Biegniemy, szybko, jak Oliwia na widok żelków lub na matmę, nie no jeszcze szybciej, brakuje nam sił, jednak nie chcemy aby jakaś pani lub jakiś obozowicz nas zauważył, dlatego jeszcze przyspieszamy. Jesteśmy w tym nieszczęsnym lasku....
- Dziewczyny..... po skończeniu mojego zdania zachowajcie spokój- mówi Waleria. Bądźcie spokojne, widzę cztery sarny, one nam nic nie zrobią.....
-Spokojnie Lena, spokojnie- myślę sobie. Nie bój się.
Mija kolejna minuta biegu przez las, zatrzymujemy się aby odpocząć, wiemy, że tu żadna wychowawczyni nas nie zobaczy. Siedzimy na ławeczce, na której siedziałam ostatnio z Amelą. Ok. 100 metrów przed nami stoi mała sarna, z lewej strony drogi jest wiele drzew, w drugiej natomiast jest ich mniej, za nimi są pola, właśnie tam,( po prawej stronie stając tyłem ,, do słoneczka")stoi sarna.
- Może ją jakoś nazwiemy?- mówię
- Wygląda jak lody o smaku słonego karmelu- mówi Amela.
-Może, będzie to karmelek?- Kończy Waleria.
Zgadzamy się i powoli wstajemy, aby ( iść a nie biec) w stronę domku Pani Mani.
Idziemy od 8 minut, nagle Waleria mówi:
- Mam, mam to!
- Co masz, o co chodzi!?- Odpowiadam z Amelą.
- Mąż, mąż.... mąż cioci Mani, ma na imię Zbyszek! Jestem pewna!
Uśmiechnęłyśmy się, nie zdążamy nic powiedzieć a już widzimy recepcje i domek Pani Mani i Pana Zbyszka.
- Czy my tędy właśnie nie wjeżdżaliśmy? Tak to tu, jechaliśmy autobusem przez ten lasek, w końcu tutaj jest główny wjazd- Krzyczę.
- O... Pan Zbyszek chyba naprawia kajak. Widzicie tam.- Amela wskazuje palcem.
- Aaa... już pamiętam, pamiętam jak byłyśmy tu z mamą i babcią aby odwiedzić ciocię Manie.- Mówi Waleria
Patrzę się na Amelę, na Walerię i pytam:
- A co my w ogóle powiemy? Wejdziemy i powiemy: ha! ha! ha! Nie spałyśmy w nocy i widziałyśmy co kombinujecie? No chyba nie.
- Wymyślimy na poczekaniu, będziemy musiały trochę skłamać ale to dla dobra naszej koloni.- Kończą dziewczyny.
Dobra! Idziemy od strony wejścia domu i pukamy! Puk, puk, puk! Drzwi otwiera nam Pani Mania, mówi:
- Hej, dziewczyny! Co u was? Chodźcie na herbatkę, macie szczęście, upiekłam dzisiaj smaczny deser.
My z przyjemnością wchodzimy, siadamy przy stole i opowiadamy co dzisiaj będziemy robili.
Nagle Pani Mania, pyta nas, jak idzie nam w grze. Z naszych ust słychać tylko:
- HYYY...zapomniałyśmy!
Pani Mania, delikatnie parsknęła śmiechem, mówi abyśmy nie zapominały, bo są fajne nagrody. Po krótkiej rozmowie, Waleria zaczyna mówić:
- Wiesz co ciociu? My właściwie, nie przyszłyśmy tu bez powodu.
- Chcemy się o coś zapytać, jednak niech Pani obieca, że nikomu więcej nie powie.- Mówi Amela.
- W nocy obudziły nas, tajemnicze głosy. Byłyśmy ciekawe kto to, więc patrzyłyśmy przez namiotowe okienko, widziałyśmy panów z latarkami a później Panią z Panem Zbyszkiem.- Dopowiadam.
Pani Mania zrobiła się czerwona, jakby nie chciała aby ktoś widział, ręce zaczęły jej drżeć i ,,wycisnęła" z siebie:
- Yyy... t-t-o b-b-był zwykły spa-spa-spacerek. A ci p-p-panowie to nasi goście, zgubili się. Dziękuję za wizytę dziewczynki, muszę coś załatwić.
Po sugeracji Pani Mani, że mamy wyjść, podziękowałyśmy za gościnę i wyszłyśmy, w tym samym momencie Pan Zbyszek wchodzi do domu, zdejmuje czapkę, wyglądała ona jak francuski berecik, jednak przekształcony na polską czapkę z daszkiem, wychodzimy i zatrzymujemy się przed drzwiami.
- Kto normalny o 3 chodzi na spacer? Coś tu nie gra.- Stwierdzam.
- Cichoooo... słyszycie? - Mówi Waleria, podchodząc pod okno i kiwając, że mamy podejść.
Stajemy pod oknem, tak aby nie było nas widać, słyszymy rozmowę Pani Mani i Pana Zbyszka. Słyszymy coś w tym stylu:
- One są sprytne, odkryją co tu się dzieje, albo im powiemy albo to jakoś ukryjemy. Tak nie damy rady.
- Coś wymyślę.
Po usłyszeniu tej rozmowy, drzwi otworzyły się, ktoś wyszedł z domu, kryjemy się za przyczepkę na kajaki, nasze serca biją z prędkością HYPERIONA. Zamykamy oczy i robimy z siebie kulki. To nic nie dało, Pani Mania z Panem Zbyszkiem nas zauważyli, podchodzą i pytają:
- Słyszałyście naszą rozmowę?
- T-t-trochę?- Odpowiadamy.
Państwo Miałk (tak się nazywają) zapraszają nas do domu, chcą opowiedzieć nam historię, wiążącą się z dzisiejszą nocą. My więc czerwone jak buraczki idziemy za nimi. Nagle! Potykam się o kamień i spadam na ziemię, wszyscy się śmiejemy a stres trochę znika.
YOU ARE READING
NIEZWYKŁY OBÓZ CZ.6
ActionOPOWIEŚĆ, Z POZORU O ZWYKŁYM OBOZIE, JEDNAK CO CZĘŚĆ DZIEJE SIĘ WIĘCEJ