Eddie Kaspbrak naprawdę nie cierpiał zimy.
Dzień robił się krótszy i chłodniejszy, nie wspominając już nawet o nocach. Według statystyk, w okresie zimowym, a konkretnie od listopada do marca, było największe ryzyko zachorowań na grypę, przeziębienie, a nawet gruźlicę oraz wiele więcej innych choróbsk.
Nienawidził również tego, że trzeba było ubierać po tysiące warstw ubrań, tylko po to żeby nie odmrozić sobie tyłka.
Oczywiście znalazłoby się kilka rzeczy, które w zimie wyjątkowo lubił, jak na przykład śnieg pokrywający wszystko dookoła, drzewa, domy, auta, ulicę. Lubił ten charakterystyczny dźwięk skrzypiącego śniegu pod podeszwą jego ciężkich butów zimowych.
Niestety Sonia Kaspbrak nie podzielała jego zdania w tej kwestii.
– Nie tłucz się w śniegu, pamiętaj. Żadnych orzełków, aniołów, czy innych takich – instruowała go, stojąc w przed pokoju, tuż obok nastolatka przygotowującego się do wyjścia.
Frajerzy postanowili spotkać się dzisiaj na górce, aby przetestować nowe sanki Billa. No dobra, nowe to one nie były, miały może pięć lat jak nie więcej, ale Denbrough wraz z Mike'm i Stanem, udoskonalali je całą jesień, a teraz wreszcie nadszedł czas, żeby sprawdzić jak im z tym poszło.
– Wiem mamo. Mam już szesnaście lat, dam sobie radę – zapewnił ją, wciągając na głowę czapkę.
– Ledwie zacząłeś mój drogi! Dopiero co skończyłeś piętnastkę, a poza tym – sięgnęła ręką po nauszniki, leżące obok niej na komodzie i zaraz założyła je synowi, na co ten skrzywił się nieznacznie. – Nigdy nie jest się za starym albo za młodym, żeby złapać choćby katar.
– Dobrze, będę na siebie uważał – westchnął, poprawiając swój gruby, wełniany szalik.
Ucałował przelotnie policzek swojej matki i wyszedł z domu.
Reasumując, miał na sobie podkoszulek, sweter, bluzę i grubą kurtkę oraz rękawiczki, szalik, czapkę i te nieszczęsne nauszniki.
Miał również kilka dolarów w kieszeni, bo po wszystkim mieli zamiar wybrać się na jarmark świąteczny, który będzie trwać dwa tygodnie, dokładnie od wczoraj, aż do sylwestra.
Wcisnął ręce w kieszenie kurtki i ruszył ośnieżonym chodnikiem w stronę parku. Skupił swój wzrok na drodze, aby przypadkiem się nie pośliznąć lub potknąć. Jego oddech był doskonale widoczny, wydychane powietrze sprawiało wrażenie dymu papierosowego, co z kolei skojarzyło mu się z pewną osobą. Uśmiechnął się na przekór sobie, zatracając się w swoich przemyśleniach.
Po kilku minutach marszu, poczuł jak dostaje śnieżką w tył głowy i jak śnieg wpada mu za kołnierz. Momentalnie zachwiał się, bardziej z szoku niż przez siłę uderzenia, przechylił do przodu, jednak w ostatniej chwili odzyskał równowagę, rozkładające ręce na boki.
Rozejrzał się zaraz wokół siebie, szukając wzrokiem napastnika.
Richiego, chowającego się za czyimś żywopłotem, zdradził chichot.
– Wyłaź stamtąd śmieciu! – zawołał rozdrażniony. Tozier po chwili posłusznie wygramolił się zza krzaków, podchodząc bliżej do Kaspbraka tak, że ten mógł go teraz bez przeszkód dokładnie obejrzeć. Rozpięta kurtka moro, a pod nią zgniłozielona, gruba, bluza zapięta pod samą brodę, imitując golf. Okulary miał całe zaparowane, na co Eddie parsknął. – Widzisz ty coś w ogóle?
– Rozróżniam kształty i kolory, czyli dokładnie to samo co bez okularów – powiedział, z głupim uśmieszkiem.
Eddie bez namysłu zdjął mu je z nosa i przetarł szkła swoim szalikiem. Gdyby policzki Richiego nie były już wystarczająco czerwone od mrozu, to teraz na pewno nabrałyby pożądanego, szkarłatnego koloru. Kaspbrak przyjrzał się czy aby na pewno dobrze widać i nałożył mu je z powrotem na nos.
CZYTASZ
Reddie || Oneshots
ФанфикOneshoty z reddie mojego autortstwa, bazowane głownie na filmach z 2017r i 2019r reż. Andresa Muschietti oraz książki Stephena Kinga. Shipy poboczne: * Stenbrough * Benverly I hope you'll like it!