3. Bliżej, lecz dalej

7 0 0
                                    

Patrzenie, jak błąkają się po Puszczy, nie mając o niej najmniejszego pojęcia, jest doprawdy zabawne. Siedzą pod tym czymś z pnączy, i myślą, że jest tu coś takiego jak noc lub dzień. Wciąż nie mam pojęcia, jak mogli wpaść na to, żeby z tych roślin robić jakiekolwiek schronienie. Ha, żeby cokolwiek z nich robić. Dalej się nie zorientowali, że oni tu tylko nie odczuwają głodu i pragnienia. Cóż, może jak zaczną umierać z ich powodu to do nich dotrze. I te ich nogi, wlokące się za nimi. Żal patrzeć, nie ogarnęli, jak nad nimi zapanować.

Zadziwiająco szybko rodzeństwo znalazło tą dwójkę. Za szybko. Mieli czekać. Trudno, może przyda im się jakaś nauczka. Najlepiej porządniejsza niż poprzednio. Najwyraźniej nie dotarło do nich, że to nie żarty. I jeszcze ta mała, ona też mi się nie podoba. Przecież jest tym, jak to mówili, oczkiem w głowie starszej. Może to jest klucz do sukcesu. Oczy. Tak. Za jakiś czas odechce im się siedzenia ani nawet dotykania tych pnączy. Puszcza potrzebuje przestrzeni. Ja ją jej zapewnię.

Ah, i mają jeszcze pewną osobę do poznania. Wtedy z pewnością cała rozgrywka stanie się ciekawsza. Tylko którego wybrać? Oh, wybory są zawsze najtrudniejsze, gdy możesz ich dokonać tylko raz. Zdaję się, Trocken od dawna nie miał między zębami żadnego żywego organizmu. Tak, on będzie idealny. Pozostaje tylko problem, czy tym razem tamten młody niczego nie zepsuje. Poprzednim razem zadźgał Schweriga, a na następną stratę nie mogę sobie pozwolić. Trzeba by tylko przekonać do niego tą starszą. Potem pójdzie już z górki. Że tak powiem, z patelni w ogień.

Chociaż tu bardziej adekwatne będzie z deszczu pod rynnę.

Wstaję i wycofuję się powoli z szałasu. Ich prowizoryczne ognisko właściwie już zgasło, nie dając ani krztyny ciepła. Ono właściwie nawet nie jest potrzebne. Puszcza sama z siebie wytwarza ciepło. Po kolei patrzę na nich wszystkich. Wydają się pogrążeni we śnie. Każdy, oprócz jednego. Ma lekko podniesioną powiekę. Myśli, że tego nie widzę. Myli się. Podchodzę do niego, bez żadnego szelestu. Zakrywam mu usta ręką, a wtedy on otwiera szerzej oczy. Sądził, że może mnie obserwować bez przeszkód. Znów się pomylił. Siłą rozwieram mu szczęki, drugą dłonią ściskam mu krtań. Charczy, ale nie wyda z siebie żadnego głośniejszego dźwięku.

- Wysuń język - szepczę mu wprost do ucha. Mruga szybko, ale robi co mu mówię. Wie, że nie ma wyjścia. Z kieszeni wyjmuję brzytwę, jakiej zazwyczaj używają osoby, które się tną. Przystawiam ją do mięśnia. Na lśniącym w blednącym płomieniu brzegu ostrza pojawiają się krople krwi. Chłopak zaciska powieki.

- Miałeś czekać.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 09, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

PuszczaWhere stories live. Discover now