I. n

312 26 60
                                    

    Dzień rozpoczął się zdradliwym, palącym w czaszkę kacem, który razem z okrutnym bólem stawów stanowił pamiątkę po nocnej libacji w doborowym towarzystwie Hidana, Itachiego i Pana Tadeusza.

    Deidara opieszale zwlókł się z łóżka, a właściwie z niego spłynął i jak każda bezradna wobec obowiązków istota półżywy pognał na uczelnie.

    W ferie, jak każdy student, zdążył odzwyczaić się od wszelkiego intelektualnego wysiłku, swoje siły konzentrując na regularnym wprowadzaniu toksyn do organizmu.

    Z tego też powodu miał w głowie pamięciową lukę, a jedyne co wiedział to, że znowu potrzebował się wyspać.

    Następne godziny spędził nieprzytomnie. Czując rozchodzącą się po ciele agonie ukrywał się za plecami kolegów w obawie przed wzrokiem wykładowców.

    Niewidzialnością zyskiwał nietykalność.

    Tępym spojrzeniem wpatrywał się w punkt, który pozwoliłby jego myślom odpłynąć od świadomości.

    Czuł się odległy.

    Doktor Akasuna, najbardziej wymagający byt na tej uczelni o charakterystycznych włosach w abstrakcyjnym odcieniu, żarliwym głosem głosił monolog i objaśniał zagadnienia będących podstawą rozważań językoznawczych.

    Młode twarze pałające uwielbieniem do rudego indywiduum wpatrywały się w jego postać namiętnie. W cichych westchnieniach powoli stawiały pomnik dla jego inteligencji i promieniującej jak rad elokwencji, mając wrażenie, że uczestniczą w jego habilitacji.

    Wykłady Akasuny niezależnie od dziedziny zawsze wypełniały salę po brzegi. Doceniano jego surowe spojrzenie na literaturę i nabierającą rozpędu lingwistykę, szanowano przystępny sposób w jaki docierał do ogrodzonych przez schemat umysłów studentów. Jednak nie to stanowiło czynnik potęgujący aktywność na jego zajęciach.

    Większość osób, jak można było się spodziewać, od samego początku semestru walczyła o stypendia swój środek znajdując w przesadnie wyreżyserowanej kreacji zainteresowania.

    Wszystkie powzięte, umotywowane oportunizmem strategie zamydlenia doktorkowi oczu i wzięcia go na "ambicje" były nadaremne i zwyczajnie naiwne. W całej historii uczelni nie było nikogo, kto by zasłynął zasłużoną 5 z któregoś z jego przedmiotów.

    Deidara postanowił odsunąć się od udziału w tym festiwalu cringu i włażenia w dupe i adwersatywnie z braku zajęcia zabrał się do ozdabiania marginesów jedynego zeszytu jaki posiadał.

    Wypełniając papier czarnym atramentem uśmiechał się na wspomnienie o odpałach jakie zdążyli zrobić z Hidanem i Painem podczas tegorocznej przerwy semestralnej. Itachi z góry zaznaczył, że odpuszcza sobie uczestnictwo w tej "odbierającej godność dzieciniadzie" na rzecz nauki do rudego literaty.

    Deidara spojrzał na puste krzesło obok niego. "Oby ta nauka zdążyła się przydać" - pomyślał z rozbawieniem i docierającą do mózgu prostą refleksją.

    Może gdyby wczoraj odpuścili sobie chlanie nie nudziłby się dzisiaj tak bardzo bez umierających w tolaletach kolegów, którzy zwracali w męczarniach swoje żołądki, obiecując sobie, że to ostatni raz jak celebrują podobne rzeczy jak ostatni dzień ferii.

    Niezauważalnie potrząsnął głową na chwilę zapominając gdzie jest.

    - Takenada, nie dosłyszałeś pytania?

    Trzeźwy głos Akasuny oderwał go od stężonych myśli odbierając cały spokój.

    Deidara poczuł jak kurczowo ściska mu się żołądek a gardło wypełnia kula wielkości tej od bilarda, w który grywali z Hidanem.

"To są tylko słowa"  |Sasodei|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz