Prolog

34 0 0
                                    


- I co?

- Nie wiem – usłyszałem w odpowiedzi. Spojrzałem na mojego rozmówcę. Wpatrywał się we mnie pustym wzrokiem, przeczesując niechlujnie swoją grzywkę. Wzruszył jeszcze ramionami. To mnie zdenerwowało – ta jego niby bezradność, wymuszona pokora i udawana obojętność wobec powodzenia całej akcji. Z mojej twarzy zszedł sztuczny uśmiech. Wstałem, obszedłem biurko dookoła aż stałem tak blisko krzesła Pabla, że mogłem wyciągnąć rękę i zacisnąć palce na jego barku. Przyciągnąłem go do siebie gwałtownie, czego wyraźnie się nie spodziewał. Teraz czułem jego oddech na policzku. Spojrzałem mu prosto w oczy. Starał się nie pokazać zdenerwowania i zachować kamienną twarz, ale mojej uwadze nie uszedł błysk przerażenia w źrenicach Pabla. Mojej uwadze nigdy nie uchodzą żadne szczegóły, o czym kochany Pablo zdawał się zapominać wyjątkowo często. Może nawet i zbyt często...

- Kiedy?

Przełknął ślinę. Zadrżały mu usta. I bardzo dobrze, niech wie. Wymagam. Nie zluźniłem uścisku, wręcz przeciwnie, mocniej ścisnąłem jego ramię. Dalej nie odwrócił wzroku, mimo że wzmożone mruganie wskazywało na to, że chciałby to zrobić. Ale miał jednak na tyle rozumu, by wiedzieć, że byłoby to bardzo głupie zagranie.

- Alexander zniknął – powiedział w końcu. Choć nie była to odpowiedź na moje pytanie, uznałem, że wreszcie zgodził się na współpracę. Przestałem aż tak mocno wbijać paznokcie w koszulę mojego podwładnego – jak nazywałem pracowników.

- Kiedy? - ponowiłem pytanie, co prawda odnosząc się już do innego wydarzenia. - Mówię o Alexandrze.

- Nie wiem... - zaczął, ale pod wpływem siły mojej ręki, a także wzroku, zamilknął. Chwilę namyślał się. - Lauren zauważyła dwa dni temu.

Drgnąłem, słysząc imię dziewczyny. Najmłodsza w zespole. Najładniejsza. Najbardziej mi znana. Lauren stanowiła dla większości zagadkę, która nie ma rozwiązania. Drzwi, do których klucz dawno zaginął. Była cicha, odzywała się rzadko, ale zawsze trafnie, w jednej chwili potulna, a minutę później buntowniczka. Piekielnie inteligentna – taka właśnie była Lauren.

- Czemu mi nie powiedziała? - spytałem.

- Skąd mam wiedzieć – burknął Pablo. Przekrzywiłem głowę i rzuciłem mu ostrzegawcze spojrzenie.

- Nie tym tonem, kolego, nie tym tonem...

Zapadła cisza. Nie zamierzałem się odezwać. Czekałem aż sam wyszepnie przepraszam. Ja miałem czas, mogliśmy siedzieć w biurze do wieczora. Mijały sekundy niezręcznego milczenia aż w końcu zgodnie z moim przewidywaniami potulnie powiedział:

- Wybacz.

- Zastanowię się. Co z Alexandrem? I co z Lauren?

Pablo otworzył usta na krótki moment, lecz zamknął je niemal od razu, by jeszcze raz przemyśleć swoje słowa. Czekałem.

- W czwartek wieczorem jedliśmy jeszcze razem kolację.

- Ty i Alexander? Ty i Lauren? Może ktoś inny? Czy ktoś jeszcze?

- Mieliśmy być we trójkę: ja, Alexander, Oleg, ale przyszedł też Piotr z Marthą.

- Piotr... Kochany przyjaciel, Pieter – wymruczałem. - Ma bliższą relacje z Marthą? - powiedziałem głośno.

- Nigdy nie miał – słowa bez wahania. Zamyśliłem się, analizując to krótkie zdanie. Przy wszystkich wątpliwościach Pabla, ta pewność w tej kwestii wydała się nadzwyczaj dziwna. Albo relacja między Piotrem, a Marthą była wyjątkowo napięta od początku, albo było to wyuczone kłamstwo. Być może sam powinienem zauważyć w mowie ciała moich pracowników objawy zauroczenia czy nienawiści, ale przyznam szczerze, nie interesowały mnie ich emocje. Przynajmniej do czasu, gdy wykonywali swoje zadania poprawnie... Zresztą Piotr dopiero niedawno dołączył do ekipy. Wcieliłem go w moje szeregi po tym, jak Raquel – nota bene, siostra Pabla – wylądowała z nim w jednym samolocie. Podsłuch zamontowany w jej spince sprawdził się doskonale i pozwolił mi poznać bliżej to, czym zajmował się Piotr. A że ta jego działalność wydała się naprawdę intrygująca, wkrótce powitałem go w drużynie. Musiałem się lepiej nad tym zastanowić nad tym, co go łączyło z Marthą.

Ci, którzy przeżyliWhere stories live. Discover now