Jeszcze nie umarłam

121 12 11
                                    


Poczuł się tak, jakby właśnie umarła po raz drugi. Nie, nawet trzeci. Najpierw dowiedział się o zniknięciu i liście – doskonale pamiętał, jak zakłuło go wtedy serce. Nikomu nie przyznałby się do tego, że nie stał za tym jedynie żal, lecz także strach – CO Hannah napisała w liście? Czy wymieniła jego imię?

Pierwsze dni po jej zniknięciu były nie do zniesienia. W szkole huczało jak w ulu. Niektórzy robili zakłady. Podczas lekcji krążyły wyrwane niedbale z zeszytów kartki, każda z prostym pytaniem: Czy Hannah Baker naprawdę się zabiła? Gdy jeden z tych świstków dotarł wreszcie do niego, potargał go, zanim mózg zdołałby oszacować liczbę koślawych kresek po stronie TAK. Za bardzo kojarzyło mu się to z tamtą idiotyczną listą.

I gdy życie zaczęło wreszcie powoli wracać do normy, przez szkołę przetoczyła się kolejna fala, która dotknęła tym razem tylko nielicznych. Wtedy Hannah umarła po raz drugi i żadne z nich, z tej naznaczonej dwunastki, nie śmiało wątpić w jej zapewnienia, wciąż żywej i w stereo. Od tamtej pory minęło kilka tygodni, ze szkoły zniknęły plakaty, których masową produkcję nakazała pani Bradley w ramach akcji Samobójstwo nie jest rozwiązaniem. Pana Portera zastąpiła starsza, koścista brunetka, dla której Hannah była jedynie „zjawiskiem" zeszłego sezonu. Z szafki Hannah usunięto wszelkie zdjęcia, naklejki i maskotki, aby mogła ją zająć jakaś inna uczennica.

Wydawać się mogło, że nie da się umrzeć więcej razy. Fala była tylko wspomnieniem, a Hannah Baker czarno-białym zdjęciem w klasowej kronice, gdy kolację u Standallów przerwał niespodziewany o tej porze telefon. Pan Standall przeprosił i zniknął na kilka minut. Wrócił tylko po kurtkę, którą powiesił wcześniej na oparciu siedzenia.

― Muszę jechać.

― Coś się stało? – zapytała pani Standall.

Alex zdążył jeszcze uśmiechnąć się po nosem i pomyśleć, że to przecież idiotyczne pytanie. Skoro ktoś odrywał ojca od kolacji, to przecież właśnie dlatego, że pewnie coś się stało.

― Właśnie wyłowiono z rzeki jakąś dziewczynę – odparł pan Standall, rzucając krótkie spojrzenie w stronę syna. Alex zastygł, z widelcem w połowie drogi do ust. – Podejrzewają, że to ta od Bakerów.

Pani Standall wyrwało się smutne „Och!", zagłuszone przez widelec Alexa, który z brzękiem upadł na podłogę.

Hannah Baker umarła po raz trzeci.

*****

Justin przetarł zmęczone powieki. Miał za sobą kolejną prawie bezsenną noc, ale obiecał sobie, że jakkolwiek źle by u niego nie było, już nigdy nie będzie prosił Bryce'a o pomoc. Chociaż może gdyby Jess się nie dowiedziała... - pomyślał, starając się zagłuszyć coraz silniejsze wyrzuty sumienia. Rano miał wrażenie, że jego niebieska bluza zaczyna już lekko zalatywać, a skoro już on sam był tego świadom, to wkrótce ludzie zaczną go wyczuwać z odległości kilku metrów. A w tej melinie, którą musiał nazywać domem, mógł zapomnieć o porządnym praniu.

Jak co rano szedł się spotkać z Jessicą pod jej szafką. W ich powitaniach już od dawna nie było niczego radosnego, żadnych uśmiechów, błysku w oku, dłoni na powiekach i okrzyków „Zgadnij, kto to!". Trzymali się jednak tego rytuału, bo jak długo trwał, tak długo oboje mogli wierzyć, że Hannah Baker nigdy nie istniała, nie było żadnych kaset, oblepiających łap Bryce'a, ani kłamstw, których nie można wybaczyć.

Tym razem Jessica nie była sama. Stała z rękoma skrzyżowanymi na piersi, z jedną nogą ugiętą w kolanie. Jej twarz była zupełnie obojętna, mętne oczy bez wyrazu, kąciki ust lekko opadnięte. Ostatnio często tak wyglądała, jakby nic do niej nie docierało. Ta scena nie dawała Justinowi powodów do zazdrości, ale mimo wszystko wolał, by Alex Standall trzymał się od jego dziewczyny z daleka. Gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, Justin zmrużył pogardliwie oczy. Alex powiedział coś jeszcze do Jess, po czym ruszył w przeciwną stronę.

Jeszcze nie umarłamWhere stories live. Discover now