prologue

99 6 4
                                    

Nie oczekujcie od tego za wiele, mordy. Nudziło mi się. 

Londyn w ostatnich tygodniach zdawał się nieco bardziej ponurym miejscem niż zazwyczaj. Już od kilku dni niebo było pokryte przez ciemne chmury i nie zapowiadało się na to, aby miały zniknąć. Ludzie na ulicach szybkim krokiem szli przed siebie, co chwilą wpadając na innych. Co jakiś czas można było usłyszeć ciche przeprosiny lub przekleństwo.

Nikt nie zwracał uwagi na małą dziewczynkę siedzącą na huśtawce, która znajdowała się na placu zabaw, stojącym obok okolicznego sierocińca. Siedziała całkiem sama, przyglądając się dokładnie każdej osobie przechodzącej w pośpiechu przez ulicę Londynu. Zastanawiała, się czy jak dorośnie też stanie się częścią codziennego wyścigu, czy może jest jej przeznaczone coś więcej. Od zawsze była marzycielką. Chciała być kimś więcej niż zwykłym szarym człowiekiem. Marzyła, aby być kimś wyjątkowym, pragnęła zrobić coś więcej, osiągnąć wielki sukces, o którym wszyscy będą mówić, a na nią patrzeć z podziwem. Będzie znana jako mała dziewczynka z biednej rodziny, która wspięła się na drabinie sukcesu i osiągnęła coś niezwykłego, bo przecież taka była, prawda? Niezwykła, jedyna w swoim rodzaju, potrafiła robić rzeczy, które nie potrafiło powtórzyć żadne inne dziecko. Czuła się przez to lepsza. Mogła zrobić zdecydowanie więcej. Inni jej nie dorównywali, byli przy niej nikim.

Kiedy poczuła delikatne uderzenia kropli wody o swoje ciało, postanowiła wstać i wrócić do domu. Znowu nie udało się jej zaobserwować nic niezwykłego. Westchnęła głośno, pokazując rozczarowanie i poprawiła swoją zniszczoną już spódniczkę. Już miała opuszczać teren placu zabaw, gdy zobaczyła dziwnie ubranego starca wchodzącego do budynku sierocińca Wool's. Wyglądał dość niecodziennie oraz zdecydowanie wyróżniał się wśród wszystkich ludzi, których dzisiaj widziała. Dziewczynka zmarszczyła brwi, przechyliła lekko głowę w prawą stronę i wytężyła wzrok, aby móc jak najlepiej przyjrzeć się mężczyźnie. Musiała przyznać, że był wyjątkowo interesujący. Chciała za nim pójść i dowiedzieć się więcej. Może przyszedł adoptować jakąś sierotę? Albo był jakimś lekarzem? Widząc, jak wraz z jakąś kobietą wchodzi do środka, zrobiła nadąsaną minę i powiedziała słowo, które zawsze wypowiadał jej ojciec, gdy coś mu nie wychodziło. Jakaś starsza pani fuknęła na nią oburzona jej słownictwem, lecz dziewczynka wzruszyła tylko ramionami. Przecież nie zrobiła nic złego. Dorośli ciągle wypowiadają to słowo, więc czemu inni się burzą, kiedy ona to robi? Bez sensu.

Nawet nie zauważyła, że była już cała przemoczona. Ciuchy przylegały do jej ciała, a z jej nosa kapały kropelki wody. Na ulicach też już nie było takich tłumów. Znowu odpłynęła daleko myślami, ignorujący cały świat, co ostatnio dość często się jej zdarzało.

Wycisnęła ze swoich włosów wodę, mimo że wiedziała, że jest to zupełnie bezcelowe. Spojrzała się ostatni raz w stronę sierocińca, jednak w jego drzwiach nie było już tego pana w śmiesznym stroju. Było jej przykro, gdy myślała, że prawdopodobnie go już więcej nie zobaczy. Wydawał się naprawdę dziwny, ale ona przecież też była dziwna i to czyniło ją wyjątkową. Zaczęła iść w stronę domu, a na jej dziecięcej twarzyczce gościł delikatny uśmiech. Sama nie wiedziała dokładnie, dlaczego miała taki dobry humor. Pierwszy raz chciała już znaleźć się w domu. Przyspieszyła swój krok, aż w pewnym momencie zaczęła biec. Czuła, że czeka tam na nią coś niezwykłego.

I miała racje.








hurts like hell || tom riddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz