Tam, gdzie demony nigdy nie śpią...

243 42 44
                                    

,,Piekło jest puste, a wszystkie demony są tutaj"

– William Shakespeare

Była późna jesień, tysiąc dziewięćset czterdziestego drugiego albo trzeciego roku. Nie pamiętam dokładnie. Wszystkie moje wcześniejsze wspomnienia spowija ciężka mgła – piętno okrutnych czasów. Jedyne co zatarło się w niej i pozostało do dnia dzisiejszego, to uczucia, które towarzyszyły mi podczas tamtego wydarzenia.

Pora roku nie rozpieszczała. Na zewnątrz zawitały pierwsze przymrozki. Roślinność i zwierzęta powoli – jak co roku – przystosowywały się do kolejnego, ciężkiego okresu – nie tylko dla nich był ciężki. Dla nas, mieszkańców małej wioski – w szczególności.

Nigdy nie dociekałem, nie chciałem być niegrzeczny, kiedy dorośli dyskutowali, siedziałem cicho, zatykając uszy. Nie wtrącałem się, nawet wtedy, gdy najstarsza pani w naszej wiosce – starowinka w bardzo podeszłym wieku. Mogła mieć ze sto lat, jak nie więcej – opowiadała niezwykłe, aczkolwiek przerażające historie o kawałku ziemi, znajdującym się nieopodal naszej małej aglomeracji. Nienawidziłem, a zarazem kochałem jej opowieści. Jako mały chłopiec bardzo je przeżywałem, płakałem przez nie, nocami doświadczając koszmarów. Widząc we śnie szczupłą dziewczynę, lub kobietę – dopiero później odkryłem tę tajemnicę. Zawsze widziałem ją od tyłu – siedzącą na drewnianej huśtawce, przymocowanej do drzewa, kołyszącą się w takt wiatru, a jej długie, proste, czarne włosy rozwiewał wiatr, wzbijając w powietrze, niczym piaskowe wydmy popychane przez gorące podmuchy. Na pewno była piękna – wiedziałem to, choć nie widziałem jej twarzy i nie chciałem jej widzieć. Za każdym razem, gdy ten obraz pojawiał się w mojej głowie, krzyczałem przeraźliwie budząc wszystkich ze snu.

Rachela – bo tak miała na imię wiejska starowinka – mówiła, że widzę ucieleśnienie czarownicy, demona opiekującego się lasem. Niegdyś zamordowano w nim mnóstwo kobiet, które posądzano o paranie się czarną magią oraz konszachty z diabłem. Nie znałem się na tym i nie miałem zamiaru się na tym poznawać. Unikałem lasu, a także opowieści babki Racheli, jak palącego ognia.

Żyłem, aż do momentu, w którym względny spokój panujący w wiosce, zakłóciła nadciągająca horda innych demonów. Nadeszli z zachodu. Łupili, kradli, mordowali, gwałcili – jednym słowem czynili wszystko, aby przypodobać się swemu Panu, któremu powierzyli dusze – Szatanowi. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z takim złem, tym bardziej nie mogłem przyjąć do wiadomości, iż będziemy musieli opuścić rodzinny dom.

– Boję się mamo – płakałem, dławiłem się własnymi łzami, lecz pomiędzy krótkimi westchnięciami i spazmami płaczu byłem w stanie wydukać te kilka słów.

– Musisz być dzielny Aaronie. Zobaczysz, wkrótce wrócimy do domu.

Zapewniała, lecz ja nie chciałem jej słuchać. Wiedziałem, że nigdy już nie wrócimy, tak jak nasz ojciec, który poszedł na wojnę. Nie zobaczyłem go już nigdy więcej. Kilku mężczyzn z naszej wioski – raczej niedorostków o dziewiczym wąsie – zadecydowało, iż powinniśmy udać się na wschód, by nie spotkać po drodze oddanych diabłu. Serce stanęło mi w piersi, gdy posłyszałem tę propozycję.

Wschód!? To samobójstwo! Niedorzeczność! Na wschodzie jest Las Czarownic! Ten przeklęty las! Zginiemy tam!

Chciałem coś powiedzieć, lecz słowa uwięzły mi w gardle. Co ja mogłem? Zresztą i tak czekała nas śmierć, albo przez rozstrzelanie, albo przez... zawał. Na samą myśl o spędzeniu chociażby jednej nocy w lesie dostawałem palpitacji serca. Ale nie miałem wyboru, musiałem podążyć za matką i starszą siostrą oraz za pozostałymi wieśniakami, niosącymi dobytek życia na wąskich plecach.

Las CzarownicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz