Gdy pewien młody arystokrata wraca na szósty rok do Hogwartu, z zewnątrz praktycznie bez zmian, ale w wewnątrz zmienił się, gdy był sam w swojej sypialni, najczęściej leżał na łóżku i myślał, na jego twarzy przewijały się wszystkie emocje, które odczuł z całego dnia. Czasami wybuchał złością, wtedy rzucał poduszkami po całym dormitorium i kopał w szafki, inni ślizgoni nie zdawali sobie sprawy z tego, co robił, gdy przeszedł przez ciemne drzwi jego pokoju. On też nie dawał im powodów do ciekawości, na początku roku rzucił na pomieszczenie wszelkie zaklęcia wyciszające, by nikt go nie słyszał. Czasami nie pojawiał się na posiłkach lub lekcjach, a czasami przez cały dzień nie wychodził ze swojego azylu.
Był początek października, ślizgon o tlenionych blond włosach siedział przy swoim stole na śniadaniu. Nie jadł, nie pił, po prostu siedział, nie reagował na ślizgonów obok niego, jego myśli i dusza były gdzieś indziej, a jego ciało dalej siedziało przy stole Slytherinu. W pewnym momencie wstał i wyszedł z Wielkiej Sali, jakby był kameleonem, nikt nie zauważył, kiedy zniknął. Gdy wyszedł, udał się w stronę błoni, lubił tam przesiadywać, kiedy wszyscy uczniowie byli gdzieś indziej. Był w samej szacie, a na dworze wiał dość silny i zimny wiatr, nie przeszkadzało mu to, usiadł pod wielkim drzewem i zaczął gorączkowo myśleć.
Ślizgon poszedł na lekcje, lecz był tak nieobecny, że nic, by się nie stało, jakby nie przyszedł. Draco cały dzień milczał był obojętny i lodowaty do szpiku kości, inni uczniowie Hogwartu omijali go szerokim łukiem z wyjątkiem ślizgonów, którzy znali Malfoya i wiedzieli, że on już tak ma. Nie wiedzieli tyko, że to nie była typowa rutyna, chłopak był bardziej lodowaty i obojętny, jak nigdy dotąd. Po lekcjach udał się na obiad, jednak nalał sobie tylko soku dyniowego do szklanki i postawił przed sobą.
W połowie obiadu Dumbledore wstał i podszedł do swojej mównicy, gdzie poprosił o ciszę i powiedział wiadomość, która poruszyła Dracona Malfoya tak, jak nigdy.
— Chciałbym wam opowiedzieć historię o pewnym chłopcu, który tak jak wy siedział w tej sali, chodził po tych samych korytarzach, a miał na imię Tom Riddle. Niestety teraz znany jest pod innym nazwiskiem, jakim jest Lord Voldemort — w tym momencie Draco spojrzał w stronę dyrektora — czemu wam to mówię? Ponieważ nawet w tej chwili mroczne moce mogą próbować przedostać się przez mury szkoły — Draco upuścił trzymaną w dłoniach szklankę z sokiem, a na jego wcześniej obojętnej i lodowatej twarzy można było dostrzec strach – wtedy jego maska zaczęła się kruszyć. Dyrektor kontynuował swoją wypowiedź, lecz chłopak go nie słuchał, gdy zauważył, że schodzi z mównicy wstał i niepostrzeżenie wyszedł z sali tak, jak zrobił to na śniadaniu.
Chodził korytarzami, aż dotarł do końca swojej wędrówki. Znajdował się w części zamku, gdzie uczniowie nie chodzili, a może nawet nie wiedzieli, że jest takie miejsce w Hogwarcie? Draco usiadł na parapecie przy wielkim oknie i popatrzał na widok za nim, gdy oderwał wzrok od krajobrazu, spojrzał na swoje ręce, które całe się trzęsły ze strachu. Bał się, bał się i to cholernie. Rozmyślał nad słowami Dumbledora, lecz nie mógł się skupić, był zbyt przerażony. Czy to możliwe, że śmierciożercy mogą wejść do zamku? Czy oni go szukają? Takie typu pytania krążyły w głowie młodego arystokraty i tworzyły niepowtarzalny mętlik. Malfoy nie wie, ile tak siedział, godzinę? Dwie? A może 15 minut? Totalnie stracił poczucie czasu, cały czas siedział na parapecie i patrzył na niebo, było ono prawie czarne, a jedynymi jasnymi elementami był księżyc i gwiazdy.
Gdy chłopak się uspokoił, stwierdził, że wróci do swojego dormitorium, więc szedł z powrotem tymi samymi korytarzami, aż dotarł do jednego z głównych, który prowadził między innymi do lochów, gdzie znajdował się pokój wspólny Slytherinu. Gdy szedł, nie zauważył na korytarzu żadnego ucznia, po tym stwierdził, że musi być już późna godzina. Wszedł do pokoju wspólnego Salazara i nie zobaczył nikogo, udał się prosto do ciemnych drzwi z nazwiskiem Malfoy. Gdy znalazł się w swojej sypialni, od razu rzucił się na swoje łóżko. Leżał, leżał i leżał tak długo, aż powieki same nie zaczęły mu się zamykać. Następnego ranka nie pojawił się ani na śniadaniu, ani na lekcjach.
Życie Ślizgona wyglądało totalnie tak samo, ciągle się bał, często odwiedzał część zamku, gdzie siedział na parapecie po monologu dyrektora. Wszystko zataczało koło do momentu, kiedy nadszedł Grudzień. Za oknem padał śnieg, a w Wielkiej Sali trwało śniadanie - dziś był dzień wyjazdu do domów na święta. Draco chcąc nie chcąc musiał wrócić, bardzo stresował się i bał powrotu, gdyż wiedział, że w Malfoy Monor jest Czarny Pan, nienawidził swojego ojca za to, że udostępnił ich rezydencje na siedzibę. Ciągle pamiętał, jak co noc w wakacje rzucał pełno zaklęć na drzwi i całe pomieszczenie, ciągle pamiętał, jak co noc barykadował dodatkowo drzwi, bojąc się Fernira Greybacka, który był wilkołakiem.
Nadszedł czas, gdy Hogwart Express odjeżdżał ze stacji w Hogsmade, Draco Malfoy zajął ostatni przedział na tyle pociągu tylko po to, by być sam. Siedział i patrzył w dal za oknem, myślał, zbyt wiele myślał, a w głowie miał mętlik. Strach mieszał się ze skruszoną obojętnością. Gdy dojechał na peron 9 i 3/4 teleportował się przed Malfoy Monor, wziął kilka głębokich wdechów i zebrał wszystkie siły, by jego twarz przybrała obojętny wyraz.
Wszedł do rezydencji, a w progu powitała go Narcyza i Lucjusz - państwo Malfoy. Powiedzieli, że o dziewiętnastej będzie zebranie z Czarnym Panem i Śmierciożercami, Draco lekko się wzdrygnął na samą myśl o spotkaniu. Poszedł do swojego pokoju, rzucił zaklęcia, jakie zawsze rzucał, po czym kopnął z całej siły w szafę z ciemnego drewna, chciał dać upust swoim emocjom, chciał odbudować obojętna i lodowatą maskę, na której nie ukazywała się żadna emocja, ale nie potrafił. Opadł bezradnie na łóżko i tak przeleżał do czasu spotkania.
Gdy zszedł na dół Malfoy Monor, okazało się, że Czarny Pan oprócz Śmierciożerców miał jeszcze kogoś innego - była to mała dziewczynka o jasnej karnacji i długich brązowych włosach. Draco zdziwił się na jej widok, lecz później dowiedział się, po co była jej obecność. Weszli do sali z długim stołem do narad, przy którym siedzieli wszyscy śmierciożercy.
— Draco — zwrócił się do chłopaka Czarny Pan, a ten spojrzał na niego — mam dla ciebie zadanie, którym udowodnisz, że jesteś godny bycia śmierciożercą — powiedział do młodego Malfoya, a w jego oczach pomimo innych masek dało się dostrzec strach.
— Podejdź do mnie chłopcze — powiedział, po czym sam wstał, Draco uczynił to, co kazał — twoim zadaniem będzie zabić tę dziewczynkę — Malfoy usłyszał głos Voldemorta, który wskazywał ręką małą dziewczynkę, którą wcześniej widział. Po usłyszeniu tych słów niemal od razu zamarł. Ustawił się z różdżką naprzeciwko dziewczynki i już miał rzucać zaklęcie uśmiercające, gdy spojrzał w zielone oczy dziewczynki, gdzie dostrzegł łzy, wiedział, że nie jest złym człowiekiem, nie chciał zabić tej dziewczynki, ale wiedział, że jak tego nie zrobi, sam może zostać zabity.
— No już! — wysyczał Voldemort niedaleko jego ucha, ślizgon ciągle stał w tej samej pozycji bez ruchu, nie mógł tego zrobić, nie dał rady — Tak jak myślałem — powiedział Czarny Pan, Draco chwile potem usłyszał znów głos czarnoksiężnika mówiącego Avada Kedavra i zielony promień światła, który trafił małą dziewczynkę stojącą przed nim. Nim zdążył się obejrzeć, upadł na zimną marmurowa posadzkę zwijając się z bólu, domyślał się, że dostał cruciatusem. Zaklęcie ponowiło się jeszcze kilka razy. Gdy Czarny Pan skończył, Draco poczuł przeszywający ostry ból - w tym samym momencie maska obojętności pękła, ukazując słabość i bezsilność chłopaka.
CZYTASZ
«Maski Obojętności | Draco Malfoy»
Fanfiction"indifference made him feel insurmountable" Szósty rok arystokraty w Hogwarcie sprawia, że przepada jedna z jego najważniejszych masek, która oddziela go od monotonnej rutyny życia. Jak poradzi sobie, gdy zacznie się kruszyć, a w końcu przepadnie...