1

104 10 6
                                    

13.09.2019

- Na razie Caroline! Pamiętaj, że dzisiaj piątek trzynastego. Uważaj na siebie.

- Przecież wiesz, co o tym sądzę.

- Jak tam chcesz. Ale wiedz, że niektóre przesądy nie wzięły się znikąd. - powiedział chłopak na pożegnanie i ruszył w swoją stronę.

- Ta jasne. - szepnęła cicho i pokręciła głową. Dlaczego ludzie jeszcze wierzą w te głupoty? Trzynasty w piątek? Też mi coś. Dzień jak codzień, tylko ludzie zachowują się jakby niewiadomo co.

Na przykład pewien osobnik od rana ględził, jaki to ten dzień będzie okropny, nic mu nie wyjdzie, a na koniec to pewnie rozbije lustro i przytrafi mu się siedem lat nieszczęścia. Jakby ją to chociaż odrobinę obchodziło.

Dziewczyna wracała właśnie z pracy. Dzisiejszy dzień był dla niej bardzo męczący. Nogi bolały ją od wysokich szpilek, które musiała nosić przez ostatnie dziesięć godzin. Pracowała w wielkiej korporacji, więc nie miała przez ten czas ani trochę wytchnienia. Nie pomagał fakt, że dziewczyna była świeżą zdobyczą, dlatego musiała robić wiele, aby nie zostać zwolniona. Mimo tego lubiła tą pracę, no... może nie do końca. Jej wynagrodzenie było naprawdę okazałe i dla niego mogła poświęcić swój czas i zdrowie.

Najbliższy autobus miał przyjechać dopiero za dwadzieścia minut. Jako, iż był ciepły wieczór, a do swojego mieszkania nie miała jakoś daleko postanowiła pójść pieszo. Wiatr delikatnie muskał jej twarz i rozwiewał gęste brązowe włosy. Zielone oczy uważnie obserwowały drogę, którą Caroline przechodziła już niejeden raz. W momencie, gdy skręcała w alejkę, pod jej nogami przebiegł mały, czarny kot. Jego sierść była idealnie czysta, co zdziwiło dziewczynę, bo zwierzę nie wyglądało jakby miało właściciela.

- Czyżby miał mnie spotkać pech? - pomyślała, po czym zaśmiała się pod nosem.

Nagle usłyszała za sobą kroki. Z przyzwyczajenia odwróciła się. Za nią stał chłopiec. Miał może z dziewięć lat. Był ubrany w poszarpane spodnie, słabej jakości bluzę i podziurawione trzewiki. Wyglądał jakby nie jadł od kilku dni. Dziewczyna szybko do niego podbiegła. Zawsze była wrażliwa na krzywdę innych i pomagała jak tylko mogła.

- Coś się stało? - spytała troskliwym głosem.

Chłopiec nic nie odpowiedział. Pokręcił tylko głową.

- Zgubiłeś się?

- Nie. Przyszedłem do ciebie.

Caroline poczuła dziwne ukłucie w okolicach serca. Nie ukrywała, zaskoczyło ją to, jednak postanowiła tego po sobie nie pokazywać.

- Dobra, poczekaj tutaj chwilę.

Oddaliła się kilka metrów nie patrząc na dziecko, po czym zadzwoniła do swojego najlepszego przyjaciela, chcąc prosić o pomoc. Nie chciała na razie dzwonić na policję. Wolała radzić sobie sama. Co chwilę wciskała zieloną słuchawkę i odczekiwała kilka sekund. Nic. Po kilku następnych próbach dodzwonienia się zrezygnowała.

Postanowiła wrócić do chłopczyka. Jednak to, co tam zobaczyła ją przeraziło. Dziecka nigdzie nie było. Tak jakby rozpłynęło się w powietrzu. Zamiast niego na ziemi leżała biała koperta. Gdy podeszła bliżej, zauważyła czerwony napis. Caroline mogła się założyć, że była to krew. Przeszły ją dreszcze. Na kopercie widniało jedno zdanie. ,,Przyszedłem do ciebie".

Serce zaczęło jej bić jak oszalałe. Była przerażona. Postanowiła jednak podnieść przeklętą kopertę. Schowała ją do foliowej torebki i spakowała. Jak najszybciej pobiegła w stronę swojego mieszkania. Gdy była na miejscu wyciągnęła klucze i otworzyła drzwi. Weszła do środka i zamknęła się na dwa spusty. Nalała sobie wody i wypiła ją dwoma łykami. Chyba nigdy nie biegła tak szybko, dlatego dostała lekkiej zadyszki. Z trzęsącymi dłońmi podeszła do torebki, z której wyciągnęła kopertę. Usiadła z nią przy stole i powoli otworzyła. W środku - znowu czerwoną substancją - napisane było pytanie.

Date of death * ONE SHOT*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz