Rozdział 9

216 24 1
                                    

Westchnąłem i spojrzałem na uśmiechającego się z satysfakcją Allistora. Warknąłem patrząc na jego ochydnie szczęśliwą sylwetke. Ten nie zwrócił na to uwagi i dalej wpatrywał sie w pędzące ulicą auta. Po chodniku nie szło wiele ludzi, a ci którzy szli rzucali tylko nam przelotne spojrzenia i szli dalej. Nie byliśmy aż tak interesujący aby poświęcić nam więcej czasu. A nawet jeśli byliśmy, nikt nie śmiał patrzeć na tą okropnie dumną twarz mojego brata.

Chciałem się odezwać, powiedzieć mu, jak bardzo nie podoba mi sie ta sytuacja, ale usłyszałbym w odpowiedzi tylko krótkie - powtarzasz sie. Na to krew w moich żyłach zaczęłaby tylko szybciej płynąć, a ja nie czułem takiej potrzeby. Stres działa źle na zdrowie, czy coś w tym stylu.

- Denerwujesz sie bezpodstawnie, z znajomością sytuacji to nie powinno być takie dziwne.

- Dziwne? Oh, nie. Nie, no co ty mówisz, dziwne? Nietypowe przywitanie? Nie, to jakże normalne. Pomyślałeś inaczej? Przecież każdy chcąc spotkać swojego brata, któremu nie powiedział, że zmienił miejsce zamieszkania, rzucił jak widać szkołe, każe porwać go swojemu gangu. Gangu, mafi. Obojętne. Nie chce chyba wiedzieć co to w ogóle jest. A no tak, a przed tym jeszcze nakazuje śledzenie go, nie zwracając uwagi na to, kto będzie go śledzić. Lub kto wsiądze mu do bagażnika. Nie, nie powinieś myśleć, że do jest dziwne.

Allistor tylko sceptycznie uniósł brew ze znudzeniem na twarzy.

- Skończyłeś? Zaraz zacznie ci piana z ust lecieć.

Kiedy już chciałem zacząć krzyczeć na niego dając upust swoim emocjom, mój brat odwrócił głowe i uśmiechnął sie. Na chodnik zjechało auto. Czarne camaro,drogie auto na które ja musiałnym zbierać przez zbyt długo czas. Jak mniemam, auto na które czekaliśmy. Wysiedli z niego dwaj blondyni, jeden tak dobrze mi znany który właściwie obecnie blondynem nie był i drugi, niepokojąco wyglądający w swoim normalnym wyglądzie. Niepokojąco jak na kryminaliste. Francis szybko do mnie podszedł, prawie przytruchtał i położył sie na stojąco przygnatając mnie. Lekko położyłem swoje ręce na plecach chłopaka. Allistor nie skomentował tego, a zwrócił sie do drugiego blondyna. Właściwie, gdyby to skomentował i tak nic by mu to nie dało. Do tego, chyba dobrze już wiedział jaką Francis umie być przyjepą. Okropną, to jest odpowiedz.

- Zawieziesz nas do jakiejś dobrej restauracji, prawda, Alfie?

'Alfie' tylko pokiwał posłusznie głową i wsiadł powownie na siedzenie kierowcy. Czerwono-włosy spojrzał na mnie i dalej leżącego na mnie Francisa. Kiedy zwracał sie do mnie, wydawał sie być kimś całkowicie innym niż kiedy mówił do ludzi stąd. Jego rysy twarzy sie zmieniały, jakby był dawnym sobą, a gdy mówił do tych ludzi, wydawał sie zimny i wyrachowany, jak gangster przyjmujący polecenie zabicia kogoś.

- Chyba należą ci sie wytłumaczenia. Myśle, że Francisa też to zainteresuje. Potem odwieziemy go do hotelu, podróż zapewne go wymęczyła.

Pokiwałem głową i lekko odczepiłem od siebie francuza. Ten rozumiejąc sytuacje odszedł bez rzadnych ale i wsiadł koło mnie na tylnie siedzenie, kiedy mój brat usiadł z przodu. Po niecałych 5 minutach ponownie sie zatrzymaliśmy. Podczas jazdy właściwie nie rozmawialiśmy, przynaniej ja i mój przyjaciel, dwójka z przodu mówiła przyciszonym głosem, co w połączeniu z muzyką dawało mi znikomą możliwość podsłuchania.

Mała, schowana między sklepami restauracja w jakiejś małej uliczce nie rzucała sie w oczy i wydawała sie miła. Idealna więc dla nas. Allistor szepnął coś do Alfreda, ten wydawał sie szczerze uśmiechnąć i potwierdzić coś. Wysiedliśmy wolno z auta i powierowaliśmy sie do drzwi. Idąc, brat spytał Francisa tylko oto jak zachowywał sie Alfred - jak widać tak nazywał sie nasz kierowca. Pytaniem było dlaczego zwrócił sie do niego 'Alfie'. Sam też sie zainteresowałem na zadane pytanie odpowiedzą, ale po usłyszeniu o raczej dobrej podróży poczułem sie dobrze. Że też o tym nie pomyślałem, przecież w przeciwieństwie do mnie, który poleciał samolotem on musiał jechać autem z tym człowiekiem. Zapewne nie był on zbyt przyjazny, choć na takiego wyglądał, to mógł być mordercą.

Zamówiliśmy po napojach, ja wziąłem wraz z Allistorem alkohol, on w postaci Whiskey a ja piwo, za to francus energetyka. Co do jedzenia, ja nie byłem głodny, Allistor wytłumaczył się złą godziną, jedynie trzeci z nas zamówił sałatke.

- Zacznijmy może do początku, przecież o to tu chodzi.

Przy tym zdaniu typowo zwracał sie do Francisa, chcąc wytłumacząc mu jak widać najprostrze rzeczy, jak sądziłem, nie zamierzał mówić zbyt dużo zostawiając potem mi tą możliwość.

- Powiedzmy, że to był taki mały żart. Rozumiesz, kto by nie chciał kiedyś porwać własnego brata?

Sam zaśmiał sie przy tym, choć szybko sie opanował. Jak widać bardzo śmieszyło go to, że rzeczywiście to zrobił.

- Więc tak, można powiedzieć, że to troche moja sprawka, że byliście nawiedzani przez paru dziwnych ludzi. Znaczy, nie miałem na to wpływu, ja tylko powiedziałem, że mają czasami zobaczyć co tam u was. Nie była to najlepsza organizacja, za co was przepraszam. Nie, nie organizacja. To było pare ludzi którzy po prostu nie umieli znaleść pracy a ja chciałem im ją dać. Niestety, przeliczyłem ich siły, może nawet nie siły. Pokazali tylko to, co chcieli, nie znając zasad tego co mieli zrobić. Przepraszam was za tą chaotyczność, ale sam nie umiem dokońca to opisać. Potem, zmieniłem ludzi.

Francis upił kolejny łyk jakiegoś enerfetyka i rzucił mi przelotne spojrzenie. Potwierdziłem powolnym mrugnięciem oczu wypowiedzieć brata i dałem obecnie różowo-włosemu pole do popisu.

- A Matthias?

Allistor zwężył oczy i patrzył raz na mnie raz na Francisa. Wyglądał, jakby trybiki w jego głowie wrzały starając sie coś wymyślić.

- Ale jaki Matthias?

Czyżbym znów znikneła na zbyt długo? Odpowiedź to tak. Przepraszam.

Ale, w tym tygodniu (mam taką nadzieję) pojawi sie albo kolejny rozdział albo flashback. Także pod następnym rozdziałem napisze kiedy pojawią sie następne rozdziały. Tak, będę sie tego trzymać.

A mogłem być wszędzie... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz