Rozdział pierwszy

85 2 1
                                    

  Już od kilu dni podejrzewałam, że coś wisi w powietrzu. Ale teraz byłam pewna, że zmieni to moje życie.

                                                                     *** 

 Dzień zaczął się jak wszystkie zwyczajne, nudne czwartki. Prysznic, śniadanie i biegiem na autobus. Jednak przechodząc obok piekarni, którą zawsze mijałam w drodze do szkoły poczułam coś dziwnego. I nie był to zapach spalonych bułeczek, bo do tego byłam już przyzwyczajona.

 Czułam na sobie czyjś wzrok. I to po raz piąty w tym tygodniu.

 Nie zatrzymując się, rozejrzałam się wokół i mój wzrok namierzył mężczyznę w czarnej kurtce,częściowo ukrytego w cieniu magnolii, który bez krępacji gapił się na mnie.

  Gdy tylko spostrzegł, że go zauważyłam, obrócił się na pięcie i zniknął za rogiem starego opuszczonego magazynu. Kilka dni temu, kiedy po raz pierwszy przeżyłam coś podobnego- tylko, że zamiast faceta w czarnej kurtce, obserwowała mnie kobieta w beżowej marynarce- wzruszyłam ramionami. Ale to, było już na prawdę niepokojące. No bo o co może chodzić? Śledzą mnie tajne służby, czy jak? Przecież nic nie przeskrobałam.

 Wciąż główkując nad tą dziwaczną sprawą, przeszłam przez szkolne mury. Niestety, moją pierwszą lekcją była matematyka, więc musiałam się wtoczyć, aż na drugie piętro. Ledwie usiadłam w ławce a Amanda już dosiadła się do mnie i zaczęła trajkotać.

  - W końcu jesteś, Bri. Nie mogłam się już doczekać, aż opowiem Ci co się wczoraj stało.- mówiła, a słowa wydobywały się z jej ust z prędkością karabinu maszynowego.- Bo wiesz, Eric, ten przystojny z klasy wyżej zaprosił na domówkę Mię, tą małą rudą piętnastkę. Czaisz to!?- wykrzyknęła z oburzeniem.- Zaprosił ją a nas nie! Mamy szesnaście lat i jeszcze nigdy nie byłyśmy na żadnej imprezie!

  Pomijając fakt, że to tylko ciebie nie zapraszają, pomyślałam. Nie powiedziałam tego na głos, więc Amanda kontynuowała swój monolog, wołając o pomste do nieba za spotykające ją niesprawiedliwości.

  Na szczęście przybycie nauczyciela do klasy uciszyło jej emocje i teraz mogła narzekać jedynie w myślach. Uśmiechnęłam się zadowolona z odzyskanego spokoju. Niestety pan Mason to zauważył, a on bardzo nie lubił kiedy uczniowie byli szczęśliwi. A w szczególności ja.

  - No no, Elizabeth, widzę, że humor dopisuje- odezwał się matematyk, patrząc mi prosto w oczy. Jego własne przypominały mysie ślepia. Sam zresztą przypominał wyleniałego szczura.

 Przeszedł mnie dreszcz niechęci  jak za każdym razem kiedy go widziałam. Poza tym, zawsze zwracał się do mnie Elizabeth. Wszyscy, nawet nauczyciele nazywali mnie Bri, od mojego nazwiska- Brightwood. Ale on musiał robić wszytko by ludzie czuli się nieswojo.

 - Tak- odpowiedziałam lakonicznie.

 Ograniczam nasze relacje do minimum.

 - W takim razie bez problemu rozwiążesz wczorajsze równanie, prawda?- z mściwym uśmieszkiem wyciągnął w moją stronę rękę z kredą- Napisane już na tablicy.

 Wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. Lecz miałam plan by tym razem go przechytrzyć.

 Z głębokim westchnieniem wstałam z ławki i zawlokłam się w stronę tablicy. Korzystając z tego, że stałam tyłem do klasy, zamknęłam oczy. Wzięłam głęboki wdech i skupiłam się na falach przepływających w powietrzu. Dopiero kilka dni temu zdałam sobie sprawę z ich istnienia. Były doprawdy wszędzie szczelnie opatulając każdy przedmiot w klasie. A każdy z nich na innej częstotliwości stanowił łącznik to ludzkich umysłów. Mogłam bez problemu dowiedzieć się co kto ma w głowie!

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 09, 2014 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

WidzęOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz