1.
Louis był wkurzony. Jak, cholernie wkurzony. Wypalał właśnie trzeciego papierosa pod rząd odmrażając sobie tyłek, bo jego chłopak idiota się spóźniał. Było zimno. Cholernie zimno, że Louis dygotał z zimna z trudem odblokowując telefon, żeby sprawdzić czy Kieran był już w drodze. Według wiadomości tak, wyszedł z domu dwadzieścia minut temu, więc teoretycznie powinien już tu być, ale szatyn znał go zbyt dobrze by nie wiedzieć, że pewnie nawet nie ruszył tyłka z ciepłego mieszkania. To nie był pierwszy raz, kiedy coś takiego się zdarzało, więc w jakiś sposób był przyzwyczajony, chociaż nie bycie na pierwszym miejscu dla kogoś, z kim jest się w związku nie było miłe. Pseudo związku. Moris spóźniał się notorycznie, jeśli tylko plany były pomysłem Louisa a ten dzisiejszej nocy właśnie tym był, planem Louisa. Więc powinien zacisnąć zęby i cieszyć się, że jego chłopak w ogóle się zgodził brać w tym udział. Cóż, w tym momencie, zaciągając się papierosem szatyn był daleki od jakichkolwiek oznak radości. Ba, przez chwilę miał nawet ochotę iść samemu albo wrócić do domu, ale to oznaczałoby wygraną Kierana a na to nie mógł pozwolić. Nie tym razem.
Oparł się o murek przy wyjściu z metra starając się nie wyglądać tak żałośnie jak się czuł, ale chyba mu nie wyszło, bo kilka osób rzuciło mu współczujące spojrzenia. Chociaż mogło to mieć coś wspólnego z jego strojem, który nawet z daleka nie mógł wyglądać na ciepły. A było cholernie zimno. Naprawdę, cholernie zimno. A po Kieranie nie było ani śladu. Pieprzony dupek. Louis pokręcił głową wciskając szyję głębiej w kołnierz skórzanej kurtki i chowając dłonie pod pachami. Przy odrobinie szczęścia nie zamarznie dzisiaj na kość, ale na bank będzie zmagał się z chorobą przez kilka następnych dni. Ostatnie, czego mu było trzeba w jego zabieganym życiu. Łączenie studiów i pracy tylko w teorii wyglądało łatwo, a dokładając do tego chłopaka, dupka, już w ogóle wykraczało poza wszelkie normy. Tak brał na siebie za dużo i znosił zdecydowanie zbyt dużo, przez co był stale wykończony i dzisiejszej nocy miał zamiar się odstresować, dobrze bawić i pieprzyć do białego rana, ale póki, co nie zapowiadało się na nic z tych rzeczy. Definicja jego życia od kilku miesięcy. Westchnął głęboko będąc o krok od poddania się i wrócenia do domu, kiedy przed nim pojawił się ktoś w stroju szturmowca z Gwiezdnych Wojen. Miał zamiar odprawić delikwenta, ale wtedy ta osoba ściągnęła hełm i Louis stracił panowanie nad sobą, co zdarzało mu się ostatnio coraz częściej. Stres i te sprawy mogły mieć z tym coś wspólnego. Albo po prostu taki był, zapalający się natychmiast, jeśli coś mu się nie spodobało. A to, co widział przed sobą zdecydowanie mu się nie podobało.
- Co to do kurwy nędzy ma być Kieran?! - Warknął wściekle stukając w biały plastik pokrywając klatkę piersiową chłopaka. - Co to ma być?! Umawialiśmy się, że oboje ubieramy się jak wilkołaki z Zewu Krwi, więc dlaczego do diabła masz na sobie to coś?! - Tak, zupełnie to stracił i najprawdopodobniej był teraz obserwowany przez zbyt dużą ilość ciekawskich nieznajomych, ale miał to gdzieś. Umawiali się na coś do cholery i nie po to marzł żeby teraz jego chłopak niedorajda pojawiał się w zupełnie innym kostiumie.
- Przestań robić z siebie widowisko, to tylko przebranie. I przywitałbyś się jak należy. - Zanim Louis zdołał zaprotestować był całowany, zbyt ostro i wyzywająco jak na miejsce publiczne. Miał ochotę ugryźć chłopaka w język, ale przełknął jednak złość i niechętnie oddał pocałunek nie angażując się zbytnio, co Morisowi w ogóle nie przeszkadzało, bo kontynuował jeszcze przez jakiś czas, sprawiając, że szatyn mentalnie krzywił się na ilość śliny na swojej twarzy. Obrzydlistwo. Dlaczego w ogóle na to pozwalał? - Chodźmy już, zimno jak w psiarni, a im szybciej się tam dostaniemy tym szybciej wyjdziemy i będziemy mogli kontynuować noc u mnie. - Lubieżny uśmiech wykrzywił nieładnie twarz chłopaka sprawiając, że Louis ledwo powstrzymał się przed wywróceniem oczami. To było takie typowe, szkoda, że zaraz rozwieje nadzieje Kierana w proch. Z wielką przyjemnością.
CZYTASZ
The best mistakes are made after midnight | Larry Halloween Shot ✔️
FanfictionLouis ma chłopaka dupka, który ma go perfidnie w dupie i zamiast przebrać się tak jak ustalili, przychodzi jako szturmowiec z Gwiezdnych Wojen. To powinien być wystarczający powód, żeby wysłać go do diabła, ale Tomlinson żywcem nie ma na to czasu. C...