ZDUMIENIE

5 1 0
                                    


Oto barwa; ruch; poczucie zawrotnego piękna.

Wzlot.

Jak człowiek na trapezie, który rozwarłszy ramiona

wychyla się

zdumiony opóźnieniem

drążka

Zgodnie z prognozą pogody w Barcelonie pada deszcz... Odrywam wzrok od kałuży, która powoli powstaje tuż pod moim oknem. Otwarta przed momentem pozytywka katorżniczo wygrywa monotonną melodię. Malutka pochylona baletnica obraca się na czubkach srebrnych palców. Świat przed nią wiruje... pozytywka gra... w Barcelonie pada deszcz. Świat wiruje. Nie chcę słyszeć tej melodii, która jak pot skrapla się na mojej skórze i wsiąka w obicie fotela. Nienawidzę jej! Lekkim pchnięciem palca zamykam z trzaskiem wieko pozytywki. Mimo to, nadal słyszę muzykę; ciskam srebrnym pudełkiem o ścianę. Mechanizm wydaje metaliczny dźwięk, kiedy otwarte pudełko upada na ziemię. Baletnica pochyliła się jeszcze bardziej i teraz zerka na mnie z wyrazem zdumienia, na twarzy naznaczonej siateczką drobnych rys. Pewnie myśli, że jestem ogromną idiotką. I ma rację srebrna baletnica! Nawet jeśli strącę tancerkę z piedestału, wyrwę srebrne wieczko i wypruję żelazne wnętrzności... Nawet jeśli koła zębate rozbiję w drobny pył, a czerwony aksamit porwę na strzępy, nigdy nie uciszę tych dźwięków, które wżarły się w mój umysł. Czasem myślę, że powinnam uderzać głową w ścianę dopóki substancja szara nie wypłynęłaby zmieszana z krwią. Ale zaraz wyobrażam sobie, że leżę martwa pod tą nieszczęsną, umazaną krwią ścianą. Ludzie przychodzą obejrzeć wariatkę, która w napadzie szału roztrzaskała sobie czaszkę. Jestem pewna, że wśród nich jest i roztargniony rzeźnik Javier i krawcowa Marta. Któreś z nich, wiem to na pewno, wlezie swoimi znoszonymi buciorami w kałużę powstałą pod moją głową. W żałobnym uniesieniu wyniosą na podeszwach moją pamięć, moją cząstkę ciebie... Kilka nut przeklętej melodii. Dlatego ostatecznie nie chcę rozbić sobie głowy. Moja pamięć jest moim dowodem, że istniałeś. Moja pamięć jest świadkiem, moim przekleństwem. Zbierając z podłogi pozytywkę, zerkam przez okno. W Barcelonie pada deszcz.

***

Było w niej coś, co fascynowało... Szczególnie dojrzałych mężczyzn. Może było to chłodne wycofanie i odrobina arystokratycznej wyniosłości, które pozbawiały ją trzpiotowatości, tak charakterystycznej dla młodych dziewcząt. Podczas gdy inne dwudziestolatki pozwalały, by ich włosy swobodnie powiewały wokół twarzy, ona niesforność swoich poskramiała ciasnym kokiem. Jej zielone oczy samoistnie błyszczały i rzadko kiedy patrzyły inaczej niż przenikliwie. Nazywali ją Nina Od Kotów. Otaczała się tymi zwierzętami niczym miniaturową milczącą armią. Kocury z zadartymi ogonami dreptały za nią po kilka sztuk. Najbardziej upodobała sobie te parszywe, ślepe, łyse i z uszami poobgryzanymi przez okoliczne szczury. Otaczała je miłością i pielęgnowała wytrwale, choć w głębi duszy wiedziała, że z parchem nie wygra. Ale przecież Hiszpanie znani są z bezsensownych wojen. Na równi z kotami kochały ją dzieci. Przy nich podobno traciła błękitny odcień krwi, odchylając głowę do tyłu, pozwalała opaść miedzianym włosom na plecy i śmiała się do łez. Nikt nigdy tego nie widział, ale dzieci przysięgały, że towarzyszyła im w wielu zabawach. Była jak wymyślona przyjaciółka – półprzezroczysta istota, powierniczka niesłychanych sekretów. Przypadkowi rozmówcy, którzy zakłócali jej chwile milczenia, później powtarzali znajomym, że Nina żyje w swoim własnym świecie. Gdziekolwiek przebywała przez większość czasu, była tam szczęśliwa... I nie potrzebowała ludzkiego towarzystwa.

ZdumienieWhere stories live. Discover now