Rozdział 1

34 2 0
                                    

Vivian's POV

Niepewnym krokiem weszłam do szkoły, nie lubię nowych miejsc, czuję się w nich po prostu obco. Spuściłam głowę w dół i ruszyłam w stronę sekretariatu gdzie odebrałam plan lekcji, numer szafki i klucze do niej oraz wszelkie wskazówki związane z tym co gdzie się znajduje. Podziękowałam sekretarce, która była zaskakująco miła w porównaniu z kobietą w poprzedniej szkole, i zaczęłam kierować się do mojej szafki gdzie odłożyłam swoje rzeczy, wzięłam ze sobą jedynie długopis, zeszyt do matematyki, którą zaczynałam lekcje i sok porzeczkowy. Byłam już prawie pod salą kiedy poczułam, że na kogoś wpadam wylewając sok. Chłopak zaczął się odwracać po czym zgromił mnie wzrokiem.

O. Słodkie. Dzieciątko. Jezus.

Był ode mnie sporo wyższym brunetem o brązowych oczach, jego rysy twarzy były niczym wyjęte z okładki Vouga. Było coś magicznego w jego spojrzeniu przez co ciężko było oderwać się od tych oczu.

Próbowałam coś powiedzieć, jednak jedyne co robiłam to otwierałam i zamykałam usta nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa.

-Zacięłaś się rybeńko? - powiedział chłopak prześmiewczym tonem.

-Ja... - zaczęłam- ja nie chciałam, matko przepraszam--nie miałam pojęcia co ze sobą w tamtym momencie zrobić.

-Chyba będę musiał ściągnąć tą koszulkę, ale chyba musisz się odwrócić, bo już pożerasz mnie wzrokiem-prychnął.

Patrzyłam na niego oniemiała.

-Oj no nie oszukuj- pochylił się nade mną i wyszeptał mi do ucha- oboje dobrze wiemy, że chętnie popatrzyłabyś na mój tors rybeńko.

Zaczął się śmiać i zbił piątkę z grupką znajomych, która przyglądała się zaistniałej sytuacji. Spuściłam moją twarz, która już dawno wyglądała jak świeży burak.

-Idiota - powiedziałam pod nosem, jednak na tyle głośno by usłyszał i wyminęłam go bez słowa.

Siedziałam już dłuższą chwilę w miejscu w którym za chwile miała odbyć się lekcja matematyki, poznając nowe osoby, wymieniając się portalami społecznościowymi i po krótce odpowiadając na zadane mi pytania. Chwilę później zadzwonił dzwonek więc już wszyscy byli na swoich miejscach. Przynajmniej tak mi się wydawało, kiedy zobaczyłam jego wchodzącego do klasy zaraz przed nauczycielem. Jak to do cholery możliwe, że trafiłam do klasy z kolesiem na którego przed pięcioma minutami wylalam sok, który najprawdopodobniej na zawsze pozostanie już na koszulce. Przebrał ją, widziałam jak zmierza w moim kierunku z tym zniewalajacym każdą laskę w tym budynku uśmiechem, ja jednak postanowiłam zakryć twarz włosami udając że jestem w trakcie notowania czegoś w zeszycie. Widziałam dziewczyny robiące w jego stronę maślane oczy, ale on udawał zupełnie niewzruszonego i przyzwyczajonego do tego typu sytuacji. O mój Boże. Czy on właśnie zajął miejsce tuż przede mną? Odpowiedz brzmi tak. Zapowiada się ciekawa lekcja. Nie minęła jeszcze minuta a ja już chciałam sie z tamtąd jam najszybciej ewakuować. Nauczyciel właśnie zaczął zajmować swoje miejsce kiedy chłopak odwrócił się w moją stronę. Podniosłam spojrzenie na niego widząc jak przeswietla mnie wzrokiem. Spojrzał mi w oczy po czym powiedział:

- To jak z tą koszulką rybeńko, chyba należy mi się coś w zamian?

-Nie mów do mnie rybeńko - wycedziłam przez zęby.

-To chyba ja tu powinienem być zły- powiedział próbując zachować grobową minę co nie wychodziło mu najlepiej.

- Spadaj- burknełam, na co on odpowiedział śmiechem.

Już miałam coś odpowiedzieć kiedy matematyk zawołał mnie do siebie bym się trochę przedstawiła. Wyszłam więc na środek klasy i zaczęłam mówić:

- No więc... Nazywam się Vivian Willson- zaczęłam niepewnie czując na sobie przeszywajacy wzrok sąsiada z ławki przede mną- całe życie mieszkam w Californi i chodziłam do pobliskiego liceum ale z pewnych powodów trafiłam tutaj.

Spojrzałam na mężczyznę na znak, że już skończyłam.

- Dziękuję Vivian- odpowiedział nauczyciel- możesz usiąść- spojrzał na mnie posyłając delikatny uśmiech.

Kilka osób uśmiechnęło się do mnie kiedy zmierzałam na swoje miejsce. Chłopak znowu się odwrócił.

-Na co się patrzysz? - zapytałam.

- Na ciebie rybeńko, chyba mi tego nie zabronisz- prychnął.

- Chyba słyszałeś jak mam na imię, a może jesteś głuchy? - posłałam mu ironiczny uśmiech.

- Ooo widzę, że ktoś tu jest zadziorny- zaśmiał się.

- Aaron odwroć się - zganił go Pan Walter.

- No właśnie Aaron, odwroć się - zacytowałam belfra przesłodzonym głosem, na szczęście wykonał polecenie.

Do końca dnia unikałam Aarona niczym ognia, irytował mnie swoją pewnością siebie, na pierwszy rzut oka było widać, że jego ego znajduje się poza dopuszczalną normą. Uśmiechnęłam się do siebie na tę myśl. W tym momencie zadzwonił dzwonek oznaczający koniec mojego pierwszego dnia w tym budynku.

Udałam się na przystanek zauważając na nim dziewczynę z mojej klasy, chyba miała na imię Layla. Wydawała się być trochę nadpobudliwa. Była śliczną dziewczyną, miała długie blond włosy, jasną cerę, zielone oczy oraz drobną budowę ciała, była odrobinę niższa ode mnie.

- Hej- odezwałam się jako pierwsza.

- O! Hej ty jesteś Vivian. Czekaj czekaj czy mi się wydaje czy rozmawiałaś na lekcji z Aaronem? Jak ty to robisz dziewczyno?

- Ale co robię? - zapytałam lekko zdziwiona ale i rozbawiona sytuacją.

- Jakby to ująć Aaron rzadko rozmawia z osobami płci żeńskiej, które nie są cheerleaderkami- zaśmiała się

-Od początku wiedziałam że ma zawyżone ego, już w chwili kiedy wylałam na niego przypadkiem sok- odpowiedziałam kierując się w stronę autobusu, który właśnie nadjechał.

- Co zrobiłaś?!- spytała zdziwiona.

Nic już nie dodałam tylko wsiadłam do autobusu wracając do domu. Dzień jak co dzień, no prawie...

---------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że się podoba. Jeśli zauważysz jakieś błędy daj mi znać w komentarzu❤️

~AnGeL_WiNgS2004~

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 01, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

NieprzewidywalniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz