedział i udowodnił co powiedział! - Bełkotek Odważny i Uczciwy! - Wtrącił się Mruczek, a Burek skwitował - Bełkotek Odważny i Uczciwy, może nie najstarszy ani nie najmłodszy, ale na pewno nie tchórzliwy! Bełkotek czując jak jego małe kocie serduszko wpierw prawie zamarło, gdy widział pod sobą rzeczkę teraz wręcz promieniuje z dumy i z uczucia szacunku jaki spłynął na niego po odważnym wyczynie. Podniósł wysoko głowę i dumnie postanowił wrócić na drugi brzeg rzeczki... Jednak drodzy czytelnicy morał będziecie mieć z tego taki, że bycie pysznym i aroganckim tylko szkody może Wam przynieść, bo Bełkot przekonany o swoich zdolnościach w przeskakiwaniu rwących rzeczek drugiego rozbiegu nie wziął... I wpadł prosto w wodę. Być może wiecie o tym moi czytelnicy, koty pływakami za dobrymi nie są, a wręcz przeciwnie wody starają się raczej unikać. Rozszalały prąd rzeczki porwał Bełkotka ku rozpaczy braci i sióstr stojących na brzegu, a on tylko ledwie utrzymując pyszczek nad wodą łapał powietrze i machał łapkami w poszukiwaniu oparcia. Jednak niestety to łatwo mu nie przyszło, bo rzeczka wciąż parła do przodu, a kot Bełkot wciąż płynął czy tego chciał czy nie. W końcu jednak po nie wiadomo jakim czasie, a według Bełkota po zbyt długim czasie natrafił łapkami na płynącą kłodę i wbijając pazurki w drewno zdołał się wspiąć na miejsce przynajmniej choć odrobinę suchsze niż woda. Obejrzał się szybciutko, ale już niestety nie zobaczył ani swoich braci ani sióstr ani dębowego lasku, bo rzeczka z małej i rwącej zmieniła się w szeroką i leniwą. Gdyby ktoś wtedy spędzał popołudnie łowiąc ryby nad brzegiem rzeki zobaczyłby rzecz niesłychaną jak to małe kocie próbuje na kłodzie drewna niczym żeglarz podczas sztormu dopłynąć do brzegu. Może i wtedy podczas leniwego popołudnia ten kto łowiłby ryby mógłby pomoc kotu Bełkotkowi jednak nikt ryb nie łowił, a Bełkot płynął na kłodzie drewna, a kocie łzy płynęły na kocich policzkach. Co rusz nawoływał swoją mamę, swoich braci, siostry, nawet wolał samą panią Marie i pana Andrzeja, którzy dzisiaj (bo był czwartek) daliby po obiedzie kawałek kotleta. Jednak nikt mu nie odpowiedział. Zdany był na samego siebie nasz kotek Bełkotek Odważny i Uczciwy, może nie najstarszy ani nie najmłodszy, ale na pewno nie tchórzliwy i zrozumiał, że tez na pewno nie jest najmądrzejszy. I płynął tak kotek Bełkotek rozpaczając nad swoim losem, marząc co rusz o cieple, które oferował mu w legowisku piec i o tłustym mleku, bo brzuszek kota był brzuszkiem łakomym i już domagał się porcji smakołyków. Marząc o tym by wydostać się w końcu na ziemie i ruszyć, choćby nie wiedział gdzie szukać swojej mamy i swojego rodzeństwo, wysuszyć mokre futerko i pójść spać pod ciepłym piecem. I marzyłby zapewne tak dłużej, może nawet i do końca rzeki, gdyby nie jakaś ręka pochwyciła go za kark i wyciągnęła z kłody. A musicie czytelnicy też wiedzieć, że koty, gdy się je za kark łapie tego kogoś zaczynają bardzo nie lubić. Więc kot Bełkot w pierwszej chwili właściciela dłoni nie polubił, a wręcz przeciwnie- znielubił. Gdy jednak ślepia kotka zatrzymały się na twarzy pomyślał, że może wypadałoby przestać zastanawiać się nad lubieniem czy nielubieniem, a zacząć zastanawiać się nad baniem czy też uciekaniem. Jednak kotek Bełkotek był trzymany w iście żelaznym uścisku i sam nic zrobić niestety nie mógł, a tymczasem twarz i zarazem właścicielka ręki, którą zdążył już znielubić, polubić i od lubić zbliżyła się i zaśmiała. A musicie wiedzieć, że twarz ta nie była w żadnym wypadku twarzą złą, tylko brzydką. Koślawy długi haczykowaty nos zakończony brodawką z dwoma włoskami ukłuł kota Bełkotka prosto w nos, a pomarszczona była tak jak stare jabłko, które za długo stało w misce. Ku większej rozpaczy kotka Bełkotka zobaczył, że takich twarzy jest nie jedna, a dwie! I nawet trzy, gdy usłyszał, że z lasu wyłania się następna. - A co tu masz Jemioło? Coś to złapała, bo mi się wydaje, że to nie ryba! - Zaskrzeczała pomarszczona kobieta stojąca za właścicielka trzymającej dłoni. - A kota pływaka... Czy kota żeglarza? A może kota wędkarza? Wtedy tez odezwała się trzecia twarz, która zdążyła już podejść i także przyglądając się kotkowi Bełkotkowe zachichotała i wyciągnęła rękę łapiąc kocią łapkę z białą skarpetka w sękate palce. - Albo kota przystojniaka, ha! - Powiedziała i uśmiechnęła się odsłaniając jednocześnie jednego zęba, który zwisał już bardzo luźno. - Zamiast zgadywać możecie się zapytać! - Odpowiedział rezolutnie kotek Bełkotek także rymując. - Aaa wygadanego kawalera mamy! W kotle wygadany tez taki będziesz? Na co Bełkotek niestety rymu już nie znalazł, bo kocie serduszko niespodziewanie dla niego samego zaczęło bić jeszcze szybciej. - Ale kotów się nie je! - Powiedział szybko Bełkotek i dodał- A jak mi krzywdę zrobicie to przyjdzie moja mamusia i Was pobije! - Wszystkie wtedy pomarszczone twarze zaczęły się śmiać, a śmiech był to mimo wszystko ciepły i przyjazny. Bo, czytelnicy jak i kotek Bełkotek nie wiedział, że wiedźmy, mimo że żyjące w ciemnych lasach do kotłów wrzucały co najwyżej ziela hodowane, a nie dzieci, a już na pewno nie kocie dzieci! - Tak samo jak koty żeglować po rzekach też nie powinny, a już na pewno nie na kłodach drzew! No, kawalerze drogi, Twojej mamusi tu nigdzie nie ma, a ty sam jesteś jak ta nić co do niej się wszystko przemoczy. - I ku zaskoczeniu jak i wielkiej uldze dłoń postawiła kota Bełkota. Na co zaś kot Bełkot zareagował szybko i z iście kocim zamiarem wytrzaśnięcia wpierw wody z futra, a później wylizania się z wszelkich paprochów, które futerko od wody przejęło. - Więc może byś się tak przedstawił kotku pływaczku, bo to kawaler, a nie pannice tak ładne jak my się pierwsi przedstawiają, ha! - Powiedziała ta nazwana Jemioła, na co kot Bełkot, gdyby mógł to zapewne oblał by się rumieńcem. Fakt, mama Bełkotka uczyła go, że wpierw się powinno przywitać i przedstawić. Ale Bełkotek nie pomyślał o tym w sytuacji, gdy ktoś mu groził ugotowaniem! - Nazywam się kot Bełkot- Powiedział nasz bohater i zaraz szybko dodał swoje dwa zyskane przydomki- Odważny i uczciwy! - Albo lekkomyślny i nierozważny, skoro wylądował na kłodzie w rzece! - Powiedziała druga z twarzy.- Więc Bełkocie, ja Jemioła i moje siostry Rzepa i Agrest. - Wskazała kolejno na siebie, siostrę po prawej i po lewej. - I chyba zgodne jesteśmy, że przyda Ci się nieco ogrzać i wysuszyć! Tak więc o to kot Bełkot rozpoczął swoja wyprawę, która szybko skończyć się nie miała. A rozpoczął ja od tego, że nawet najbrzydsza i najstraszniejsza osoba może wyciągnąć do kogoś pomocną ręke.

 Część trzecia,

W której kot Bełkot ogląda jak robi się wywary, je rosół rozmawia z wiedźmami, a później poznaje kota Walenroda, który uczy go co to jest odwaga i szczerość i uczy go, że był nierozważny, a nie odważny, a także zostaje mianowany giermkiem i poznaje nowego przyjaciela.

 Zapewne jak wielu z Was sądziło podróż do chatki na kurnej łapie jest podrożą wymagającą na której co rusz czają się niebezpieczeństwa i przeciwności losu. Wymagające przeszkody, które ominąć może tylko ktoś bardzo mądry albo i bardzo odważny. Jednak niestety musze rozwiać Wasze przypuszczenia i domysły, bo- wszak są to tylko domysły. Droga do chatki na kurzej lapie była bardzo przyjemna, a wręcz jak zauważył nasz kotek Bełkotek odprężająca w porównaniu oczywiście z żeglowaniem na rozszalałej rzece. Wiedzmy w kolejności od najstarszej Agrest, Jemioła i Rzepa prowadziły naszego głównego bohatera przez ubitą ścieżynkę, na której co rusz przebiegało jakieś dzikie stworzonko. Niektóre z nich kotek Bełkotek widział pierwszy raz, jak na przykład wielkiego konia, a zdziwienie było tym większe, że ten koń miał rogi! - A to młody kawalerze jest właśnie jeleń. - Powiedziała mu Rzepa, za którą nasz Bełkotek szedł. Mąż od pani sarny. - Dodała Agrest. Bełkotek więc podróż miał nad wyraz przyjemną i nad wyraz pouczającą. Dowiedział się także jak rozróżniać różne rodzaje owoców i ziółek rosnących w lesie bardzo wręcz przydatnych wiedźmom jak zresztą same stwierdziły. Więc dowiedział się jak znaleźć dzikie jagody, gdzie należy szukać malin, a gdzie jeżyn. Także dowiedział się, gdzie szukać różnych rodzajów grzybów. I najlepiej, że tych grzybów szukać właśnie po deszczu- stąd się bierze też drodzy czytelnicy powiedzenie "Rosnąć jak grzyby po deszczu". Bo dla przykładu niektóre grzyby lubią bardzo towarzystwo brzóz- drzew z białą korą. A niektóre grzyby nie lubią żadnego towarzystwa i rosną tylko w wysokich trawach. Droga ta była bardzo edukacyjna jak stwierdzil sam Bełkotek w momencie, w którym na malej polance porosłej gęsto mleczem i dmuchawcami wyrosła właśnie chatka na kurzej łapce. Wysoka była tak, że kotek Bełkotek musiał zadzierać wysoko swoją głowę. A było po co zadzierać, bo przez dach tuż obok ceglanego kominka była korona drzewa.- I o to jesteśmy. - Klasnęła w dłonie Agrest i pospieszyła szybko do drzwiczek od chatki. Za nią natomiast pospieszyła Jemioła, a jeszcze za Jemiołą nawet i szybszym krokiem- prawie, że biegiem ruszyła Agrest. Bełkotek musiał bardzo przebierać swoimi łapkami, żeby dogonić szybko oddalające się wiedzmy, jednak były tak uprzejme, że tuz przed drzwiami zatrzymały się i poczekały aż do nich dołączy. W końcu Agrest otworzyła drzwiczki do chatki i Bełkotek mógł podziwiać, jak wygląda chata wiedźm, które w pierwszej chwili były straszne, a później wręcz przeciwnie. A było co podziwiać i tutaj, bo chatka miała aż cztery piętra, gdzie właśnie czwarte piętro kończyło się wielkim balkonem, gdzie wiedzmy i ich niecodzienni goście mogli odpoczywać na świeżym powietrzu. Na trzecim znowu były pokoje samych wiedźm, każda miała swój pokój osobny i każda dbała o porządek w nim. Na drugim zaś znajdowały się pokoje gościnne i jak został poinformowany Bełkotek tam tez zamieszka. Razem z walecznym kotem Walenrodem. Bełkotkowi to imię dla kota wydawało się dziwne, ale że wiedźmy potwierdziły, że to jest waleczny kot to Bełkotek bardzo chciał go poznać. Ku jego rozpaczy niestety kota Walenroda obecnie nie było. Na pierwszym zaś piętrze znajdowała się kuchnia, w której wiedźmy gotowały, rzucały zaklęcia i ewentualnie piły herbatę w przerwach pomiędzy wiedźmowymi pracami.- No panie kocie kawalerze, głodny pewnie, mleczka byś się napił? - Zaoferowała się Jemioła nakładając wielka kucharską czapkę. - Ah siostro kochana, jakiego mleczka jak to widać, że kawaler wyrośnięty to pewnie by coś dobrego podjadł! Mięska kawałek...- Wtrąciła się szybko Agrest. - Tak właściwie to ja bardzo lubię kotlety! - Odpowiedział Bełkotek niuchając i pracując jednocześnie noskiem w poszukiwaniu różnych nowych i starych zapachów.- Kotleta kotleta...- Zamlaskała w odpowiedzi Rzepa i podniosła swój sękaty paluch wysoko w gorę- Zrobimy rosół, a Ty zrobisz go z nam drogi kawalerze! Bełkotek przestraszył się nie na żarty. W końcu rosół to rzecz poważna, a już najpoważniejsza to przygotowanie rosołu. Nigdy w życiu tez rosołu nie gotował i niestety nie wiedział jak taki się przyrządza. Jednak nim zdążył się podzielić swoimi obawami Rzepa zaśmiała się widząc wystraszoną kocią mordkę i szybko podskoczyła do blatu, gdzie leżały już przyprawy. A wśród przypraw były różne dobroci, w tym właśnie nać pietruszki, tuż obok marchewka, a nad blatem na sznurku wisiały suszące się pęki majeranku, bazylii i także mięty. Ta ostatnia szczególnie Bełkotkowi się spodobała- czytelnicy mogą nie wiedzieć jednak koty wręcz przepadają za zapachami i smakami miętowymi. Ku jednak niezadowoleniu Bełkotka, który sądził, że najlepszy rosół byłby właśnie z mięta ta nie została użyta. Wiedźmy wyniosły wielki żelazny kocioł na środek obszernej kuchni, a pod nim rozpaliły ogień na palenisku. Kocioł był pełen wody, a był tak wielki, że biedny Bełkotek musiał oglądać go z blatu. Na szczęście Rzepa pozwoliła Bełkotkowi usadzić się na ramieniu tudzież Bełkotek już w późniejszej chwili mógł obserwować wszystko dokładnie i wyraźnie wręcz z pierwszej ręki. Wiedźmy nuciły pod swoimi krzywymi nosami, Rzepa wciąż mieszała wodę do której gdy ta się zagotowała został dolany bulion z wołowiny, Agrest kroiła niesamowicie szybko (zachęcam zaś niektórych czytelników do podejrzenia swoich mam jak one to szybko robią!) różne warzywa, które według wiedźm nadawały potrawie smaku (a według Bełkotka tylko psuły- no bo po co ktoś by chciał seler czy inną pietruszke w rosole!) a Jemioła ucierała suszone przyprawy w specjalnej moździerzy trąc je na miazgę i co rusz dodając do gotującego się wywaru. Chwila nie minęła, gdy cały pokój wyraźnie przeszedł smakowitym zapachem rosołu, który dla czułego kociego noska stanowił istne wyzwanie by utrzymać go z dala od gorącej pary. Wiedźmy natomiast uwijały się i kręciły w kuchni co rusz sięgając i otwierając jakaś szufladę wyciągając stamtąd coraz to lepsze rzeczy. Bełkotek siedzący na ramieniu Rzepy aż musiał wbijać swoje pazurki w wiedźmie ubranie by utrzymać się na górze! A przecież jakby spadł to mógłby wpaść do gotującego się rosołu! (A tutaj Bełkotek nie był jeszcze pewny czy wiedźmy na pewno by go uratowały!). Na szczęście nic takiego się nie stało i rosół w końcu był gotowy. Wiedźmy zupę rozlały do talerzy, Bełkotek natomiast dostał miseczkę i otrzymał honorowe miejsce przy stole, gdzie mógł usiąść na bardzo wysokim krześle, które umożliwiało mu chłeptanie jęzorkiem rosołu. Gdy wszyscy już pojedli wiedźmy rozsiadły się wygodnie, a Bełkotek, jako że był kotkiem grzecznym podziękował ładnie i usiadł przed miseczką przyglądając się ciekawie swoim nowym przyjaciółkom. - Więc powiedz mi kawalerze jak to się stało, że zostałeś żeglarzem. - Tak właściwie to nie zostałem żeglarzem... A już na pewno nim nie chciałem zostać! - Uniósł łebek Bełkotek i oblizał swój nos czując, że tam kryją się jeszcze kropelki rosołu. - Racja racja... Przecież żaden zeglarz by nie stracił panowania nad swoją łajbą! - Zarechotała się Rzepa co Jemioła skwitowała tylko prychnięciem pouczając swoja siostrę by ta się zachowywała. - Bo ja... Bo ja się założyłem! Założyłem się ze swoimi braćmi i ze swoimi siostrami o to, że przeskoczę rzeczkę! - Bełkotek kątem ślepia dojrzał jak soczysta i tłusta kropla rosołu spływa powoli po miseczce i zanim dopowiedział resztę szybko schylił się i zlizał kropelkę.-I przeskoczyłem rzeczkę! Jakbyście ich widzieli! Zaimponowałem im odwagą! Miluszek nazwał mnie Odważnym i Uczciwym, a Burek powiedział, że jestem nade wszystko prawdomówny, bo powiedziałem, że przeskoczę i przeskoczyłem! Wiedźmy przysłuchiwały się uważnie w opowieść Bełkotka. Bełkotek także tak się wczuł w opowiadanie, że nikt nie zauważył jak oknem do chaty wchodzi wielki i gruby czarny kot. Gdyby jednak- drodzy czytelnicy ktoś to zauważył zapewne widziałby, że kot ten brzuch miał calutki biały, a na pyszczku miał także białe futerko, które otulało jego wielkie ślepia. Gdyby ten ktoś kto tego niestety nie widział mógł się bliżej przyjrzeć to zobaczyłby, że ten kot także na swoim brzuchu (co prawdę powiedziawszy był bardzo, ale to bardzo pulchny) miał zapięty pasek z diamencikami, a do paska przypiętą miał szpadę. Gdyby tez ktoś miał ochotę dalej się przyglądać kot co dziwne poza pięknym paskiem i szpadą miał także pelerynę, która powiewała z każdym delikatnym podmuchem niczym wielki czarny cień. A na tym wielkim czarnym cieniu znajdowało się wyhaftowane wielkie kocie oko. Bo musicie drodzy czytelnicy wiedzieć, że kot Walenrod był kotem rycerskim. I kot Walenrod bitew wiele stoczył. Wszak kot Walenrod bitwy toczył, bo był kocim rycerzem, ale zawsze był uczciwy i zawsze był honorowy, a swoich przeciwników nigdy nie krzywdził tylko zawsze ich rozbrajał! Głownie co prawda śmiechem i żartami, ale za to koci rycerz wsławił się w bitwach. A bitw tych było niezliczone ilości, najsławniejsza zaś była bitwa pod Myszwaldem w której wielki Mysi Zakon został pokonany przez zjednoczone Kocie wojska zaś sam kot Walenrod odegrał w tym zwycięstwie kluczową role. Tak też się złożyło, że nasz kotek Bełkotek nie zauważył, że wielki kot Walenrod przysłuchiwał się jego opowieści i kręcił swoim łebkiem wyrażając dezaprobatę. Gdy Bełkotek skończył swoją jakże w jego mniemaniu heroiczną opowieść Walenrod odchrząknął zwracając na siebie uwagę po czym donośnym i głębokim głosem orzekł: - Mości młody panicz zapewne nie zna prawdziwego znaczenia słowa odwagi! - Po tych tez słowach ukłonił się na przednich łapkach w stronę wiedźm, które także grzecznie odpowiedziały mu ukłonem. Kotek Bełkotek nastroszył swoje futerko i odwrócił się przyglądając się zadziwiającemu kotu. - Jak to nie znam! Przeskoczyłem rzeczkę! - Odpowiedział szybko Bełkotek, na co Walenrod ponownie odchrząkując podniósł mądre ślepia i rzekł tym samym poważnym głosem- Młody paniczu odwaga to nie przeskakiwanie rzeczek ani gonienie za myszami. - Na co Jemioła z chichotem mu przygadała- Panu kotu Walenrodowi akurat każda mysz uciekła. Kot Walenrod jednak wcale się nie speszył tym oskarżeniem, a wręcz przeciwnie z iście dworską manierą odpowiedział: - Panno Jemioło, raczy pani dworować sobie. Myszy tutaj nie ma bo ja zawarłem wielki dyplomatyczny pakt pokojowy w którym właśnie to myszy mają swoje terytorium na skraju lasu i do chaty się zbliżać nie mają. Wiedzmy znów zachichotały, a Bełkotek fuknął przekrzywiając swój łebek na lewo.- A powiedz mi kocie Walenrodzie- zaczął - Co to jest odwaga jeśli to właśnie nie jest przeskakiwanie rzeczek i pokonywanie tak niebezpiecznych przeciwności!Kotek Bełkotek już miał się uśmiechać oczywiście po kociemu myśląc, ze właśnie pozbawił kota Walenroda argumentów. Jednak ten znowu nie speszony doświadczony szermierz słowny odpowiedział mu spokojnie i z klasą- To, drogi kotku Bełkotku nie jest odwaga, a już na pewno nie jest dowód uczciwości. To jest kotku Bełkotku głupota w czystej swej postaci. Tak te słowa podziałały na kotka Bełkotka, że wpierw jego pyszczek otworzył się szeroko ze zdziwienia, a potem z głośnym klapnięciem zamknął się, a ślepka do tej pory duże zwęziły się do malutkich szparek. Jak zapewne moi drodzy czytelnicy wiecie, gdy kot takie oczy zrobi jest wtedy zezłoszczony. I jego pyszczek przyjazny na codzień robi się bardzo groźny! Jednak kot Walenrod, z zasady odważny wcale się tym nie przejął tylko usiadł i zarzucając swoją pelerynę na plecy odchrząknął i kontynuował.- Bo drogi kotku Bełkotku jak wytłumaczysz swój akt odwagi tym, że znalazłeś się daleko od swojej mamy. Która tęskni, płacze i zapewne szuka Cię myśląc, że może Ci grozić niebezpieczeństwo. Jak kotku Bełkotku nazwiesz to co zrobiłeś uczciwym, skoro wbrew zakazowi swojej mamy rzeczkę jednak przeskoczyłeś. Kotek Bełkotek, gdyby mógł zarumienić się, właśnie by to zrobił. A uważajcie- bo kot, który ma powody do wstydu i to na dodatek dwa powody w tym samym dniu kotem urażonym może się poczuć. Jednak Bełkotek urażony poczuć się nie mógł, bo zrozumiał, że właśnie ten dziwny kot Walenrod ma racje. Jakby mało tego było, Walenrod nic sobie nie robiąc z min kotka Bełkotka kontynuował- Bo mój drogi, odwaga to jest wtedy, kiedy zrobi się coś źle, a przyznajemy się do tego. Bo odwaga to jest wtedy, kiedy pomagamy komuś nawet jeśli nie musimy i nie mamy w tym interesu. Bo, kotku Bełkotku, odwaga jest także wtedy gdybyś przez tą rzeczkę przeskoczył, bo znalazłby się tam ktoś w opałach, z których mógłbyś go wybawić. A to co Ty zrobiłeś Bełkotku to wcale odważne nie jest. Tylko głupie właśnie. Kot Walenrod odkaszlnął i ostentacyjnie uniósł łapkę wylizując futerko. Bełkotek spojrzał na wiedźmy, a wiedźmy o dziwo zachowując poważny wyraz twarzy pokiwały dając potwierdzenie słowom kota Walenroda. - Kot Walenrod ma rację Bełkotku. - Powiedziała Jemioła I zaraz dodała- Twoja mama zapewne się martwi, a Twoi bracia i Twoje siostrzyczki razem z nią! Bełkotek poczuł jak jego małe kocie serduszko zaczyna bić szybciej, a ślepka zaczynają być bardzo mokre. Jednak nim kotek Bełkotek zdążył zapłakać, kot Walenrod kończąc właśnie myć swoją łapkę podniósł głowę razem ze swoim słusznych rozmiarów brzuchem poprawiając pasek z diamencikami i szpadą i rzekł- Ale nie martw się kotku Bełkotku. Bo trafiłeś właśnie tutaj, tutaj, gdzie dzielny kot Walenrod mieszka, żyje i poluje! - Rzekł wypinając dumnie pierś. Wiedźmy znów pokiwały głowami jakby dając do zrozumienia wszystkim obecnym, że kot Walenrod słów na wiatr nie rzuca. - I to właśnie ja, kot Walenrod Ci pomogę w twoim zadaniu! Zwrócę cię twojej mamie i twojemu rodzeństwu! Kotek Bełkotek początkowo nie wiedział co o tym myśleć, jednak po głębszym zastanowieniu szybko zeskoczył ze stolika i podszedł do kota Walenroda. A musicie drodzy czytelnicy wiedzieć, że kot Walenrod był kotem słusznych rozmiarów (nie tylko w tuszy!). Łapy miał iście rycerskie, duże i szerokie. Pierś była szeroka, a grzbiet przykryty płaszczem falował i błyszczał się jak na zadbane futerko przystało! Kotek Bełkotek obejrzał się na wiedźmy jakby szukając u nich potwierdzenia, a gdy te przytaknęły już kolejny raz z rzędu znów spojrzał na Walenroda- Więc kocie Walenrodzie, jak zamierzasz mi pomóc? Kot Walenrod odchrząknął, poprawił swój pas i wyciągnął szpadę kładąc ją na grzbiecie kotka Bełkotka. Wziął głębszy wdech, a wiedźmy podniosły się i otoczyły owe dwa koty.- Wpierw kotku Bełkotku, jako jestem rycerzem Ty będziesz moim giermkiem. Podnieś swoją prawą lapkę wysoko i powtarzaj za mną! ;Kotek Bełkotek co prawda nie wiedział co to znaczy być giermkiem, jednak drodzy czytelnicy zrobię ku temu wyjątek i powiem Wam, że wedle rycerskich obyczajów każdy rycerz musiał mieć giermka. A giermkami byli właśnie młodzi i niedoświadczeni, którzy mieli rycerzowi towarzyszyć w jego przygodach. A czym się giermek miał charakteryzować zaraz wytłumaczy Wam Walenrod.; - Ja kotek Bełkotek z rodu Bełkotów, ślubuję na szpadę i na tłuste mleczko. Na grube myszy i na przyjaźń wieczną, że będę myślał zanim coś powiem, uczył się na błędach i ich nie popełniał, a także będę starał się być przykładem dla innych kotów. Będę uczył się jak być dobrym, będę słuchał zawsze swojego sumienia i postępował zgodnie z nim, a także będę zawsze grzeczny i uczciwy. Damom będę ustępował miejsca, a starszym będę niósł pomoc! Kotek Bełkotek podniósł prawą łapkę i uroczyście powtórzył słowa przysięgi giermka. I tak o to kotek Bełkotek został pasowanym giermkiem u boku rycerza kota Walenroda i tak też zaczęła się niezwykła przygoda o chęci zostania rycerzem i długiej podróży do domu!

od autora: Z góry proszę o wybaczenie drobnych literówek, które w zapale pisania mogłem przeoczyć. Jeśli komuś by się spodobało owe "dzieło" to niech się nie martwi gdyż dalsze przygody kota Bełkotka pojawią się wkrótce. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 28, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

O Kocie Bełkocie, Wiedźmach i Rycerstwie Wszelakim IWhere stories live. Discover now