#REANIMACJA! Wybaczcie za tak długą zwłokę, ale tak to jest jak pisze się kilkanaście książek na raz. Teraz zredukowałam tą liczbę, żeby bardziej się skupić na tych, do których zaprojektowałam okładki itp
Opowiadanie będzie powstawać wolno, ale postaram się już nie robić aż tak dużych zastojów, w końcu, skoro zdecydowałam się ujawnić akurat to jedno z moich opowiadań, historię trzeba opowiedzieć do końca.
Nie przedłużając, zapraszam na pierwszy rozdział...☀☀☀
Malutki, zwinny lisek w kolorze pustynnego piasku przemknął bezgłośnie tuż obok białego muru, otaczającego miasto, by chwilę później zniknąć wśród bezkresnej równiny suchości.
Mararokko, oficjalna stolica państwa Arydzkiego wciąż jeszcze trwało pogrążone w ciszy, a mieszkańcy dopiero budzili się ze snu.
Słońce wyłaniało się zza szczytów piaskowych wydm, barwiąc świat przeróżnymi odcieniami żółci, pomarańczu i czerwieni.
Lekki wiatr porywał do tańca piaskowe drobinki drażniące nos.
Z chrap wierzchowców stojących na szczycie wydmy wydobywały się kłęby Pary, a grupa jeźdźców znieruchomiała wciąż to rozmywając się to pojawiając, niczym miraż na zawsze złączony z pustynną powłoką.
Noce na pustyni są zimne, co tym bardziej może zaskoczyć nie doświadczonych podróżnych, bo dni są bardzo gorące.
Selethen lekko zirytowany nie miał pojęcia co go dziś czeka, a ostatnie dni jawiły mu się przed oczami jako szereg szybko migających obrazów.
Poseł na umęczonym koniu, o trzeciej w nocy dobijający się do drzwi Khadifu*. List który dostarczył i pięć słów w nim zawarte "Zgłoś się w stolicy jak najszybciej" Podbite oficjalną pieczęcią Emiwakira- władcy całej Arydii.
Nie było rady. Nieszczęsny Selethen po raz kolejny został zmuszony zostawić swoją prowincję pod opieką zaufanych urzędników i zbrojny tylko w miecz i same złe przeczucia wyruszył w ciężką, czterodniową podróż przez pustynię, by odpowiedzieć na wezwanie swego władcy.
Towarzyszyło mu raptem piętnastu żołnierzy, co w niebezpiecznej wędrówce stanowiło niezbędne minimum, oraz stadko luzaków, na których jeździli na zmianę, by nie zmęczyć bardziej niż to konieczne swoich własnych rumaków.
Poruszali się szybko rozpoczynając jeszcze przed wschodem słońca, odpoczywając w południe, gdy świeciło najmocniej i ponawiając wędrówkę wieczorem, by skończyć ją długo po tym, jak rozgrzany dysk schowa się za horyzont.
Drogę w monotonnym krajobrazie wyznaczały gwiazdy i doświadczenie, bo w krwi każdego Arydy mimo mijających wieków pozostawała orientacja, którą przekazywano z ojca na syna.
Niewielki pochód stanął na szczycie wydmy, z której rozciągał się widok na panoramę miasta. Jego piękno poruszało serca podróżnych, działając dziwnie kojąco na zmęczone ciała. Mięśnie do tej pory spięte rozluźniły się, a serca zaczęły wygrywać radosne pieśni, nawet jeśli już za parę dni przyjdzie im podjąć wędrówkę powrotną.
Jak każdy kto podróżuje przez pustynię, także i oni odetchnęli z ulgą dziękując bezgłośnie bogom, za to że po raz kolejny udało im się przeżyć na srogiej Al'ard Aljafa.
Sucha ziemia ukazała swe łagodne oblicze, a kres wędrówki był ledwie parę metrów od nich. Nikt jednak się nie ruszył, choć chęć pognania przed siebie galopem była wprost nie do zniesienia.
YOU ARE READING
Z dna serca Wakira
RomanceW kraju przed wiekami nękanym przez krwawe wojny domowe, wreszcie zapanował pokój. Jest to jednak wrażenie złudne, gdyż pod płaszczykiem uprzejmości oraz spokoju, żarzy się widmo nierozwiązanych spraw, które tylko czekają, by przekształcić się w pło...