Dzień zaczęłam jak co dzień. Zapowiadał się niezmiernie nudno. Była sobota, jak co tydzień wstałam prawie o 11 i totalnie nie chciało mi się widzieć twarzy moich rodziców. To co stało się wczoraj wieczorem, po prostu nie powinno zajść nigdy. No ale cóż... nie mogłam się przecież uniezależnić od moich własnych rodziców!! Tak naprawdę nie miałam ich całkowicie na własność. Rzecz biorąc w ogóle nie miałam ich na własność.
W wieku 10 lat dowiedziałam się że jestem adoptowana... nie wiecie jaki był to dla mnie ciężki okres. Nie wychodziłam z pokoju przez 5 dni! Jeśli już to biegłam szybko do toalety załatwić swoje sprawy i wracałam natychmiast do pokoju, a jedzenie przynosiła mi matka. Rodzice byli o tyle wyrozumiali, że nie kazali mi siedzieć i jeść z nimi rodzinnych posiłków, bo wiedzieli jaki to dla mnie szok i ból. Nigdy również nie miałam okazji poznać moich biologicznych rodziców. Wiedziałam tylko, że moja mama była bezdomna po tym, jak dowiedziała się, iż zaszła w ciążę. Mój ojciec gdy się o tym dowiedział kazał matce się wyprowadzić, a że przez 3 lata nie pracowała, bo mój ojciec był bardzo bogaty to gdy ją wyrzucił nie miała ani grosza. Po urodzeniu oddała mnie do okienka życia zostawiając list, który mam do teraz a napisane w nim było: „u mnie nie masz warunków, lecz wiem, że gdziekolwiek się znajdziesz będzie Ci o wiele lepiej..."
Za każdym razem gdy sobie myślę co dzieje się z moją prawdziwą mamą, przechodzą mi dreszcze i chce mi się płakać. A co jeśli teraz, w takie zimno śpi pod mostem a ja mam zapewnione ciepłe łóżko i jedzenie?