Siedzieliśmy w naszej klasie tak jak zwykle tylko z tą różnicą, że mieliśmy na sobie kurtki. Siedziałam i słuchałam co ma do powiedzenia wychowawczyni na temat wycieczki do teatru. Nie mieliśmy ze sobą plecaków, bo były niepotrzebne.
Zbliżają się święta i grono pedagogiczne stwierdziło, że zrobi nam wolne lekcje. Na komendę naszej wychowawczyni o miedzianych , prostych włosach przyciętych na krótkiego boba i błękitnych oczach wstaliśmy i powoli wyszliśmy z klasy. Pani Halinka, kobieta lekko krągła zamknęła drzwi klasy na klucz i zeszliśmy po schodach z drugiego piętra na parter. Zaczekaliśmy przed pokojem nauczycielskim, aż kobieta odłoży klucz. Gdy tylko wyszła skierowaliśmy się do wyjścia.
Był półmrok; chodź był 6 grudnia to nie było jakoś specjalnie zimno, w sumie nie było też ciepło. Śniegu nie było już od 10 lat. Był jak już to tylko deszcz.
Mimo, że nie było mroźno i tak trochę trzęśliśmy się z zimna.
Opuściliśmy teren szkoły i ruszyliśmy w stronę miejsca spotkania z autokarem. Zchodziliśmy z górki w dół. Po lewej mieliśmy białe, mieszkalne domki jedno-rodzinne,a za nimi dziesięciopiętrowe bloki.
Ot co - zwykłe blokowisko.
Natomiast po lewej znajdowało się również kilka bloków dziesięciopietrowych, a nieco dalej pusty placporośnięty trawą za, którym znajdował się jakiś stary, niski, urzędowy budynek.
Był stary i obdrapany oraz żadko używany, a daleko za budynkiem znajdowały się budynki ze starego budownictwa. Większość z nich to była ruina, a w dodatku opuszczona. W końcu znajdowaliśmy się na obżerzach miasta. Zeszliśmy z górki i skreciliśmy w prawo mineliśmy parę domów przy ulicy, a następnie znowu skreciliśmy w prawo. Byliśmy na miejscu. To jedyne miejsce, gdzie okoliczne szkoły robią miejsce zbiórek przed wycieczkami. Oprócz nas było tu sporo innych klas.
Część z nich wsiadała już do autokarów, a druga dopiero na nie czekała. Wychowawczyni stwierdziła, że nie będziemy przeszkadzać i weszliśmy na plac wysypany czarnymi kamieniami oraz gruzem, który był na sporej górce oraz otoczony przez wcześniej wspomniane zrójnowane, stare, opuszczone budynki. Wspieliśmy się na połowę wysokości górki i tam czekaliśmy na autokar.
Nauczycielka wypatrywała autokaru, a niektórzy uczniowie zbili się w kilku osobowe grupki i gadali między sobą. Nigdy nie byłam szczególnie lubiana, ba! Ja zawsze byłam sama.
Nie byłam typową nastolatką siedzącą w kosmetykach i telefonie. Wolałam książki i w dodatku nie malowałam się. Moja uroda nie była nawet przeciętna. Nie byłam jakoś specjalnie brzydka, ale ładna też nie... Byłam inna. Wyglądałam na mieszankę azjatycko-europejską.
Zaczęłam chodzić w tą i we wtą, aby rozgrzać choć trochę zmarznięte kończyny. Przy okazji rozglądałam się po zniszczonych, starych, opuszczonych budynkach.
Autokar spóźniał się, większość klas odjechała. Nie było co się dziwić spóźnienia autokaru, były godziny popołudniowe i może utknął, gdzieś w korku. W pewnym momencie w jednym z domów, w piwnicy było otwarte duże okno. Podeszłam bliżej i kucnęłam. W środku było naprawdę ciemno,że aż przeszły mnie dreszcze. Zawsze bałam się ciemnych, opuszczonych miejsc oraz piwnic. Nawet w bloku, w którym mieszkam bałam się iść do piwnicy. Po prostu w piwnicach jest zazwyczaj cicho i ciemno, a w tej ciemności - jak zawsze podpowiadała mi wyobraźnia - były potwory.
Zajżałam do środka, nic nie można było dostrzec w tej ciemności. Z jakiegoś powodu to miejsce przyciągało mnie. Po dłuższej chwili zauważyłam ciemnozieloną parasolkę otwieraną utomatycznie. Nie była stara, trochę tak jak ktoś kilka lat temu ją tam zostawił.
Ździwiło mnie to, że wcześniej jej nie zauważyłam, a przecież była tuż przy framudze, na wysokiej szafie. W dodatku oświtlały ją resztki światła z dworu. Delikatnie wzięłam ją do ręki i wstałam z kucek. Była zniszczona i zakurzona. Strząsnęłam większość kurzu. Przez otwarte okno zapewne wpadał deszcz,wiatr oraz wilgoć które zapewne doprowadziły do zniszczenia parasolki. Powoli odpięłam pasek na rzep i nacisnęłam przycisk do otwierania automatycznego.
Nic się nie stało, najwyraźniej był zepsuty. Postanowiłam otworzyć ręcznie parasol. Mechanizm skrzypnął i już parasol był otwarty. Teraz miałam wgląd do wnętrza. Wszystkie druty były pordzewiałe, to cud, że tą parasolka się jeszcze nie rozsypała. W pewnej chwili usłyszałam jak woła nas nauczycielka. Zamknęłam parasol i gwałtownie odłożyłam na szafkę, ale w pośpiechu zapomniałam zapiąć pasek z rzepem. Podbiegłam do nauczycielki. Dopiero teraz zorientowałam się, że została tylko nasza klasa. W dodatku było znacznie ciemniej i było strasznie cicho.
Latarnie były na samym dole, było ich mało i dawły mało światła. Wyglądały jakby miały zaraz zasnąć. Wszechstronna cisza nie pomagała...
Miejsce w jakim byliśmy budziło ciary na plecach za dnia, a co dopiero po zmroku... Tym razem nauczycielka nie pozwoliła nam się oddalić. Nie wiem czemu moja głowa odwróciła się w stronę okna z parasolką. Przestraszyłam się nie na rzarty, gdy z tej właśnie piwnicy dobiegł dziwny odgłos ni szmer.
Podskoczyłam z cichym piskiem, a o ogromnych ciarkach, które przeszły przez moje ciało już nie wspomnę...
Odruchowo cofnęłam się bliżej nauczycielki, tak blisko, że prawie ją dotykałam ramieniem. Ale to jeszce nic...
Około 100 metrów od nas osunął się nagle spory kawał gruzu. Niektórzy krzyknęli ze strachu. Widziałam wcześniej, jak szliśmy pod górkę, że ten kawałek muru był ustawiony tak, że niespadłby od tak...
Prędzej musiałby go ktoś popchnąć.
Przynajmniej kilku, naprawdę silnych mężczyzn. Więc dlaczego...? Przecież nikogo tam nie było... Usłyszelibyśmy jakby ktoś tam był. Niektórzy zerkali w tamtą stronę co chwilę, jakby bali się, że coś z tamtąd wyskoczy...
W tym samym czasie nauczycielka wydzwaniała do kierowcy autokaru, ale nieodbierał. W dodatku raz na jakiś czas połączenie zostało odbierane, ale po drugiej stronie nie było nic słychać. Cisza. Byliśmy już mocno zmarznięci, a krajobraz...
Czułam i słyszałam jak dudni mi w głowie, trochę się chwiałam na nogach, no cóż w końcu długo już stałam... Wszyscy odwrócili się jak na zawołanie, gdy jedna z typowych nastolatek zaczęła wrzeszczeć,a następnie zaczęła się panika i chaos.
Po dłużej chwili zdałam sobie z sensu słów, które krzyczy. WĄŻ. Mała wręcz malutka cholera, która ganiała kilku uczniów po kolei. Wśród budynków i ciszy rozeszły się wrzaski i tupot butów po kamieniach. Nawet ja zostałam ofiarą węża i to mnie ganiał zawzięcie. Tylko ja to zauważyłam. Próbowałam go zdeptać,ale nie mogłam, nie potrafiłam. Moja noga przenikała go jak powietrze,ale on sam zatopił drobne kiełki w moim bucie, odrobinę go niszcząc. Chwilę potym pojawiły się kolejne dziwne sytuacje. A to kawał starego ceglanego murka, który był daleko od nas po prostu uniósł się na kilka metrów w górę. Tak jakby trzymała go w swoich objęciach jakąś mroczna siła i cisnęła w stary budynek po naszej lewej stronie. Słychać było już masowe lamenty i krzyki mojej klasy.
W tem przyjechał po nas nasz autokar, a raczej busik. Byliśmy małą klasą. Wszyscy rzucili się w jego stronę był stary, miejscami odchodziłam od niego biała barba, a na łączeniach były ślady spływającej rdzy. Gdy pierwsza osoba, która dotarła do busa zaczęła wrzeszczeć jeszcze bardziej panicznie niż wcześniej wiedzieliśmy, że coś jest nie tak...
Za kierownicą nie było kierowcy!
Momentalnie wszyscy jak oparzeni zaczęli uciekać od busa na środek placu, gdzie zaczęli zabijać się w ciasne koło. Strach wzrósł, gdy jedna dziewczyna, która biegła obok mnie w stronę koła nagle padła na ziemię nieprzytomna. Natychmiast zaprzestałałam dalszego biegu i cofnęłam się do niej. Przewróciłam ją na plecy i zaczęłam nią potrząsać.
- Agata! AGATA!!! - krzyczałam do niej,bo właśnie tak miała na imię. Była to wysoka, wręcz koścista dziewczyna o ciemnych blond włosach. Jako jedyna że mną rozmawiała niekiedy na przerwach.
Była jedyną osobą w klasie, szkole, którą lubiłam. Nie chciałam, aby stała się jej krzywda...
Po chwili dotarła do nas nauczycielka.
Okazało się, że dziewczyna oddycha, ale za nic nie potrafiliśmy jej obudzić. Tak jakby była Śpiącą Królewną.
Zachwiałam się, przez chwilę myślałam, że zaraz upadnę lub co gorsza zemdleję. Słyszałam przygłuszone krzyki klasy jak ją wołają. Wołają jej imię. W pewnej chwili pomyślałam, że stałam się niewidzialna i niesłyszalna przez nich. Obraz coraz bardziej mi się rozmywał. Moje modlitwy do Boga, które wrzeszczałam na cały głos, które niosły się echem po okolicy, nie usłyszane przez nikogo dla mnie były głośne i jednocześnie ciche jak szept.
Ręce miałam złożone jak do modlitwy, nie przestawałam się modlić. Po moich policzkach spadały gorzkie łzy strachu i smutku. Gdy modlenie się w ten sposób nie pomogło, przeniosłam się na drugi sposób. Japoński sposób. Nadal klęcząc oparłam głowę o podłoże, ostre kamienie,które raniły skórę na moim czole. Spłynęła krew, ale nie przestawałam. Aż w końcu ciemność....
Obudziłam się gwałtownie podskakując na łóżku. Leżałam na łóżku. Przewróciłam się na plecy i patrzyłam na biały sufit. Jasne zimowe światło wpadało przez szybę okien. Czułam jak ciężko i gwałtownie oddycham. Położyłam prawą rękę na sercu. Biło szybko, a w cichy słyszałam swój oddech. Byłam zmęczona, ale wyspana jakbym przebiegła jakiś maraton. Jeszcze chwilę leżałam na plecach, po chwili zastanowienia przewróciłam się na lewy bok i odszukałam podpięty do kontaktu biały telefon. Odłączyłam go i sprawdziłam godzinę 9:30.
~ Całe szczęście, że są święta i mam wolne. ~ pomyślałam.°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
Hejo! Jak podoba wam się moja opowieść? Jest ona na podstawie mojego dzisiejszego snu ( poniedziałek 30.12.2019r. ) Zaraz po obudzeniu się wyszłam z psem, a następnie zaczęłam robić okładkę i pisać. Wiedziałam, że muszę to napisać i opublikować. Co o tym myślicie? Piszcie w komentarzach!
CZYTASZ
Hell Square
ParanormalKlasa wybiera się do teatru. Punktualnie zjawia się na umówionym wcześniej miejscu zbiórki. Autokar się spóźnia, a następnie dzieją się dziwne wydarzenia, których nie da się wyjaśnić w racjonalny sposób. Jest to ciekawa zagadka. Czy uda wam się prz...