"Problemy wiszą w powietrzu"

11 0 0
                                    

Jak zwykle szłam powoli do szkoły. Moje skrzydła były nie widzialne. Niestety... Tylko dla ludzi. Inne magiczne istoty, które tak jak ja po tym jak nasze domy zniszczyli ludzie, żyją wśród nich, bo nie mają się gdzie podziać. Jestem jedyna ze swojego gatunku... Obawiam się, że niedługo i ja umrę. Nie wiem czemu, zaczęłam wierzyć w te historie, które opowiadała mi moja przyjaciółka, Lilian przed jej ostatnią sekundą życia.

[Trzy lata wcześniej]

- Rose pewne rzeczy budzą we mnie nie pokój... - powiedziała ze strachem w oczach Lilian
- Ym może powiesz jakie?
- Widzę przystojnego mężczyznę... - zaczęła mówić Lilian, ale Rose tylko prychnęła nie dając jej dokończyć zdania
- ... Widzę przystojnego mężczyznę codziennie w samochodzie obok mojej szkoły, patrzy się na mnie jakbym to właśnie ja była tą osobą na którą czeka. Nie pokoi mnie to, moja mama opowiadała mi już o mordercy wróżek takich jak my. Opis tej sytuacji jest bardzo podobny do opowiadań mamy...
- Przestań się wygłupać! To jest niedorzeczne. To są tylko bajki, MORDERCA NIE-IST-NIE-JE.
- Pewnie masz rację... - powiedziała pod nosem Lilian chociaż była całkowicie innego zdania.

[Następnego dnia w szkole]

Pov's Lilian

Dzień, jak dzień. Siedziałam na ławce w szatni i zmieniałam buty. Było lato, więc od razu po zmienieniu butów ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych. Szłam powoli chodnikiem modląc się do samej Rome o to żeby on znowu nie był na parkingu. Dochodząc do bramy zerknęłam szybko na standardowe miejsce jego pobytu, znowu tam był, tylko tym razem trzymał mocno za nadgarstek dziewczynę. Była ona elfem rangi piątej natychmiast pobiegłam na miejsce zdarzenia. Coś było nie tak... Nagle kiedy zbliżyłam się do samochodu tego mężczyzny dziewczyna znikła, a on wepchnął mnie z całej siły w bagażnik, który potem szybkim ruchem zamknął po czym poszedł do przodu i już po pięciu minutach ruszył z piskiem opon. Mocne uderzenie w głowę jakiego doznałam podczas "wsiadania" do samochodu porywacza sprawiło, że już po chwili straciłam przytomność. Obudziłam się w jakimś pomieszczeniu, było ciemno, a pokój oświwtlały jedynie świece ułożone w kręgu dookoła mnie. Nagle około osiem centymetrów od świec zauważyłam krąg z grzybów... CO SIĘ TUTAJ ODPIE*DALA?! Zaczęłam głośno oddychać moje serce waliło jak szalone na wspomnienie opowieści mamy. Wszystko jest identyczne. Każdy szczegół. To mogły być moje ostatnie sekundy życia, zaczęłam ponownie modlić się do More o to żebym była bezpieczna, lub chociaż trochę mniej poczuć ból podczas rytuału... W tej samej chwili co kończyłam słowa modlitwy on wszedł do pomieszczenia, zaśmiał się w ten przerażający sposób.

- Modlitwa do tej waszej Bogini Ci w niczym nie pomoże, nikt cię tu nie usłyszy, wyrwę te twoje śliczne błękitne skrzydełka głupia blondyneczko.
- Czemu to robisz...? - zadałam najgłupsze pytanie w moim życiu.
- A dlaczego wy żyjecie w harmonii z ludźmi, oni zniszczyli nasz dom, zaczęli wycinać lasy, wiele leśnych magicznych stworzeń wmarło. Poza tym wyrywanie skrzydeł wróżek to moja specjalność, kręci mnie to.
- Zboczeniec. - warknęłam w jego stronę.
- Może i zboczeniec, ale to ty za chwilę znikniesz z powierzchni ziemi a zostaną po tobie tylko błękitne błyszczące skrzydełka w jednej z moich gablot. Idealnie się wpasujesz w kolorystykę Adrianny, Margoniny, Edwarda, Bekcy... - I zaczął wymieniać, a ja żegnałam się z tym światem, martwiłam się nie o moje życie, lecz o życie Rose.
Kiedy skończył, skoczył na mnie w pełnej przemianie, był ochydny, zaczął się rytuał, zamknęłam oczy, przygryzłam wargę i
















































- To koniec twojego żywotu piękna Lilian.

[Jeśli się wam podobało możecie pisać w komentarzach, ponieważ chcę wiedzieć czy kontynuować moje opowiadanie, czy wam przypadło do gustu. To tyle do następnego!]

Siarkowe ŻniwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz