Walentynka

186 11 7
                                    

- Judaszu?

Słysząc za sobą głos Mateusza zamarłem w miejscu, starając się niezauważalnie wsunąć do końca kartkę w szparę pod drzwiczkami szafki. Odetchnąłem, próbując się uspokoić, i odwróciłem się do chłopaka, formując usta w przymilny uśmiech.

- Co robisz przy szafce Jezusa? – spytał z nutą podejrzliwości, próbując wyjrzeć ponad moim ramieniem.

- Ach, to tylko… - zawahałem się, szukając w głowie jakiejś wymówki, która uratowałaby mnie z tak beznadziejnej sytuacji. – Znowu ktoś nalepił na nią plakat wyborczy, więc postanowiłem go zdjąć…

Mateusz zmarszczył brwi.

- Więc gdzie on jest?

- Już wyrzuciłem go do kosza, a teraz tylko odlepiałem resztki taśmy… Czemu to cię tak w ogóle interesuje? – nieco spuściłem z przyjaznego tonu, dając mu znać, że drążenie przez niego tego tematu mocno mnie irytuje. – Powinieneś być teraz na lekcjach.

- Tak samo jak ty – odparł, wciąż z nieprzyjemnym wyrazem twarzy, ale widać było, że moje wytłumaczenie mu wystarczyło (choć może tylko pozornie). – Możemy razem pójść do sali.

Jego uprzejmość była, rzecz jasna, wymuszona. Już nawet przestałem się zastanawiać, dlaczego oni wszyscy udają, że jestem ich przyjacielem. Bo ja nigdy nie aspirowałem do tej roli. Widocznie jednak przebywanie blisko Jezusa automatycznie spowodowało, iż wpasowałem się w grono jego… hm, przyjaciół, żeby nie powiedzieć adoratorów.

- Sam do niej trafię. – Na moje słowa nastolatek zdawał się skrzywić jeszcze bardziej. – Potrzebuję wstąpić do toalety, a nie chcę, żebyś musiał na mnie czekać – dodałem, by nieco załagodzić sytuację i rozstać się z nim w miarę pokojowych stosunkach. Choć i tak byłem pewien, że zaraz poleci do Piotra i powie mu, że nakrył mnie przy szafce Jezusa, prowadzącego jakieś ”niepokojące działania”.

Mateusz skinął głową i ruszył w głąb korytarza, a ja udałem się do toalety, zgodnie ze swoimi słowami, nie mając jednak w zamiarach wypełnić ich całkowicie.

***

Przez całą następną przerwę czułem na sobie natarczywe spojrzenia Piotra i Jana, którzy zapewne zostali już zawiadomieni o mojej porannej wpadce. Zacząłem się obawiać, iż powiedzą o tym Jezusowi, a wtedy już nigdy nie byłbym w stanie spojrzeć mu w oczy. Mogłem oczywiście ich poprosić, by tego nie robili, ale wtedy musiałbym wyznać im, co było napisane na kartce, a tego nie zamierzałem robić za nic w świecie.
Nawet na przerwie na lunch żaden z nich nie podszedł do mnie, by cokolwiek wyjaśnić, tylko stali z boku i przypatrywali się, jak próbuję prowadzić z Jezusem normalną rozmowę, starając się nie zauważać ich niebezpiecznie dużej ilości uwagi skupionej na mojej osobie.

-Emm, Jezusie? – spytałem niepewnie, zajmując miejsce obok niego przy stoliku. O dziwo, było ono wolne, a i na około chłopaka zauważyłem tylko Filipa i Andrzeja, co wprawiło mnie w niemałe zdumienie. Zazwyczaj cała jedenastka krążyła wokół niego robiąc wszystko, by ten skupił się tylko i wyłącznie na rozmowie z jednym z nich. – Jak… jak ci mija dzień?

Jezus oderwał spojrzenie od zeszytu, który przeglądał, i przeniósł je na mnie, uśmiechając się z widocznym lekkim zaskoczeniem.

- Judaszu… nie spodziewałem się tego pytania z twojej strony, ale niemniej jest mi miło, że je zadałeś. - Jego uśmiech mógłby mnie w tym momencie zmieść z ławki. Był taki dobry, taki spokojny… - Raczej w porządku, choć nie jestem pewien, jak poszła mi kartkówka z matematyki. Wczoraj byłem zbyt zmęczony, by się do niej przygotować, a była na pierwszej lekcji, więc przed nią też za dużo czasu nie miałem.

Walentynka | ChriscariotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz